Trenuje nawet osiem godzin dziennie. "Jest mi głupio, gdy widzę skoczków ważących na śniadaniu każdy produkt"

Facebook / Robert Wilkowiecki
Facebook / Robert Wilkowiecki

Choć najbardziej popularnym polskim triathlonistą wciąż jest Robert Karaś, to na tradycyjnych dystansach coraz bliżej światowej czołówki jest Robert Wilkowiecki. W niedzielę Polak stanie przed szansą na wygranie City Handlowy 70.3 IRONMAN Warsaw.

On sam koncentruje się na przygotowaniach do startów na dystansie 1/2 Ironmana i pełnym dystansie (3,8 km pływania, 180 km jazdy na rowerze i 42 km biegu). O wyczynach Karasia nie chce mówić i w ogóle nie bierze pod uwagę startów w ultratriathlonie. Marzy za to o równorzędnej rywalizacji z najlepszymi triathlonistami świata i przyznaje, że jest coraz bliżej czołówki. Już za dwa tygodnie kolejna konfrontacja z elitą podczas Challenge Roth.

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Triathlon to jeden z najbardziej wymagający sportów na świecie. Ile godzin dziennie trzeba trenować, by walczyć ze światową czołówką?

Robert Wilkowiecki (najlepszy polski triathlonista): Od kilku lat trenuje trzy razy dziennie, a jedyny wyjątek dotyczy niedziel, kiedy mam jeden trening. Tygodniowo mam więc około 19 treningów. Objętości podczas zajęć są różne, ale dziennie wychodzi zwykle od pięciu do ośmiu godzin. Mowa oczywiście o trwaniu samych treningów. Do tego dochodzi dojazd na każdy z nich, przebranie się i przygotowanie do kolejnych zajęć. Tygodniowo średnio wychodzi mi około 27 km pływania, 13 godzin jazdy na rowerze i nawet 90 km biegu.

ZOBACZ WIDEO: Patryk Dudek wyjaśnia, dlaczego zmienił podstawowego tunera. "Szukam dalej"

Czy poza treningami ma pan w takim razie jeszcze czas na regenerację, czy normalne życie?

Jeśli wyjeżdżam na zgrupowania, to logistycznie jest to łatwiej zorganizować, bo wszystkie treningi odbywają się w tym samym miejscu. Trening jest jednak na tyle wymagający, że zwykle nie ma czasu choćby na drzemkę. Po ćwiczeniach muszę dbać o odżywianie, a w tygodniu dochodzą także spotkania z psychologiem, odnowa biologiczna, czy zobowiązania względem sponsorów. Większość sportowców trenuje bardzo ciężko, ale pomiędzy porannym, a wieczornym treningiem mają czas na odpoczynek. W triathlonie musimy codziennie trenować każdą z trzech dyscyplin.

Nie nudzi się panu aż tak mocny rygor treningowy?

Podczas zgrupowań mam okazję przypatrywać się innym sportowcom i na ich tle czuję się bardzo uprzywilejowany. W Sierra Nevada razem ze mną zgrupowanie miała choćby kadra niemieckich pływaków długodystansowych. Trenowali bardzo mocno, ale przez całe zgrupowanie praktycznie nie wychodzili z ośrodka. Współczułem im tej monotonni. Ja po porannym treningu na basenie, brałem rower i mogłem pozwiedzać okolicę. Później z kolei biegałem, więc codziennie miałem inne bodźce. Zresztą w przeszłości sam byłem pływakiem i zdecydowanie bardziej pasuje mi trening w triathlonie.

Blisko 20, czy 30-kilometrowe wybiegania trudno jednak uznać za ekscytujące. Jak pan sobie z tym radzi?

Gdy wiem, że mam dłuższy trening w wolniejszym tempie, czyli jak dla mnie 4:30 min/km, to lubię wyjechać samochodem za miasto i zorganizować sobie takie bieganie w pięknym miejscu. To naprawdę dodaje dużo energii. Czasami słucham muzyki, choć wiem, że wśród innych zawodników popularne są audiobooki, to mi one nie do końca odpowiadają.

Domyślam się, że przy tak dużej dawce treningowej nie musi pan mieć specjalnej diety.

Mam dietetyka, ale faktycznie jeśli chodzi o słodycze, to jedynym ograniczeniem jest tak naprawdę zdrowy rozsądek. Do długich treningów potrzebujemy bardzo dużo węglowodanów, więc nie muszę przejmować się limitami. Podczas pobytu w COS Zakopane czasami jest mi aż głupio, bo skoczkowie narciarscy nawet na śniadania muszą przychodzić z wagami i skrupulatnie ważyć każdy produkt. Mam szczęście, że nie jestem skoczkiem, tylko triathlonistą. Bardziej muszę się martwić, by zdołać dostarczyć tyle kalorii, ile organizm spalił podczas dnia.

Robert Wilkowiecki to były pływak, który dość szybko odnalazł się w triathlonie. W najbliższych latach zamierza postraszyć światową czołówkę
Robert Wilkowiecki to były pływak, który dość szybko odnalazł się w triathlonie. W najbliższych latach zamierza postraszyć światową czołówkę

Na Citi Handlowy IRONMAN 70.3 Warsaw przyleciał pan wprost z miesięcznego zgrupowania w Sierra Nevada. Czy to oznacza, że te zawody traktuje pan testowo?

Wręcz przeciwnie. Do Warszawy dotarłem w środę i bardzo zależy mi na dobrym występie. Obecnie w rankingu PTO (Professional Triathletes Organisation) zajmuję 36. miejsce, a żeby móc wystartować w prestiżowych zawodach w Milwaukee i Singapurze, muszę być co najmniej kilka miejsc wyżej. W rankingu pod uwagę brane są trzy najlepsze występy, więc start w Warszawie jest bardzo ważny.

W Hiszpanii udało się zrealizować cały plan treningowy?

Tak, ale cieszę się, że wracam do Polski. Nie chodzi tylko o zawody w Warszawie, ale także o… pogodę. Może zabrzmi to dziwnie, ale po miesięcznym pobycie w Hiszpanii chciałbym w końcu złapać nieco słońca. Ośrodek treningowy w Sierra Nevada jest położony dość wysoko, a my mieliśmy pecha, bo trafiliśmy na fatalną pogodę. Praktycznie codziennie padał deszcz, a zdarzyło się nawet kilka dni ze śniegiem. Temperatura w dzień spadała nawet do 4 stopni Celsjusza. Większość treningów musiałem robić w ośrodku.

W tym roku startował pan zaledwie w jednych zawodach w Teksasie i zajął pan w nich drugie miejsce. Ma pan już plany na pozostałą część sezonu?

Dwa tygodnie po zawodach w Warszawie zamierzam wystartować w Challenge Roth na pełnym dystansie. Już wiadomo, że będę miał tam możliwość rywalizowania z najlepszymi triathlonistami na świecie. To będzie bardzo ważny moment sezonu. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to później będę miał chwilę na treningi, a w sierpniu chciałbym wystartować w zawodach z cyklu PTO.

Zeszły sezon zakończył pan kontuzją odniesioną podczas startu w mistrzostwach świata na Hawajach. Teraz ze zdrowiem jest już wszystko dobrze?

Na szczęście od kilku miesięcy nic mi nie dolega i mogę skupić się tylko na treningach. Wciąż mam wiele do poprawy, ale widzę, że jestem coraz bliżej światowej czołówki.

Czytaj więcej:
Świątek w Paryżu niczym Nadal
Pijani kibice zaczęli krzyczeć. Marciniak tylko na to czekał

Źródło artykułu: WP SportoweFakty