Polak Marcin Lewandowski będzie chciał jak najszybciej zapomnieć o udziale w igrzyskach olimpijskich w Tokio 2020 (przesunięte na 2021 z powodu pandemii koronawirusa). Jeden z kandydatów do medalu na dystansie 1500 m nie zdołał awansować do finału.
W Tokio prześladował go gigantyczny pech. Kapitan naszej lekkoatletycznej reprezentacji najpierw przewrócił się podczas biegu eliminacyjnego, ale dzięki złożonemu protestowi dostał się do kolejnej rundy. Niestety, w czwartek zły los znów go zaatakował.
Do urazu doszło na ostatnim okrążeniu, kiedy nasz biegacz zajmował miejsce gwarantujące udział w finale olimpijskim. Reprezentant Polski musiał zejść z bieżni. - Przyjechałem tutaj z drobnym urazem łydki. USG nic złego oprócz blizny nie pokazało. Powiedziałem sobie, że będę ryzykował i dam z siebie wszystko. W pewnym momencie nie byłem już w stanie jednak biec - zdradził w rozmowie z TVP Sport.
Uraz jest jednak poważniejszy. Wyklucza go z dalszych startów w 2021 roku. Taką informację Lewandowski przekazał za pośrednictwem mediów społecznościowych.
"To nie koniec złych wieści. Łydka nie jest zerwana, ale jest krwiak na 15cm. Także sezon 2021 kończę z wielkim smutkiem, nie ma jednak takiej mocy, która mogłaby zabrać moje szczęście. W przyszłym roku też są wielkie cele i wyzwania. Bronił będę tytuł halowego wicemistrza świata oraz brązowego medalu mistrzostw świata z Dohy" - przyznał na Facebooku.
"Dziękuję wszystkim, którzy byli, są i będą ze mną, bo tych ludzi jest wielu. Waszej pomocy nie można wyliczyć. Dziękuję mojemu bratu Tomaszowi Lewandowskiemu za wszystko co dla mnie zrobił. Wielkie brawa i podziękowania dla mojego trenera Piotra Rostkowskiego. Dziękuję żonie, dzieciom, rodzicom, rodzeństwu, przyjaciołom. To jest prawdziwy skarb" - dodał Lewandowski.
Czytaj także:
- Niesamowite! Był niczym Robert Korzeniowski. Dawid Tomala mistrzem olimpijskim w chodzie!
- Światowe media komentują sukces Dawida Tomali. "Oszołomił rywali"