Tenis. US Open: Marcin Motyka: Dominic Thiem - mistrz wyczekiwany, którego nie da się kwestionować [KOMENTARZ]

PAP/EPA / JUSTIN LANE / Na zdjęciu: Dominic Thiem, mistrz US Open 2020
PAP/EPA / JUSTIN LANE / Na zdjęciu: Dominic Thiem, mistrz US Open 2020

Jego były trener mawiał, że haruje jak wół. W niedzielę to udowodnił, co poskutkowało największym sukcesem w karierze. Dominic Thiem po ponad czterogodzinnej walce pokonał Alexandra Zvereva w finale US Open i zdobył debiutancki wielkoszlemowy tytuł.

Po czterech latach dobiegła końca dominacja tzw. "Wielkiej Trójki" w turniejach wielkoszlemowych. W niedzielę Dominic Thiem wygrał US Open 2020 i został pierwszym triumfatorem imprezy Wielkiego Szlema spoza grona Roger Federer, Rafael Nadal i Novak Djoković od 2016 roku, gdy także w Nowym Jorku najlepszy okazał się Stan Wawrinka.

Mistrzostwo wyczekiwane

Ten triumf był wyczekiwany. Autorytety świata tenisa, byli zawodnicy, dziennikarze i eksperci w ostatnich kilkunastu miesiącach wręcz domagali się ktoś, by ktoś przerwał supremację "Wielkiej Trójki". Wypatrywali młodego, który będzie w stanie sięgnąć po tytuł tej rangi. Doczekali się. Wprawdzie Thiema trudno uznawać za młodego, jest 27-latkiem. Z drugiej strony - biorąc pod uwagę standardy współczesnego męskiego tenisa - należy. Poprzednim wielkoszlemowym zwycięzcą mającym mniej niż 28 lat był Djoković, który w chwili wygranej w Australian Open 2015 liczył sobie 27 lat i 249 dni.

Na ten sukces czekał też sam Thiem. Austriak stopniowo pokonywał szczeble prowadzące go do tego triumfu. W niedzielę rozgrywał swój czwarty wielkoszlemowy finał. Wszystkie poprzednie przegrał, ale w każdym kolejnym notował progres. W pierwszym, Roland Garros 2018, nie zdobył seta z Nadalem. W drugim, Roland Garros 2019, znów z Nadalem, wywalczył jedną partię. W trzecim, Australian Open 2020, przeciw Djokoviciowi prowadził 2-1, lecz uległ Serbowi w pięciu odsłonach.

ZOBACZ WIDEO: US Open. Wojciech Fibak o dyskwalifikacji Novaka Djokovicia: To mogą być historyczne konsekwencje dla tenisa

W trakcie US Open 2020 Thiem przyznał, że porażka z Melbourne wciąż w nim - jak to określił - "siedzi". Żałował niewykorzystanej piłki na przełamanie w czwartym secie. Po niedzielnym meczu nic nie może sobie zarzucić. Na wygraną zapracował bardzo mocno.

Mistrzostwo wyharowane

Günter Bresnik, jego były trener, mawia, że Thiem jest w stanie "harować jak wół". I w niedzielę właśnie to zrobił. Spędził na korcie cztery godziny i dwie minuty, odrobił stratę 0-2 w setach, w piątej partii wrócił ze stanu 3:5, a w końcówce walczył nie tylko z Alexandrem Zverevem, ale i z własnym organizmem, bo miał problem z udem i ze skurczami, lecz poradził sobie z tymi wszystkimi przeciwnościami i ostatecznie zwyciężył 2:6, 4:6, 6:4, 6:3, 7:6(6).

Bresnik wprowadził Thiema do czołówki, ale tenisistę z najwyższego poziomu uczynił z niego Nicolas Massu. Chilijczyk został szkoleniowcem Austriaka w lutym zeszłego roku. Od początku tej współpracy gracz z Wiener-Neustadt wystąpił w finale dwóch z pięciu rozegranych w tym czasie turniejów wielkoszlemowych i na każdym kroku podkreśla, że bardzo rozwinął swoją grę, zwłaszcza na twardej nawierzchni.

Mistrzostwo niekwestionowane

W trakcie finału i po jego zakończenie pojawiły się komentarze umniejszające znaczenie sukcesu Thiema. Bo turniej rozgrywany w nietypowych okolicznościach. Bo na starcie zabrakło dwóch wielkich mistrzów (Federera i Nadala), a trzeci (Djoković) wykluczył się z zawodów przez własną nieodpowiedzialność, ponieważ został zdyskwalifikowany po tym, jak trafił piłką arbiter liniową. Bo poziom meczu niegodny spotkania tej rangi.

Jeśli chce się szukać dziury w całym, można wydawać takie opinie. Tyle że prawda jest taka, iż Thiem wygrał US Open 2020, w drodze po tytuł pokonał siedmiu rywali, których poziom predysponował do udziału w imprezie tej rangi, i jak najbardziej zasłużenie zdobył tytuł, zostając 150. w historii triumfatorem turnieju Wielkiego Szlema.

Takie są fakty. Ich nie da się zakwestionować

Marcin Motyka

Zobacz pozostałe teksty autora ->>

Źródło artykułu: