Gdyby nie atak państw bloku wschodniego w 1968 roku na Słowację, prawdopodobnie to właśnie w barwach tego kraju rozgrywałaby swoje mecze Belinda Bencić i to nasi południowi sąsiedzi cieszyliby się teraz ze zdobycia złotego medalu olimpijskiego w tenisie. Tak się jednak nie stało, bowiem dziadkowie Belindy uciekli w obawie przed konfliktem zbrojnym do Szwajcarii. Jednak zarówno Ivan, jak i Dana, czyli rodzice świeżo upieczonej mistrzyni olimpijskiej, pochodzą właśnie z ówczesnej Czechosłowacji. Nic więc dziwnego, że na jej czasach często usłyszymy język, który wyda nam się znajomy.
"Nowa Hingis" pod skrzydłami polskiego trenera
Bencić od dawna uważana była za złote dziecko szwajcarskiego tenisa. W 2015 wygrała swoje pierwsze turnieje rangi WTA w Eastbourne i Toronto, pokonując w finale pierwszego z nich Agnieszkę Radwańską. To właśnie wtedy zaczęto ją przyrównywać do największej gwiazdy w historii szwajcarskiego tenisa, Martiny Hingis. 18-letnia wówczas Bencić wspięła się na najwyższe w karierze, 7. miejsce w światowym rankingu.
Od lutego 2017 roku aż do kwietnia Bencić współpracowała z polskim trenerem, Maciejem Synówką. Później przeszła operacje nadgarstka i "straciła" cały sezon, spadając aż na 165. miejsce w rankingu WTA. Czekała ją długa wędrówka do tenisowej elity. - Obecnie mamy tendencję spadkową. Jednak każdy przeżywa wzloty i upadki. Nie zamierzam na siebie wywierać zbyt dużej presji z tego powodu. Kocham tenis i oczywiście chciałabym wygrywać. Może muszę się bardziej rozluźnić - mówiła wtedy Bencić. Obecnie szkoleniowcem mistrzyni olimpijskiej jest jej ojciec Ivan.
Olympic Gold Medalist*
— Belinda Bencic (@BelindaBencic) July 31, 2021
And one more Final to go tomorrow (today) pic.twitter.com/KP6fIUUyuc
Mistrzyni olimpijska wbrew logice
Choć przed wybuchem epidemii COVID-19 Bencić osiągała znakomite rezultaty, awansując między innymi do finałów turnieju WTA Finals, to aktualny sezon był dla niej dość rozczarowujący. Jednym z najlepszych wyników Szwajcarki w 2021 roku był dla Szwajcarki finał w Adelajdzie, gdzie uległa Idze Świątek w dwóch setach. Zmagania na kortach Wimbledonu, który był ostatnim sprawdzianem dla wielu tenisistek przed igrzyskami olimpijskimi, zakończył się dla niej porażką z Kają Juvan już w pierwszej rundzie.
Belinda Bencić ma na swojej szyi już jeden złoty medal olimpijski, a może dorzucić do niego drugi, bo przecież wciąż ma szanse wygrać finał rywalizacji debla wspólnie z Viktoriją Golubić. Być może jej triumf w Tokio nie jest aż takim zaskoczeniem jak wygrana Portorykanki Moniki Puig w 2016 roku, ale jest to kolejny dowód na to, że turniej olimpijski w tenisa jest jedną z najbardziej nieprzewidywalnych konkurencji olimpijskich. Jedno jest pewne - Bencić jako pierwsza Szwajcarka ze złotym medalem w tenisie pań już na zawsze zapisała się w historii tenisa i nikt jej tego nie odbierze.
Zobacz również:
Tokio 2020. Szokująca decyzja Novaka Djokovicia. Zrezygnował z meczu o medal
Tokio 2020. Nigdy nie przegrał finału. Liczy, że w niedzielę podtrzyma tę serię
ZOBACZ WIDEO: Tokio 2020. Złoto sztafety "gamechangerem" dla Polski? "My też jesteśmy zdolni do wielkich rzeczy!"