Dominika Pawlik, WP SportoweFakty: Jak to jest z tym tenisem na igrzyskach?
Mariusz Fyrstenberg, trzykrotny uczestnik igrzysk olimpijskich: Niektórzy mówią, że dla tenisisty najważniejsze jest wygranie Wielkiego Szlema. Igrzyska są raz na cztery lata, a w tym czasie jest szesnaście Wielkich Szlemów. Gdybym ja miał wybierać, to cenniejszy jest medal olimpijski. Topowi tenisiści typu Federer, Nadal w moich czasach mówili, że szlema już wygrali, więc to, co im zostało, to złoto olimpijskie. Może jedynie Amerykanie mają spojrzenie na tenis na igrzyskach jako coś "przy okazji". W Europie jest to jednak powyżej Wielkiego Szlema. Amerykanie mają tyle złotych medali, że nikt by się wyróżnił, gdyby dołożył coś w tenisie. W Polsce byłoby za to odwrotnie.
Byłeś na igrzyskach trzykrotnie (2004, 2008, 2012). Jak je wspominasz, jeśli chodzi o emocje pozasportowe?
W wiosce olimpijskiej jest wyjątkowa atmosfera. Sportowcy znają się wcześniej głównie z mediów, a tu nagle wszyscy się spotykają. Przez starty atmosfera jest napięta. Dla większości dyscyplin jest to jedna z niewielu szans na zaistnienie. Tenisiści są o tyle uprzywilejowani, że w ciągu roku mają więcej okazji do spektakularnych wyników. Inne sporty niestety są mniej wdzięczne, dlatego jest wielkie skupienie, praca i stres.
Same warunki w wiosce bywają różne, zazwyczaj to nowo wybudowane budynki. Często coś nie działa. Warunki są spartańskie, jest wielka stołówka. Bywa tak, że po tygodniu wszyscy mają dość tego jedzenia. Może teraz będzie inaczej, bo organizatorzy w Tokio nie będą pewnie oszczędzali na takich rzeczach jak jedzenie. Teraz podobno nie będzie można jeździć oglądać zmagania innych, więc duży kawałek czegoś wyjątkowego będzie ucięty. Przez obostrzenia nie poczuje się chyba prawdziwych igrzysk, tej niesamowitej rywalizacji przy pełnych trybunach.
ZOBACZ WIDEO: Restrykcje w Tokio wpłyną na formę zawodników? "Jedziemy tam wykonać dobrą robotę"
Byli jacyś sportowcy, z którymi nawiązałeś znajomość?
Zaprzyjaźniłem się z siatkarzami, wtedy byli to Piotr Gruszka, Paweł Zagumny, Krzysztof Ignaczak. To było przyjemne, chodziliśmy na swoje mecze. Sporty rakietowe kwaterowali w wiosce razem, więc często lądowaliśmy na piętrze z pingpongistami, badmintonistami. Z nimi mieliśmy zawsze dobry kontakt.
Każdy chodził, gdzie mógł i chciał, ale z drugiej strony był skoncentrowany na sobie, więc nie można było poświęcić pół dnia na oglądanie jakiejś dyscypliny. W naszej misji instalowane były ekrany i monitory, gdzie można było na bieżąco śledzić wydarzenia. Piękne momenty były, kiedy na przykład wioślarze wracali do budynku z medalami na szyi. Dostali owacje na stojąco! To smaczki igrzysk. Wspieranie się sportowców jest fajne i wyjątkowe.
Marta Domachowska wspominała, że popularne było zbieranie autografów do specjalnych książek oraz zbieranie przypinek z innych krajów.
Zainteresowanie przypinkami mijało szybko, kiedy wracało się do Polski, ale na miejscu rzeczywiście niektórych to interesowało. Venus Williams chciała polską przypinkę i krzyczała pod balkonem, czy ktoś może wyjść i się z nią zamienić. Książeczki na autografy polskich sportowców mi się nie przydawały, ale z niektórymi sportowcami nadal trzymam kontakt. Te znajomości mogą przetrwać nawet do końca życia.
W tym roku mówimy o polskich zawodnikach, że są naszymi nadziejami medalowymi.
Zgadza się, nigdy aż takich nie mieliśmy! Jest Łukasz Kubot w grze podwójnej, do tego Iga Świątek, Hubert Hurkacz singlu. Plus mikst, Świątek z Kubotem. Żeby nie pompować balonika dodam, że jesteśmy jedyni z wielu. Wciąż mamy mały procent szans na złoto. Z drugiej strony nie mieliśmy jeszcze nigdy w historii medalu w tenisie. Wziąłbym nawet brązowy medal, choć wiem, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, ale wziąłbym go w ciemno.
Losowanie drabinki jest ważne na tej imprezie?
To też kwestia szczęścia, ale równocześnie i tak trzeba wygrać z topowymi zawodnikami w późniejszej fazie. Czy się przegra w I rundzie na igrzyskach, czy w ćwierćfinale, to nie ma znaczenia.
Czy kort, jaki będzie w Tokio sprzyja naszym?
Gdybym miał wybrać nawierzchnię, to wolny hardcourt, jaki tam będzie, byłby moim wyborem. Iga lubi takie wysokie odbicie. Hubert lubi tę nawierzchnię. Wymówek nie będzie.
Dla większości polskiej ekipy będzie to pierwszy raz na igrzyskach. To nie będzie czynnik, który może im przeszkodzić w osiągnięciu sukcesu?
Tak, ale większość zawodników będzie bez doświadczenia. Iga i Hubert grali niewiele Wielkich Szlemów, gdzie napięcie jest największe. Doświadczenie będzie po stronie innych, ale nadal to normalne mecze tenisowe. Mają taki potencjał tenisowy, że przy stresie mogą mecze wygrywać.
Gdybyś teraz po latach sam sobie miał dać radę przed startem na igrzyskach, co by to było?
Każdy inaczej podchodzi do tego. Jeśli chodzi o mnie, to mniej bym czytał internetu. Nie tylko wtedy, ale w ogóle, w życiu. Czytanie o sobie jest fajnie, jak idzie dobrze. Jednak media i zainteresowanie, jest taką samą częścią kariery, jak forhend, bekhend czy gra korcie. Każdy musi znaleźć złoty środek. To jest przywilej być w centrum uwagi, więc każdy sportowiec musi sobie z tym radzić.
Rzutem na taśmę na igrzyska awansował Kamil Majchrzak, którego świetnie znasz, bo jest m.in. reprezentantem Polski w Pucharze Davisa (Fyrstenberg jest kapitanem kadry - przyp. red.). Czy on może sprawić w Tokio niespodziankę?
Skupienie będzie na Świątek, Hurkaczu i Kubocie. Kamil może wyjść na kort i nie ma nic do stracenia, bo nie jest faworytem. Jak go znam, to nie będę widział dużo luzu w jego grze. On jest tak ambitny, że chce wygrywać, a nie tylko pojechać, bo to są igrzyska. Będzie musiał wejść na wyżyny możliwości. To dobra nawierzchnia dla niego, gra mu się najlepiej właśni na wolniejszym hardzie.
Czy na następnych igrzyskach możemy zobaczyć kolejnych polskich zawodników?
Zdecydowanie tak. Mamy bardzo fajnych kilku zawodników. Polski tenis jest na wysokim poziomie, najwyższym w historii, zarówno damski, jak i męski. Myślę, że jesteśmy na wznoszącej i będzie coraz lepiej. Były czasy, gdy I runda Wielkiego Szlema była stresem i wielkim przeżyciem. Teraz już o tym nawet nie piszą w gazetach. To jest fajne, że wszystko powszednieje, sukcesy też. Mamy zwyciężczynię Wielkiego Szlema, która jest bardzo młoda. Mamy Huberta, który idzie do przodu i będzie szedł dalej, bo jest ciągle młodym tenisistą. Mamy odblokowane wszystkie drzwi, do tego, co blokowało nas przez kilka lat. Kacper Żuk, który byłby gwiazdą 10 lat temu, spokojnie sobie idzie, jest normalnym chłopakiem, bardzo skromnym, z pokorą, dlatego wiem, że on będzie grał dużo w przyszłości. A są jeszcze inni.
Czytaj też:
Lista zarzutów jest długa. Wybitna tenisistka może iść do więzienia!
Marta Domachowska: Liczę na pierwszy medal w tenisie na igrzyskach