Nie zadzierajcie z matkami! Wymusiły coś, co chwilę wcześniej było nierealne

Instagram / Instagram / Alex Morgan z córką
Instagram / Instagram / Alex Morgan z córką

Nie chciały słyszeć o tym, że muszą zostawić dzieci w domu. Tak długo protestowały, że w końcu komitet organizacyjny igrzysk olimpijskich w Tokio zmienił decyzję.

W tym artykule dowiesz się o:

Jak czytamy na goodmorningamerica.com, organizatorzy igrzyska olimpijskich poszli karmiącym matkom na rękę. Początkowo, ze względu na koronawirusa, małe dzieci miały zostać w domu i nie towarzyszyć rodzicielkom w Tokio. Organizatorzy nie chcieli słyszeć o zmianie przepisów. Ochrona przed nowymi przypadkami zakażeń i obawa, że COVID-19 rozniesie się po wiosce olimpijskiej spędzał im sen z powiek. To wywołało jednak żywe protesty, co z kolei poskutkowało zmianą decyzji.

Komitet organizacyjny igrzysk oznajmił, w oświadczeniu przesłanym ABC News, że karmiące sportsmenki wymagają wsparcia i trzeba iść im na rękę. "W razie konieczności małe dzieci mogą towarzyszyć matkom podczas pobytu w Japonii" - czytamy.

- Co znaczy "w razie konieczności"? Jesteśmy matkami-olimpijkami i mówimy wam, że to konieczne. Nikt nie skontaktował się ze mną, czy mogę zabrać moją małą córkę - napisała na Twitterze Alex Morgan, piłkarka olimpijskiej reprezentacji USA. Oświadczenie organizatorów to kapitulacja wobec karmiących matek.

ZOBACZ WIDEO: "Bieganie kilometrów zabija predyspozycje". Dziesięcioboista szczerze o koniecznych wyborach w tej dyscyplinie

Dzieciom nie wolno przebywać tam, gdzie są sportowcy, więc "olimpijskie matki" muszą zapewnić mężom czy partnerom pobyt w hotelu blisko wioski olimpijskiej. Komitet olimpijski przedstawił rozwiązanie sprawy jako swój sukces, jednak to reakcje zirytowanych zawodniczek wymusiły zmianę początkowej decyzji.

Biegaczka Aliphine Tuliamuk narzekała, że organizatorzy zmuszają ją do wyboru - albo będzie zawodniczką, albo matką. Przyznała, że czuła się rozdarta, a cała sytuacja kosztowała ją sporo łez. - Nie wyobrażam sobie rozstania z moją małą córką na pół dnia, a co dopiero na 10 dni, tak jak chcieli organizatorzy - powiedziała. - Macierzyństwo to piękna sprawa, kocham być mamą Zoe. Nigdy nie czułam tak ogromnej miłości. Byłam przerażona myślą, że może mi się coś stać i nigdy nie wrócę z Tokio. Jestem pewna, że wszystkie matki czują podobnie.

Kim Gaucher, kanadyjska koszykarka, apelowała o zniesienie ograniczeń. O zniesieniu zakazu przyjazdu wspólnie z dziećmi dowiedziała się od męża. - To wspaniała wiadomość - powiedziała. - Teraz możemy skupić się na sporcie.

Protestowała również Ona Carbonell, hiszpańska pływaczka. W efekcie nie wzięła dziecka na igrzyska, oskarżając japoński rząd o nieludzkie traktowanie. - Gdyby moje dziecko i partner chcieli przyjechać do Tokio, nie mogliby wychodzić przez 20 dni z hotelu. Nie wiem, gdzie zostaliby umieszczeni, bo o tym dowiedzielibyśmy się dopiero na miejscu. Na dodatek za każdym razem musiałabym na karmienie wychodzić z "bańki" olimpijskiej, co stwarzałoby zagrożenie dla zdrowia innych reprezentantów Hiszpanii - powiedziała.

Przepisy ostatecznie zmieniono, lecz rozczarowana Carbonell już wcześniej podjęła decyzję, że wobec przepisów narzuconych przez Japończyków zostawi córkę w Hiszpanii.

Zaiskrzy na parkiecie. Iran pierwszym rywalem Polaków
Igrzyska olimpijskie. Gwiazdor tenisa spotkał na treningu gimnastyczki. I nagle takie coś!

Komentarze (0)