Novak Djoković pierwszy raz zagrał w igrzyskach olimpijskich w 2008 roku w Pekinie. Miał już w dorobku wielkoszlemowy tytuł i coraz odważniej wchodził do ścisłej czołówki. W stolicy Chin doszedł do półfinału, gdzie przegrał z Rafaelem Nadalem, a potem zdobył brązowy medal. Jak na debiut - bardzo dobre osiągnięcie.
Po Londynie zniszczył sprzęt
W 2012 roku w Londynie Djoković był już jednym z głównych kandydatów do najwyższych miejsc. Powoli przeistaczał się w dominatora, regularnie zdobywał najważniejsze trofea i miał nadzieję na złoto. Jednak znów barierą nie do przejścia znów okazał się półfinał. W tej fazie przegrał z Andym Murrayem.
ZOBACZ WIDEO: Tokio 2020. Ryszard Czarnecki spokojny o los Polaków. "Worek medali został rozwiązany"
Wtedy także nie było nagrody pocieszenia w postaci brązowego krążka. W meczu o trzecie miejsce przegrał bowiem z Juanem Martinem del Potro. To niepowodzenie przyjął bardzo źle i w samotności wyładował negatywne emocje na swoim sprzęcie.
W Rio tonął we łzach
Do igrzysk w Rio de Janeiro Djoković przystąpił jako faworyt i kilka tygodni po triumfie w Rolandzie Garrosie, dzięki któremu zdobył Nieklasycznego Wielkiego Szlema. W I rundzie trafił na Del Potro i - jak przed czterema laty - okazał się słabszy od Argentyńczyka.
Belgradczyk po tej przegranej był zdruzgotany. Schodząc z kortu, tonął we łzach. Widok szlochającego ówczesnego najlepszego tenisisty świata jest jednym z najbardziej pamiętnych obrazków igrzysk w Rio. Pokazał też, jakie emocje wzbudzał w nim ten występ.
Tokio miało być jego
Po tamtych olimpijskich rozczarowaniach igrzyska w Tokio miały być turniejem Djokovicia. Serb nie poszedł śladem wielu gwiazd, które wycofały się z udziału, i przyleciał do stolicy Japonii. Zadeklarował walkę o złoto, a dodatkową motywacją było przybliżenie się do zdobycia Złotego Wielkiego Szlema.
Do półfinału Djoković szedł jak burza i nie stracił seta. W 1/2 finału zmierzył się z Alexandrem Zverevem i zmierzał po kolejne zwycięstwo. Prowadził już 6:1 i 3:2, ale wówczas doznał niewytłumaczalnej zapaści, przegrał osiem gemów z rzędu i w efekcie uległ Niemcowi 6:1, 3:6, 1:6.
I znów Serbowi się nie udało. Podobnie jak w Pekinie i w Londynie, został zatrzymany w 1/2 finału. Po raz kolejny ze smutkiem musiał analizować przyczyny porażki i liczyć, że powetuje sobie to niepowodzenie, zdobywając przynajmniej brązowy medal, o który powalczy w sobotę z Pablo Carreno.
Stracił ostatnią szansę?
Djoković rywalizuje z Nadalem i Rogerem Federerem o miano tenisisty wszech czasów. Zrównał się z nimi w liczbie zdobytych tytułów wielkoszlemowych (mają po 20), ale pod względem olimpijskich dokonań, wyraźnie im ustępuje. Hiszpan ma w dorobku złoto w singlu (Pekin 2008) i w deblu (Rio de Janeiro 2016), z kolei Szwajcar - srebro w singlu (Londyn 2012) i złoto w deblu (Pekin 2008). Pozazdrościć może też Murrayowi, dwukrotnemu mistrzowi w singlu (Londyn 2012 i Rio de Janeiro 2016) oraz srebrnemu medaliście w mikście (Londyn 2012).
Istnieją mocne przesłanki, że w Tokio Serb stracił ostatnią szansę na wywalczenie krążka z najcenniejszego kruszcu. Wprawdzie belgradczyk jest fenomenem, jeśli chodzi o przygotowania fizyczne i wydolność, ale podczas najbliższych igrzysk, w 2024 roku w Paryżu, będzie miał już 37 lat. W tak zaawansowanym wieku wygranie turnieju olimpijskiego to może być zadanie nawet ponad jego nieprzeciętne możliwości.
Wielki smutek Novaka Djokovicia. "Straszne. Czuję się okropnie"