Ernests Gulbis wrócił na wielką scenę. I chce na niej pozostać

PAP/EPA / NIC BOTHMA
PAP/EPA / NIC BOTHMA

Gdyby stworzyć ranking tenisistów z największym potencjałem, miałby miejsce w najlepszej "10". W klasyfikacji najbardziej wygadanych, byłby w Top 3. Ernests Gulbis, tenisista niepokorny, w Wimbledonie znów przypomniał się światu.

- Dawno nie grałem na takim poziomie i było to dla mnie trochę surrealistyczne - powiedział Ernests Gulbis po porażce 4:6, 1:6, 6:7(2) z Novakiem Djokoviciem w III rundzie Wimbledonu 2017. Łotysz przegrał, ale nie miał powodów do zmartwień. Dla niego najważniejsze było to, że wrócił na największą tenisową scenę.

Djoković wolał trenować, on - chodzić na dyskoteki

Ostatnie miesiące to dla Gulbisa stracony czas. Z powodu kontuzji ramienia oraz nadgarstka od lipca ubiegłego roku w głównym cyklu rozegrał zaledwie trzy mecze i w rankingu ATP spadł na 589. miejsce. Wimbledon 2017 zaczynał - jak mawiają tenisiści - "pod płotem", na małym korcie numer 16, gdzie pokonał Victora Estrellę. Dla Łotysza było to pierwsze zwycięstwo w głównym cyklu od Roland Garros 2016, ale wrażenia nie zrobiło, w tenisowym świecie potraktowano je jako ciekawostkę. Ale już wygrana w II rundzie z Juanem Martinem del Potro wzbudziła uznanie.

Mecz z Djokoviciem był dla Gulbisa symboliczny. To właśnie z Serbem rozegrał najważniejsze dotychczasowe spotkanie w swojej karierze, przegrany półfinał Roland Garros 2014. Ze swoim sobotnim rywalem zna się od dzieciństwa, kiedy trenowali wspólnie w akademii Nikiego Pilicia. Jak wyjawił w jednym z wywiadów: - Ja wolałem chodzić na dyskoteki, a Novak był wielkim profesjonalistą. Z kolei Serb wspominał: - Ernests nie bał się nikogo, miał wielkie umiejętności. Był perfekcjonistą, ale nie zawsze chciało mu się trenować, czym wywoływał duże niezadowolenie u Nikiego.

I być może dlatego to Djoković jest 12-krotnym mistrzem wielkoszlemowym i od lat czołowym tenisistą świata, natomiast Gulbis ma w dorobku tylko jeden półfinał w Wielkim Szlemie, a w rankingu najwyżej wspiął się na dziesiątą pozycję. Choć Łotysz widzi to inaczej i zwraca uwagę na różnicę umiejętności między nim a belgradczykiem: - Gdy Novak ma problemy, spada w rankingu na czwarte miejsce w rankingu. Gdy ja mam problemy, wypadam poza pierwszą "500" - powiedział.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Serena Williams na korcie w 7. miesiącu ciąży (WIDEO)

Tenisista kompletny

Gdyby stworzyć ranking tenisistów z największym potencjałem, Gulbis miałby miejsce w najlepszej "10". Gdy ma "swój dzień", potrafi pokonać każdego, o czym przekonał się już niejeden rywal, z Rogerem Federerem czy Andym Murrayem na czele. Łotysz ma wszystko, by wspiąć się na sam szczyt światowej hierarchii i odnosić wielkie sukcesy. Potężny, ale też urozmaicony serwis. Forhend, choć poprzedzony dziwacznym wymachem lewej ręki, niezwykle groźny. Śmiercionośny bekhend, grany oburącz. A gdy do tego dołożymy jeszcze niesamowite czucie, wspaniałe dropszoty i znakomite poruszanie się po korcie, jawi nam się obraz tenisisty kompletnego, z bogatym arsenałem uderzeń i potrafiącym stosować na korcie wysublimowane rozwiązania.

Problem leży gdzie indziej. Największym mankamentem tenisisty z Rygi jest porywczość. Wystarczy jeden moment, jedna chwila, by "odpalił". Wtedy przemienia się w szalonego frustrata, któremu nie pasują wszystko i wszyscy, a najbardziej sprzęt, którym gra, bowiem praktycznie nie ma meczu, w którym 25-latek nie roztrzaskałby rakiety w drobny mak, choć - paradoksalnie - podczas Wimbledonu nie zdemolował ani jednej rakiety.

Ciężkiej pracy się nie boi

Gulbis zawsze wyróżniał się ambicją. Gdy był dziesiąty, chciał awansować wyżej. Teraz, choć jest 589. (po Wimbledonie przesunie się w okolice 350. lokaty), myśli o... czołowej "10". - Wciąż czuję się jak tenisista z Top 10 - powiedział w trakcie Wimbledonu. - Wiem, że czeka mnie ciężka praca, aby wrócić tam, gdzie byłem, ale nie boję się jej. Psychicznie jestem gotowy i mam nadzieję, że moje ciało to wytrzyma.

Gulbisa czeka praca u podstaw. Jak poinformował, w sierpniu z tzw. "zamrożonym rankingiem" chce wystąpić w Montrealu, Cincinnati, Winston-Salem i US Open. Wcześniej, w lipcu, być może stanie na starcie imprez w Bastad i Gstaad. Ale jeśli trzeba będzie, wróci do challengerów.

Powrót z otchłani z Safinem u boku?

- Czułem się dobrze i podobało mi się tam - podsumował mecz z Djokoviciem.

Tym pojedynkiem przypomniał się tenisowej publiczności i znów mógł zasmakować gry na wielkiej scenie. I zamierza zrobić wszystko, by to nie był jednorazowy przypadek. Bo Wimbledon, a zwłaszcza występ na korcie centralnym, z pewnością dodał mu wiary w siebie i motywacji.

A te pokłady przydadzą się w najbliższym czasie. Powrót z otchłani rankingu nie należy do rzeczy łatwych. Tym bardziej, że Gulbis nie jest już młodzieniaszkiem (30 sierpnia skończy 29. rok życia). Ale przede wszystkim ma ambicję i chce wrócić do grona najlepszych tenisistów świata.

Kto wie, czy nie z Maratem Safinem, swoim wielkim idolem, postacią równie niepokorną i wygadaną, u boku w roli trenera. - Zadzwonię do Marata - śmiał się po sobotnim pojedynku. - Ale porozmawiamy o innych sprawach.

Marcin Motyka

Zobacz pozostałe teksty autora ->>

Komentarze (0)