Za sprawą ojca, Tomasz Świątka, byłego wioślarza, Iga Świątek od dziecka słuchała opowieści o magii igrzysk. Wielokrotnie wspominała, że chłonęła historie związane z olimpijskim występem swojego taty w 1988 roku w Seulu i sama pragnęła zagrać na najważniejszej imprezie sportowej świata.
Tenisiści nie cenią igrzysk
A wśród zawodowych tenisistów takie podejście to rzadkość. Tenis to jeden z niewielu sportów, w którym występ w igrzyskach nie jest ogromną nobilitacją i wyjątkowym zaszczytem. Bardzo często jest natomiast niechcianym obowiązkiem i wielu chce uniknąć jego wypełnienia.
Jednak Świątek nie poszła śladem wielu uznanych postaci rozgrywek i nie wymigała się od olimpijskiego startu. Od wielu tygodni podkreślała, że występ w Tokio będzie dla niej spełnieniem marzeń. Do stolicy Japonii pojechała z dużymi oczekiwaniami ze swojej strony i jeszcze większymi ze strony kibiców i mediów.
ZOBACZ WIDEO: "Bieganie kilometrów zabija predyspozycje". Dziesięcioboista szczerze o koniecznych wyborach w tej dyscyplinie
Ogromne emocje
Zachowanie Polki po meczu z Paula Badosą [3:6, 6:7(4)] zobrazowało, z czym się mierzyła. Płacz to bowiem naturalna reakcja organizmu na poziom napięcia. Jest autentyczny i wbrew często powtarzanym mitom nie jest powodem do wstydu czy oznaką słabości. Siedząc przez kilka minut na ławce i chowając w ręczniku zapłakaną twarz, tenisistka unaoczniła emocje, z którymi w tamtym momencie musiała się skonfrontować.
Opinie, jakoby Świątek występ w Tokio potraktowała niepoważnie albo że jej "się nie chciało", są wyssane z palce. Nie, tak nie było. Do igrzysk przygotowywała się profesjonalnie i skrupulatnie. Myślała o nich już przed Rolandem Garrosem. A przecież czekał ją jeszcze wcześniej Wimbledon.
Więcej niż słowa
A że się nie udało? Cóż, taki bywa sport. To, że ma się w dorobku wielkoszlemowy tytuł i jest się zawodniczką z czołowej "10" światowego rankingu, nie oznacza, iż będzie się wszystko wygrywać, zwłaszcza w tak konkurencyjnej dyscyplinie, jak zawodowy tenis.
Sport wyzwala emocje Z jakimi tuż po poniedziałkowej porażce musiała skonfrontować Świątek, przekonał się cały świat. Nie musiała mówić, choć w wywiadach telewizyjnych odniosła się do meczu w analityczny sposób. Wszystko powiedziały jej łzy.
I to zachowanie właściwie powinno wystarczyć za cały komentarz.
Marcin Motyka