Michał Kwiatkowski starał się, walczył, ale to nie wystarczyło, by wywieźć z Tokio medal. Polak ukończył zmagania na jedenastym miejscu. Po wyścigu ze startu wspólnego nie krył rozczarowania.
- W sumie duży niedosyt, bo tak naprawdę byłem w grupce, która jechała po zwycięstwo. Nie mówię, że to była loteria, bo najsilniejszy ostatecznie wygrał, natomiast próbowałem kilka razy atakować, bo wielu kolarzy się tam pilnowało na ostatnich 30 kilometrach. Próbowałem swoich sił, by w miarę mądrze atakować i odjechać - mówił w TVP Sport.
Zaznaczał, że kluczem wcale nie była siła w nogach. - Niekoniecznie najsilniejsze nogi mogły wygrać ten wyścig. Trzeba było szukać swojej szansy gdzieś tam wcześniej - dodał.
ZOBACZ WIDEO: Ile sprzętu potrzebuje dziesięcioboista? "Jedenasta konkurencja to noszenie sprzętu z lotniska"
- Na pewno możemy sporo gdybać. Myślę, że zrobiliśmy, co należało. Naprawdę podziękowania dla całej ekipy, obsługi, która była na tych igrzyskach i podczas przygotowań do tego startu. Wszystkie bufety i nawadnianie się to była kluczowa rzecz (...). W komforcie przejechałem do decydującego podjazdu, gdzie grupa faworytów odjechała - analizował.
Kwiatkowskiemu nie wyszła końcówka. - Jeżeli staję na starcie, to zawsze daję z siebie 100 procent. Dzisiaj zabrakło czegoś w końcówce - przyznawał. - To był jeden z trudniejszych wyścigów w całej mojej karierze - podsumował, zwracając uwagę na różne kwestie logistyczne.
Polak uplasował się na 11. miejscu, a po złoto sięgnął Ekwadorczyk Richard Carapaz (więcej tutaj >>>).
Czytaj także:
> "Źle, źle, źle". Witold Bańka nie ukrywa swojej wielkiej złości. O co poszło?
> Tokio 2020. Pierwsze medale w łucznictwie rozdane. Złoto dla Korei