Agnieszka Radwańska spotkała się w II rundzie wielkoszlemowego Australian Open z Mirjaną Lucić-Baroni, która we wtorek odniosła pierwsze od 1998 roku zwycięstwo w głównej drabince w Melbourne. Tak naprawdę Polka i reprezentantka Chorwacji ani razu nie zdołały ukończyć wspólnej konfrontacji, ponieważ w dwóch poprzednich przypadkach ta o siedem lat starsza kreczowała - W 2014 roku w Dosze powodem była kontuzja pleców, a w ubiegłym sezonie w Eastbourne problemy z układem pokarmowym. Tym razem nic nie dolegało Lucić-Baroni.
Tenisistki weszły na drugi co do ważności kort w Melbourne kilka minut po godz. 9:00 czasu polskiego. Nasza reprezentantka w swoim 11. występie z rzędu na kortach w Melbourne walczyła o dziewiąty awans do III rundy.
Od początku można było zauważyć, że to nie od Radwańskiej będzie w głównej mierze zależał przebieg tego spotkania, ale od niezwykle agresywnej Lucić-Baroni, która bezkompromisowo atakuje, nie uznając żadnych półśrodków. Gdy Chorwatka trafiała z pełną mocną, Polka ledwie sięgała piłki bądż w ogóle nie biegła, a do tego w pierwszych gemach zawodziło ją podanie. Po podwójnym błędzie krakowianka opuściła głowę i udała się w kierunku swojej ławeczki, a sędzia wywołał rezultat 2:1 z przełamaniem na korzyść rywalki.
Doświadczona 34-latka, która w 1999 roku doszła do półfinału Wimbledonu, efektownie weszła w spotkanie, sporadycznie się myliła, a po asie do środka objęła prowadzenie 3:1.
Krakowianka starała się przetrzymać ataki Lucić-Baroni i jak najmocniej jej się przeciwstawiać - zagrywała głębokie piłki, mieszała grę i przede wszystkim mogła liczyć na większą pomoc serwisu, przez co cały czas trzymała się blisko rywalki. Nasza reprezentantka zdawała sobie sprawę, że w starciu z tak agresywnie bijącymi tenisistkami trzeba czekać na swój moment. W pierwszym secie było jednak o to niezwykle trudno, ponieważ 34-latka regularnie "czyściła" linię, dosłownie ocierając się o błąd i objęła prowadzenie 5:3 i 40-15 przy podaniu Polki.
Choć końcówka była niezwykle zacięta, nierozstawiona tenisistka dopięła swego i po piątym setbolu ona i jej trener Marin Bradarić zacisnęli pięści. Chorwatka rozegrała naprawdę dobrą partię, posyłając na drugą stronę 17 piłek bezpośrednio wygranych przy 13 błędach. Statystyka u Polki wynosiła 3-3.
ZOBACZ WIDEO Ewa Brodnicka wspomina, jak poskromiła pijanego adoratora
Na początku drugiego seta Lucić-Baroni pokazała ludzką twarz, a idealnie naoliwiona maszyna zaczęła nieco szwankować - pojawiły się proste, kilkucentymetrowe błędy. Po raz pierwszy w spotkaniu to nasza reprezentantka objęła prowadzenie 2:0 z przewagą przełamania. Sytuacja na korcie szybko jednak znów obróciła się na korzyść doświadczonej 34-latki, która wygrała trzy kolejne gemy, kończąc ostatniego potężnym krosem forhendowym.
Kilka chwil później nasza reprezentantka rozpoczęła obronę własnego podania podwójnym błędem. Od tego wszystko się zaczęło - seria potężnych zagrań rywalki i z wcześniejszego wyniku 2:0 zrobiło się 2:4, a nieco później 2:5. Świetne minięcie dało 79. tenisistce świata dwa meczbole z rzędu. Stało się! Winner, który wyczyścił linię, a chwilę później słowa sędziego: "gem, set i mecz Lucić-Baroni".
Stats pic.twitter.com/roJBye2yA6
— Karolina Konstańczak (@KaroKonstanczak) 19 stycznia 2017
Krakowianka straci aż 710 punktów rankingowych. Przypomnijmy, że sezon temu doszła do półfinału w Melbourne. Kolejną rywalką Lucić-Baroni będzie Maria Sakkari.
Australian Open, Melbourne (Australia)
Wielki Szlem, kort twardy (Plexicushion), pula nagród w singlu kobiet 15 mln dolarów australijskich
czwartek, 19 stycznia
II runda gry pojedynczej:
Mirjana Lucić-Baroni (Chorwacja) - Agnieszka Radwańska (Polska, 3) 6:3, 6:2
Program i wyniki turnieju kobiet
Czytam te komentarze a że trochę mi przeszło, włączam się w obronę godności i dobrego imienia najlepszej polskiej tenisistki, Agnieszki Radwańskiej. Cieszy mnie niezłomna postawa Potterm Czytaj całość
Tak trudno napisać Polka?