Gdyby tenisistka z Konstancy wygrała zawody w Rzymie, na kortach Rolanda Garrosa, Eastbourne lub Wimbledonie, to byłaby niekwestionowaną numer jeden światowych list. Tak pozostał jej ogromny niedosyt, ponieważ nie zdobyła ona premierowego mistrzostwa w Wielkim Szlemie i nie została liderką rankingu WTA.
- To całkiem nieźle, że jestem tak blisko pierwszego miejsca. Wielu ludzi zauważa jednak tylko to, iż ciągle nie osiągnęłam tej pozycji. Ja to widzę nieco inaczej. Jestem oczywiście zawiedziona, że nie jestem jeszcze liderką, ale staram się doszukiwać pozytywów. Najważniejsze, że jestem blisko - powiedziała Simona Halep, która w I rundzie zawodów Citi Open pokonała Sloane Stephens.
Rumunka nie ma szans, aby zostać liderką rankingu WTA już po turnieju w Waszyngtonie, ale ewentualne zwycięstwo w amerykańskiej stolicy ułatwi jej zadanie. Halep straciła już punkty za zeszłoroczny triumf w Montrealu i teraz może sporo odrobić do Karoliny Pliskovej. Tytuł w Citi Open zmniejszy dystans dzielący ją od Czeszki do 701 punktów. Jeśli zawodniczka z Konstancy poszłaby za ciosem i zwyciężyła także w Toronto, to przy wpadce Pliskovej i braku awansu do ćwierćfinału będzie 14 sierpnia nową numer jeden kobiecego tenisa.
Przypomnijmy, że Czeszka broni w najbliższych tygodniach punktów za zwycięstwo w Cincinnati oraz finał US Open, dlatego trudno będzie jej utrzymać pierwszą pozycję. Taka sytuacja sprawia, że wzrastają szanse Halep. Trzeba jednak pamiętać o pozostałych tenisistkach, które pokazały się z dobrej strony w obecnym sezonie. Na amerykańskich kortach twardych sporo mogą zyskać Garbine Muguruza, Venus Williams oraz młode i zdolne Elina Switolina i Jelena Ostapenko. W najbliższych tygodniach zapowiada się więc interesująca walka.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: kabaret na boisku! Zobacz, jak ośmieszył się w tej sytuacji (WIDEO)