Z Tokio - Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
Wszystko wskazuje, że Anita Włodarczyk zdążyła zbudować formę na igrzyska olimpijskie w Tokio i we wtorek będzie walczyła o swój trzeci złoty medal w karierze. W niedzielnych eliminacjach Polka pokazała wielką moc.
Już w pierwszej próbie młociarka zdecydowanie przekroczyła odległość wymaganą do automatycznej kwalifikacji. 76,99 m to także rekord w historii igrzysk jeśli chodzi o eliminacje.
- Jak zobaczyłam wynik, to sama byłam bardzo zaskoczona. Myślałam że to będzie 72 metry. A to był rzut tak najwyżej na 40 procent - zdradziła Polka, co jest znakomitą informacją przed finałem.
ZOBACZ WIDEO: Polska wpadła w euforię! Mamy złoty medal na igrzyskach w Tokio! "To było fenomenalne rozegranie biegu"
- Trener powiedział, że było bardzo luźno więc jest duża rezerwa. To bardzo cieszy. Pytano mnie przed mistrzostwami Polski czy mogę rzucić 80 m, powiedziałam, że nie. Teraz mogę zmienić zdanie. Rezerwy są duże, na szczęście wiem jak się zachować w finale - oceniła.
Jeszcze kilka tygodni temu były duże obawy co do formy Polki i czy uda jej się odbudować po niemal dwuletniej przerwie spowodowanej kontuzją. Dopiero w lipcu na Memoriale Ireny Szewińskiej pokazała, że może być dobrze - wtedy uzyskała 77,93 m.
- Dwa lata to bardzo długa przerwa, ale przez to też odpoczęłam, nabrałam motywacji i cały czas wierzyłam, że mogę wrócić. Mówiliśmy, że forma przyjdzie na igrzyska. 1 grudnia oddałam pierwszy rzut po przerwie, dziś 1 sierpnia i widać że jest dobrze.
Włodarczyk odniosła się też do wielkiego wyczynu sztafety mieszanej 4x400 m, która w sobotę zdobyła złoty medal.
- Nie ukrywam, że w wiosce panuje trochę grobowa atmosfera. Długo trzeba było czekać na pierwszy medal. Trochę inaczej było w Londynie i w Rio, ale na szczęście worek jest już chyba rozwiązany i oby kilka medali jeszcze przybyło - zakończyła.
Nie wszyscy członkowie sztafety staną na podium. Oto nowe informacje --->