Dominika Pawlik, WP SportoweFakty: Wielu tenisistów staje przed wyborem, czy lecieć do USA na dwa turnieje w Nowym Jorku, czy też cierpliwie poczekać na wznowienie turniejów europejskich na początku września. Który scenariusz jest panu bliższy?
Kamil Majchrzak, 108. tenisista świata: Jest jeszcze trzecia opcja. Wylot do Stanów Zjednoczonych, a po występie w US Open, powrót i gra w europejskim tourze.
Pod warunkiem, że obydwa turnieje w Nowym Jorku się odbędą, o czym zapewniają organizatorzy, wbrew rozwojowi pandemii w USA. Wierzy pan, że jest to możliwe?
Mam nadzieję, że tak, bo bardzo chciałbym już wrócić do międzynarodowej rywalizacji. Zresztą nie tylko ja, wielu zawodników nie może się doczekać restartu touru. Na pewno cała dyscyplina bardzo potrzebuje wznowienia sezonu z wielu powodów, również finansowych. Bardzo chcę grać od samego początku, chociaż wiem, że to jest trochę karkołomne i wiąże się z przejściem w krótkim czasie z nawierzchni twardej na ziemną.
ZOBACZ WIDEO: Tenis. Lotos PZT Polish Tour. Paweł Ciaś: Plan? Przygotować się fizycznie
A kwestie proceduralne, jak potencjalna obowiązkowa kwarantanna w USA lub po powrocie do Europy? Czy to nie jest duże ryzyko albo powód do obaw?
Po restarcie touru z tenisistów ma być zdjęty obowiązek kwarantanny. W sumie inaczej nie można byłoby tak naprawdę grać w turniejach, gdyby po każdym starcie trzeba było czekać 14 dni w odosobnieniu przed kolejnym występem. Widać, że obecnie priorytetem jest wznowienie rozgrywek, oczywiście z zachowaniem rozsądku i odpowiednich procedur bezpieczeństwa. Ale też trzeba mieć świadomość, że różne rzeczy się mogą zdarzyć. Szczególnie, że w USA władze stanowe mogą indywidualnie podejmować problematyczne decyzje w zależności od rozwoju pandemii. Jestem dobrej myśli i liczę, że uda mi się zagrać w Nowym Jorku, no i bezpiecznie wrócić, żeby potem grać w europejskich turniejach. Ale zobaczymy jak będzie, bo może się zdarzyć, że rozsądniej będzie pozostać tutaj.
Czyli jest szansa, że weźmie pan udział 5 września w Narodowym Dniu Tenisa? Wśród 10 miast, w których się on odbędzie jest w końcu Łódź.
Tak, mieszkam w Łodzi, więc nie miałbym daleko. Jest to kuszące, ale zobaczymy, jak będzie. Na razie niczego nie da się w stu procentach zaplanować, chociaż wykluczyć też nie. Życie lubi zaskakiwać, a ten rok to przecież same niespodzianki. Przed tym sezonem nikt nie przewidział przecież kilkumiesięcznej przerwy w grze dla wszystkich. Paradoksalnie to zawieszenie touru przytrafiło się dla mnie w dobrym momencie, gdy i tak leczyłem kontuzję, więc niczego nie straciłem. A nawet, chcąc nie chcąc, miałem więcej czasu nie tylko, żeby się wyleczyć, ale też odpocząć, czy na nowo przygotować do pracy i do wysiłku.
Teraz o kontuzji udało się już zapomnieć, czy wciąż gdzieś krąży z tyłu głowy?
Zaraz po wznowieniu treningów oczywiście to było gdzieś w głowie. Pierwsze zmęczenie i pojawiły się czarne myśli, ale to było chwilowe. Jak rzeczywiście solidniej potrenowałem i moje ciało na nowo przyzwyczaiło się do zwiększonego wysiłku, to już nie było źle. Poczyniłem też dużą zmianę, bo odrzuciłem używanie stabilizatorów na kostki. To też było konsekwencją problemów zdrowotnych, które mnie dotknęły i ważny krok na plus, będę się tego trzymał.
Po kontuzji zagrał pan w trzech turniejach przygotowanych przez Polski Związek Tenisowy dla krajowej czołówki. Czy to wystarczające przetarcie przed restartem międzynarodowego touru?
Przede wszystkim cieszę się, że była okazja do ograna się w warunkach turniejowych i rywalizowania z czołowymi naszymi zawodnikami. Bez cyklu Lotos PZT Polish Tour wszyscy byśmy tylko mogli trenować i czekać na pierwsze starty, a te co chwila były przekładane. To ważne, że w tym czasie była okazja do sprawdzenia formy w grze na punkty. Myślę, że to może dać nam przewagę nad rywalami z innych krajów, szczególnie tymi, którzy nie mieli takiego przetarcia przed restartem międzynarodowego touru.
W takim razie jak ocenia pan swoją formę i osiągnięcia z ostatnich tygodni?
Zagrałem kilka trudnych i długich meczów, a właśnie takich najbardziej potrzebowałem. Szczególnie takich, w których nie wszystko układa się tak, jak by się chciało, w których trzeba przezwyciężyć mniejsze czy większe kryzysy. Pierwszym takim naprawdę trudnym był półfinał mistrzostw Polski, no niestety był dla mnie bolesny, bo przegrałem z Danielem Michalskim.
W Bytomiu za to udało mi się zwyciężyć z Jankiem Zielińskim w deblu, zresztą później powtórzyliśmy to w Kozerkach, gdzie wygrałem też singla. Tam musiałem kompensować problemy z przeciążoną nogą trochę nie moją grą, ale udało się. No i miłe było zwycięstwo w pierwszym moim starcie w tegorocznym Lotos PZT Polish Tour we Wrocławiu, bo to był mój pierwszy start po kontuzji. Myślę, że jestem gotowy do restartu międzynarodowych turniejów.
Czytaj też:
Tenis. Światowa czołówka zbojkotuje US Open? Odbyło się spotkanie z ATP i USTA
Tenis. Rzym skorzysta na odwołaniu turnieju w Madrycie? Impreza może zyskać na prestiżu