Grzegorz Wojnarowski: Złoto na wyciągnięcie ręki [OPINIA]

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: reprezentacja Polski
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: reprezentacja Polski

Jeśli nie teraz, to kiedy? Jeśli nie tu, to gdzie? Polska siatkówka wysłała na igrzyska najlepszą drużynę od 45 lat, gdy legendarny zespół Huberta Wagnera zdobył złoto. W Tokio marzymy o powtórce z Montrealu, która jest realna jak nigdy wcześniej.

Występ naszych siatkarzy to dla polskiego kibica danie główne XXXII Letnich Igrzysk. Z wielu powodów. Na olimpijskie podium w siatkówce, w dyscyplinie, którą Polacy kochają jak nikt inny na świecie, czekamy zdecydowanie zbyt długo. Sukcesów w innych rozgrywkach mieliśmy w ciągu ostatniej dekady pod dostatkiem, olimpijskie podium od 1976 roku jest dla nas jak zaklęte. Od kiedy na igrzyskach rozgrywa się ćwierćfinały, są one dla Polaków nie do przejścia. W 2008 roku było blisko, ale Włosi byli o jedna piłkę lepsi. Cztery lata później dotkliwie zbili naszych Rosjanie, a pięć lat temu w Rio de Janeiro Amerykanie też nie oddali Biało-Czerwonym nawet seta.

Dlaczego teraz miałoby być inaczej? Dlatego, że tak mocnej drużyny nie mieliśmy od czasów legendarnej ekipy Wagnera. Od kiedy oglądam siatkówkę, a występów złotych medalistów z Montrealu pamiętać nie mogę, tak mocni nie byliśmy nigdy! Mamy zespół już bardzo doświadczony, ale jeszcze nie stary. Zespół pełen gwiazd, ale takich, które znają swoje miejsce i rolę w drużynie.

- Na tych igrzyskach mamy w zespole młodych chłopaków, ale i kilku rutyniarzy, którzy dużo już przegrali, ale mają też na koncie sporo sukcesów. Na pewno jesteśmy lepszym zespołem niż w Londynie i Rio - mówił nam kilka dni przed startem turnieju olimpijskiego Michał Kubiak.

ZOBACZ WIDEO: Dominika Kossakowska zdradza kulisy dramatu pływaków. "Informacje dopływały do nas z mediów"

Kubiak to dla zespołu ktoś więcej, niż kapitan. To jego serce. Człowiek, który jest dla innych wzorem, jak należy pracować, i niezależnie od tego, co o tobie mówią, wierzyć w swoje umiejętności. Na boisku, jak na fana sportów walki przystało, zamienia się w "ulicznego wojownika", który w razie potrzeby zje parkiet razem z kilkoma pustymi krzesełkami z tokijskich trybun, byle tylko jego zespół wygrał. Nie raz już mówił, że dla zwycięstwa drużyny zrobi wszystko. A teraz dodaje, że w Tokio ma sobie coś do udowodnienia: że jest dość dobry, by zostać mistrzem olimpijskim.

Kolejna gwiazda, Bartosz Kurek, zdrowy i w formie jest nie do zatrzymania dla rywali. Teraz jest zdrowy, a w niedawnej Lidze Narodów pokazywał, że z formą też jest całkiem dobrze. Determinacji też mu nie zabraknie. Tak jak Kubiak czy Piotr Nowakowski jest na swoich trzecich igrzyskach, więc w końcu wypadałoby na nich coś zdobyć. Tak jak w finałach MŚ 2018, gdy wspiął się na kosmiczny poziom i dostał tytuł MVP turnieju, nie zagra już pewnie nigdy, ale nie musi. Wystarczy, że zbliży się do tego poziomu, a rywale będą mogli tylko bezradnie patrzeć, jak wbija w boisko kolejne gwoździe.

Trzeci z naszych wielkich, faktor X tej drużyny, zawodnik, którego od lat brakowało w polskiej siatkówce, to Wilfredo Leon. Urodzony na Kubie geniusz siatkarskiej ofensywy, okrętowe działo największego kalibru, które strzela w przeciwników pociskami o dewastującej sile. Zdaniem wielu najlepszy siatkarz świata. Przed igrzyskami musicie wiedzieć o nim jedno: im większa jest stawka, tym lepiej gra, tym mocniej zamyka się w tunelu, na którego końcu widać tylko światło zwycięstwa.

To trzy największe gwiazdy biało-czerwonej drużyny, trzy ważne argumenty w dyskusji: "Dlaczego Polska sięgnie w Tokio po medal?". Ale nie jedyne. Każdy siatkarz z olimpijskiej dwunastki jest graczem dużego formatu. Nikt nie zaprzeczy, że Paweł Zatorski to fantastyczny libero, a Piotr Nowakowski to skarb na środku siatki. O jakości zespołu niech świadczy fakt, że MVP ostatniego finału Ligi Mistrzów Aleksander Śliwka jest w nim zawodnikiem rezerwowym.

Mało wam argumentów? Jedziemy dalej. Od mistrzostw świata w 2018 roku zespół Heynena wraca z medalem z każdej imprezy, w której bierze udział. Trzy lata temu belgijski trener najpierw szybko natchnął podłamaną fatalnym poprzednim sezonem ekipę, już po kilku miesiącach sięgnął z nią po złoto MŚ, a w kolejnych latach dołożył medale Ligi Narodów, mistrzostw Europy i Pucharu Świata.

Dla Heynena i jego drużyny celem ostatecznym jest właśnie medal igrzysk. Najlepiej złoty. - Lubię wszystkie kolory, choć brąz nie aż tak bardzo. Srebro jest ok, ale pełnię szczęścia daje mi tylko złoto - powtarza selekcjoner Polaków. Bardzo trudna przeszkodą w drodze po to złoto będzie wspomniany już ćwierćfinał, którego naszym siatkarzom jeszcze nigdy nie udało się wygrać. Nie mam jednak żadnych wątpliwości, że przeszkodą najtrudniejszą będzie Brazylia. W tym momencie chyba jedyny zespół na świecie, który jakością dorównuje Polakom, być może nawet trochę ich przewyższa.

Mocno jednak wierzę, że do spotkania Biało-Czerwonych z Brazylijczykami jeszcze daleko. Że skład finału będzie w Tokio taki sam, jak na mistrzostwach świata w 2014 i 2018 roku. I że drużyna, która zwycięży, też będzie ta sama.

Czytaj także:
Vital Heynen zdradza, który mecz igrzysk będzie kluczowy. "Mamy do zrobienia historyczną rzecz"
Ile?! Tomasz Zimoch odważnie o szansach medalowych Polaków