Prezes PZP reaguje na skandal na igrzyskach. "Trzeba znać wszystkie fakty"

PAP / Grzegorz Michałowski / Na zdjęciu: Paweł Słomiński
PAP / Grzegorz Michałowski / Na zdjęciu: Paweł Słomiński

Polscy pływacy, którzy udali się do Tokio tylko na wycieczkę, opublikowali mocny list, w którym domagają się m.in. dymisji prezesa Polskiego Związku Pływackiego Pawła Słomińskiego. Jak działacz zareagował na ich stanowisko?

"Apelujemy do Pana oraz do całego Zarządu o wzięcie odpowiedzialności za całą sytuację i podanie się do dymisji w trybie natychmiastowym, bez czekania na najbliższe wybory" - czytamy w opublikowanym piśmie. Zawodnicy oczywiście nie kryją wielkiego oburzenia tym, że pojechali do Tokio, a ostatecznie okazało się, że nie mogą wziąć udziału w rywalizacji (więcej tutaj >>>).

- Cóż ja mogę powiedzieć? Zawodnicy mają prawo mieć swoje zdanie na ten temat. Wielokrotnie to powtarzałem i powiem jeszcze raz, że jest mi bardzo przykro z powodu zaistniałej sytuacji, ale trzeba znać wszystkie fakty i motywy postępowania zarządu Polskiego Związku Pływackiego, żeby oceniać całą sytuację - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty prezes Polskiego Związku Pływackiego Paweł Słomiński.

Zapowiada również publikację oświadczenia. - W oświadczeniu postaram się zaprezentować moje stanowisko i opisać wszystkie fakty i wydarzenia, które miały miejsce, ale przede wszystkim też intencje. Gdyby dziennikarze, zawodnicy i trenerzy przeczytali zasady kwalifikacji międzynarodowych, to wszyscy by wiedzieli, że z normą do pięciu sztafet można było zakwalifikować tylko dziesięciu zawodników - dodaje.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co za zmiana! Mistrz olimpijski wygląda jak... Conor McGregor

- W Polsce, w naszych kwalifikacjach, prawo wywalczyło sobie czternastu zawodników, ale nadrzędne są przepisy międzynarodowe. Na poziomie tego zatwierdzania, przy czternastu zawodnikach z normami B, musielibyśmy czterech zawodników i tak odrzucić, a my zrobiliśmy wszystko, co można było zrobić, tylko nie do końca mieliśmy możliwość kontrolowania tego całego procesu walki o tych zawodników, bo ta impreza jest imprezą PKOl-u i MKOl-u, więc my nie mamy wglądu we wszystkie przebiegi dokumentów - kontynuuje Słomiński.

Spostrzega też, jaką rolę w tej sprawie odegrał Polski Komitet Olimpijski. - Samo to, że zawodnicy wyjechali, otrzymali akredytacje i świętowali, a także ślubowali, nie odbywało się na skutek decyzji Polskiego Związku Pływackiego, tylko PKOl-u, który stwierdził, że są to pełnoprawni zawodnicy. Ostateczny skład zatwierdza i zgłasza zarząd PKOl-u, my tylko proponujemy. Nie widzimy, czy oni są do końca zatwierdzeni, czy nie. O tym, że nie są zatwierdzeni, ja się dowiedziałem 14 lipca. Gdybyśmy mieli te informacje wcześniej, pewnie byśmy reagowali, ale to długa dyskusja - zaznacza.

- Rozumiem list zawodników. Mają prawo do wyrażania emocji, tak samo jak ja mam prawo, by uważać, że ocena kogokolwiek powinna być oparta o pewną wiedzę i jeżeli z kimkolwiek chcemy o czymkolwiek rozmawiać, to na bazie argumentów. Najpierw trzeba wysłuchać drugą stronę. Ja ich emocje rozumiem, rozumiem co się wydarzyło, ale jeszcze raz podkreślam, że czwórka z tych zawodników na pewno nie pojechałaby na igrzyska olimpijskie od razu. To wynika tylko z tego, że po prostu taki poziom sportowy prezentują - podsumowuje Paweł Słomiński.

Afera w pływackiej reprezentacji Polski wybuchła po tym, jak Polski Związek Pływacki nieprawidłowo zgłosił sześcioro zawodników (Mateusza Chowańca, Jana Kozakiewicza, Jakuba Kraskę, Paulinę Pedę, Aleksandrę Polańską i Alicję Tchórz) do igrzysk olimpijskich. Mimo starań Polskiego Komitetu Olimpijskiego, sytuacji nie udało się odkręcić. Efekt: sześcioro Biało-Czerwonych, choć zameldowało się już w Tokio, musi już teraz obrać powrotny kurs na Polskę.

Czytaj także:
Tokio 2020. PKOl interweniował ws. polskich pływaków. Nie ma dobrych wieści
Tomasz Skrzypczyński: Wystawieni na pośmiewisko (komentarz)

Źródło artykułu: