Marcin Motyka: Mecz do wspominania przez dekady. Czapki z głów przed Hubertem Hurkaczem [OPINIA]

Getty Images / AELTC/Edward Whitaker / Na zdjęciu: Hubert Hurkacz (z lewej) i Roger Federer (z prawej)
Getty Images / AELTC/Edward Whitaker / Na zdjęciu: Hubert Hurkacz (z lewej) i Roger Federer (z prawej)

Są wydarzenia, do których potem powraca się latami. Stanowią punkt odniesienia. Takim jest zwycięstwo Huberta Hurkacza nad Rogerem Federerem w ćwierćfinale Wimbledonu. Polak wygrał z królem tenisa w jego królestwie. I za to czapki z głów.

Tenisiści, dla których gra na największych arenach nie jest codziennością, często wychodzą na kort centralny Wimbledonu, mając spętane nogi. Ale nie Hubert Hurkacz. On w takich okolicznościach czuje się jak ryba w wodzie. Udowodnił to w środę, w ćwierćfinale The Championships pokonując Rogera Federera [6:3, 7:6(4), 6:0].

Owszem, to nie był Federer w najlepszym wydaniu. Tenisowy artysta, geniusz, zachwycający polotem oraz fantazją i z dziecinną łatwością zagrywający najtrudniejsze uderzenia. To był smutny obraz starego mistrza, który nie jest w stanie znaleźć sposobu na młodszego rywala i którego zawodzą największe atuty.

Ale to w żaden sposób nie umniejsza zasług Hurkacza. Polak w środę odniósł największy sukces w karierze. Wprawdzie, biorąc pod uwagę ranking, większy może wydawać się triumf w IV rundzie nad Daniłem Miedwiediewem, obecnym wiceliderem klasyfikacji, ale Federera nie można sprowadzać do miana ósmego singlisty świata. To najbardziej utytułowany tenisista wszech czasów. 20-krotny mistrz wielkoszlemowy i ośmiokrotny triumfator Wimbledonu. Gracz, który pobił lub ustanowił tyle rekordów, że na ich wymienienie potrzebnych byłoby jeszcze kilka takich artykułów.

ZOBACZ WIDEO: Iga Baumgart-Witan porównana do absolutnej legendy lekkiej atletyki. "Skoro tak mówią, to miło"

Raz na jakiś czas następują wydarzenia, do których potem powraca się latami. Stanową punkt odniesienia. W mojej opinii właśnie takim jest zwycięstwo Hurkacza nad Federerem. Bo Polak pokonał jedną z najbardziej ikonicznych postaci globalnej dyscypliny sportu. Wygrał z człowiekiem rozpoznawalnym na całym świecie, którego występy przyciągają uwagę widzów w każdym zakątku kuli ziemskiej. Okazał się lepszy od kogoś, kto jest idolem i inspiracją dla wielu ludzi na świecie, w tym dla samego Hurkacza.

Ten mecz przez dekady będzie wspominany w polskim środowisku tenisowym. A może i w całym świecie tenisa. Kto wie, czy Hurkacz nie odebrał Federerowi ostatniej szansy na tytuł w jego ukochanym turnieju. Podczas pomeczowej konferencji Szwajcar nie powiedział wprost, że był to jego ostatni Wimbledon. Ale nawet jeśli nie, to trudno sobie wyobrazić, by w przyszłym roku, zbliżając się do 41. urodzin, był w stanie powalczyć o triumf.

Często tenisiści, którzy nie wykorzystali szansy na zwycięstwo z legendą, mówią: "miałem meczbola", "gdybym trafił forhend, wygrałbym". W wypowiedziach medialnych wracają myślami i zastanawiają się, co by było, gdyby wygrali. Gdyby wykorzystali tego meczbola albo trafili ten przeklęty forhend. Hurkacz gdybać nie musi. On może się cieszyć, bo na korcie centralnym pokonał Rogera Federera.

Wygrał z królem Wimbledonu w jego królestwie. I za to czapki z głów.

Marcin Motyka

Zobacz pozostałe teksty autora ->>

Źródło artykułu: