Polska - Włochy. Dopiero drugi mecz, a stawka już wysoka. "Musimy zacząć się wspinać"

Materiały prasowe / FIVB / Reprezentacja Polski
Materiały prasowe / FIVB / Reprezentacja Polski

Choć to dopiero drugi mecz turnieju siatkarzy, Polacy grają o całkiem wysoką stawkę i o spokój. Żeby go zyskać, muszą pewnie pokonać mocnych, choć wciąż nieodgadnionych Włochów. Początek meczu w poniedziałek o 7:20 polskiego czasu.

[b]

Z Tokio - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty[/b]

- Zaczęliśmy z niskiego pułapu. Teraz musimy zacząć wspinaczkę - mówił Vital Heynen po przegranej z Iranem 2:3. Trener naszej reprezentacji wyglądał na najbardziej przybitego niekorzystnym wynikiem pierwszego meczu Biało-Czerwonych na igrzyskach. Z kolei nasi siatkarze, co było mocno zaskakujące, sprawiali wrażenie niewzruszonych.

O nieudanym spotkaniu opowiadali tak, jakby się umówili. - Nie róbmy tragedii. Przyjechaliśmy tu wygrać ćwierćfinał, a nie pierwszy mecz - powiedział Fabian Drzyzga. - Może i dobrze, że przydarzył się nam taki zimny prysznic. Lepiej dostać go teraz, niż potem tak jak pięć lat temu w Rio dostać 0:3 w ćwierćfinale - stwierdził Mateusz Bieniek. - Bierzemy to na klatę i jedziemy dalej. Jeszcze niczego nie przegraliśmy - to kapitan Michał Kubiak, którego w tak dobrym humorze po porażce nie widziano od lat.

ZOBACZ WIDEO: Rozegranie największym problemem kadry siatkarzy? "Tego zdecydowanie brakowało z Iranem"

Na falstart naszych wielkich kandydatów do olimpijskiego podium wpłynęło wiele rzeczy. Fakt, że przed spotkaniem nie mieli ani jednego treningu w Ariake Arenie, tajemniczy uraz Kubiaka, debiutancki stres Aleksandra Śliwki, dla którego był to pierwszy występ na igrzyskach. Wreszcie mityczna "dyspozycja dnia".

Ale przecież rywale byli w podobnej sytuacji. Też nie znali obiektu, też mieli w składzie debiutantów. A jednak poradzili sobie lepiej od drużyny, która na papierze jest od nich lepsza. Wyrwali Polakom mecz, w którym o zwycięstwie zdecydowały jedna, dwie piłki. A zdaniem Heynena właśnie takie spotkania trzeba na igrzyskach wygrywać, jeśli marzy się o sukcesie.

Gwiazdy i genialny 19-latek

Czy nasi wielcy kandydaci do olimpijskiego podium faktycznie nie przejęli się falstartem i uznali go jedynie za drobną wpadkę, zbieg niefortunnych okoliczności, czy też robili dobrą minę do złej gry, tego jeszcze nie wiemy. Mądrzejsi będziemy po ich drugim występie. Zwycięstwo doda Polakom pewności siebie, a nas uspokoi. Porażka będzie bardzo niepokojąca.

Rywal jest wymagający, chyba nawet bardziej niż Iran. A już na pewno w zespole trenera Gianlorenzo Blenginiego jest więcej gwiazd siatkówki. Osmany Juantorena, swego czasu najlepszy siatkarz świata, ma już 36 lat i może nie skacze już tak wysoko, ale techniki i sprytu nie stracił. Ivan Zaytsev jest bardzo chimeryczny, ale prawym ramieniem potrafi kruszyć mury, a kiedy ma swój dzień, może sam wygrać mecz. Podobnie wygląda sprawa z rozgrywającym Simone Gianellim. Ma mecze, w których się gubi, ale kiedy gra dobrze, jest zawodnikiem kompletnym. Rozrzuca blok rywali, blokuje, potężnie zagrywa, grozi atakiem z drugiej piłki.

Nowa gwiazda włoskiej siatkówki to Alessandro Michieletto. Gracz zaledwie 19-letni, który już gra w pierwszym składzie mocnego Trentino Volley, a teraz także reprezentacji. Brakuje mu jeszcze krzepy i doświadczenia, ale dynamiki i techniki już nie. Słabsze punkty Italii to środkowi - Simone Anzani i Gianluca Galassi nie są graczami ze ścisłej światowej czołówki na swojej pozycji. Na pewno są jednak solidni i ograni w bardzo mocnej Serie A.

Na papierze Włosi wyglądają na zespół więcej niż dobry, w praktyce są dla rywali zagadką. Gdy wszyscy najlepsi grali w Lidze Narodów, oni wysłali do Rimini drugi zespół, a pierwsza reprezentacja przygotowywała się do igrzysk w Rzymie i Cavalese.
W swoim pierwszym meczu w Tokio zespół Blenginiego miał problemy, ale sobie z nimi poradził. Kanada prowadziła już 2:0 w setach, potem Włosi przejęli rządy na boisku i trzy kolejne partie wygrali bardzo pewnie. Liderami zespołu byli Juantorena (21 punktów) i młodziutki Michieletto (24 punkty).

Walka o spokój

Polacy pozostają faworytem spotkania, jednak bez wątpienia muszą zagrać lepiej niż przeciwko Iranowi. Do poprawy jest przede wszystkim zagrywka, bo ta w sobotę pozostawiała wiele do życzenia. Jedynie Wilfredo Leon regularnie odrzucał przeciwników od siatki, czasem udawało się to Mateuszowi Bieńkowi. Pozostali albo popełniali błędy, alb serwowali tak, że Irańczycy przyjmowali uśmiechami na twarzy.

Jeśli w starciu z Włochami będzie podobnie, stary wyga Juantorena i jego porucznicy szybko zwietrzą swoją szansę i z dużym prawdopodobieństwem ją wykorzystają. Jeśli jednak Biało-Czerwoni zagrają na takim poziomie, jaki prezentowali w swoich najlepszych meczach niedawnej Ligi Narodów, wszystkie argumenty będą po ich stronie.

Mimo że to dopiero drugi mecz fazy grupowej, gra będzie się toczyć o dosyć wysoką stawkę - o spokój. Na igrzyskach bywały drużyny, których sukces rodził się w bólach. Pięć lat temu w Rio de Janeiro Brazylia zapewniła sobie awans do ćwierćfinału dopiero w ostatnim meczu, a potem sięgnęła po złoto. Jednak zespoły, które olimpijski turniej zaczynały od dwóch porażek, zazwyczaj żegnały się z nim dużo szybciej, niż tego chciały.

Czytaj także:
Tokio 2020. To był najlepszy mecz Polaków! Tak to powinno wyglądać
Prezydent Duda złamał przepisy? Japończycy zirytowani na takie zachowanie

Źródło artykułu: