Pływał codziennie. Kardiolog przecierała oczy ze zdumienia

Materiały prasowe / Adrian Kostera
Materiały prasowe / Adrian Kostera

W ciągu roku zamierza pokonać ponad 40 tysięcy km i pobić rekord Guinnessa jako uczestnik najdłuższego triathlonu na świecie. Aby sprostać wyzwaniu, codziennie spędza na nim po osiem godzin dziennie. Zdradza, jak taki wysiłek wpłynął na jego zdrowie.

W tym artykule dowiesz się o:

1 czerwca Adrian Kostera rozpoczął próbę bicia rekordu Guinnessa w najdłuższym triathlonie na świecie. Zawodnik przez pierwsze 58 dni przepływał po 18 kilometrów w jeziorze. Obecnie przez kolejne 155 dni ma do przejechania na rowerze po 200 kilometrów dziennie. Na koniec wyzwania zostanie mu 145 dni, w których codziennie będzie przebiegał po 55 km.

Śmiałek w rozmowie z WP SportoweFakty opowiada jak znosi trudy wyzwania, co go zaskoczyło i co do tej pory było dla niego najtrudniejsze. Triathlonista mówi także, jak codzienne ośmiogodzinne treningi wpłynęły na jego zdrowie. 

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Jaki to zostawiło efekt?

Adrian Kostera (polski ultratriathlonista pomysłodawca wyzwania Triathlon 365): Jestem pod opieką lekarzy z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Na różnych etapach mojego wyzwania jestem poddawany szczegółowym badaniom. Chodzi o to, by sprawdzić jak organizm człowieka reaguje na tak ekstremalny wysiłek i jaki ma on wpływ na zdrowie. Regularnie badają mnie kardiolodzy, laryngolodzy, ortopedzi, a także monitorowane są podstawowe parametry krwi.

Są już pierwsze wnioski?

Być może wielu to zaskoczy, ale wyniki badań jednoznacznie pokazały, że po 68 dniach, w których codziennie pływałem około 18 kilometrów, jestem zdrowszy niż przed pływaniem. Przepłynąłem 1205 km w jeziorze, a okazało się, że codzienny wysiłek wzmocnił mój organizm. Najważniejsza była dla mnie opinia pani doktor kardiolog, która przed rozpoczęciem wyzwania przewidywała, że taki wysiłek może odbić się bardzo niekorzystnie na moim sercu, a teraz przecierała oczy ze zdziwienia.

Czyli codzienne ośmiogodzinne pływanie w jeziorze nie pozostawiło żadnego śladu w organizmie?

Dobrze się odżywiam, dbam o siebie, więc dlaczego miałyby pojawiać się jakieś niedobory. Jem bardzo dużo, poruszam się w tempach, które nie są destrukcyjne dla organizmu. Okazuje się więc, że nawet bardzo duża dawka takiego ruchu jest z korzyścią dla zdrowia.

Oglądając jednak pana codzienne relacje można było odnieść inne wrażenie. Wychodząc z wody był pan opuchnięty, miał pan zatkane zatoki.

To nie było nawet opuchnięcie, a bardziej odmoczenie od wody i odgniecenie od okularków i czepka, a także zaczerwienienie od słońca. Fizycznie nie czułem się jednak szczególnie zmęczony. Jeśli chodzi o zatoki, to faktycznie już po pierwszych dniach miałem z nimi problemy. Przez osiem godzin głowa była w wodzie, a nie mówimy o basenie tylko jeziorze, z własną florą. Ludzie zalecali mi branie leków, ale ja się tego bałem, bo obowiązują mnie przepisy antydopingowe. Poza tym miałem pewność, że jak tylko skończę część pływacką wyzwania, to problemy miną. Tak też się stało.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przyjrzyj się dokładnie. Skradła show w centrum miasta

Podjęcie się takiego wyzwania wydaje się idealnym sposobem na zrzucenie zbędnych kilogramów. Jak to wygląda u pana?

Codziennie spalam około siedmiu tysięcy kalorii i tyle też staram się przyjmować. Moja waga praktycznie cały czas jest stabilna. Gdy zaczynałem wyzwanie specjalnie przytyłem do 84 kilogramów. Po kilkunastu dniach schudłem o blisko dziesięć kilogramów, ale szybko zareagowałem i potem już nie chudłem. Dziś ważę około 80 kilogramów, ale przed etapem biegowym postaram się zejść do około 75, by łatwiej się biegało.

Jak wygląda tak prozaiczna sprawa jak odżywianie podczas pana codziennego ośmiogodzinnego wysiłku.

Najłatwiej będzie w trakcie biegania, bo po prostu będą mógł wziąć miskę i w czasie biegania jeść normalny obiad. Na rowerze jest obecnie nieco trudniej, bo w czasie jazdy nie mogę mieć oczywiście na kierownicy talerza. Odżywiam się więc tym, co mogę zabrać w kieszenie. Przeważnie są to bułki, drożdżówki, żele. Podczas etapu pływackiego nie chciałem tracić czasu na przerwy jedzeniowe, ale jednocześnie miałem świadomość, że muszę dostarczać pokarm na bieżąco. Korzystałem więc z tego, co można szybko zjeść bez konieczności gryzienia. Były to przeważnie żele, zupy i... ptasie mleczko. Wszystko mam sprawdzone, a w trakcie biegów dobowych byłem w stanie przyjmować nawet 72 żeli na dobę.

Co było najtrudniejsze podczas tego wyzwania?

Na pływaniu brakowało mi kontaktu z innymi ludźmi. Mogło przyjść nawet sto osób, ale i tak czułem się samotny w wodzie. Mówimy przecież o pływaniu ośmiu godzin praktycznie bez żadnej dłuższej przerwy. Na rowerze jest zupełnie inaczej, bo co chwilę dołączają do mnie inni ludzie, z którymi przez 200 kilometrów możemy porozmawiać na wiele tematów. Jednego dnia mam okazję jeździć z architektem i poznać jego pracę, innym razem z inżynierem. To bardzo rozwijające. Poza tym przez dotychczasowe 50 dni przesłuchałem już ponad 35 audiobooków. Nie jest to więc zupełnie stracony czas.

W poprzedni weekend przejechał pan na rowerze tysiąc kilometrów bez żadnej dłuższej przerwy. Naprawdę nie ma pan już dość?

Niestety na początku etapu rowerowego miałem pewne zaległości kilometrowe i dlatego niedawno postanowiłem je nadrobić. Jeśli zgodnie z planem mam jeździć codziennie po 200 km, to łatwo się domyślać, że jeśli pojawiają się zaległości, to dystans do zrobienia jest bardzo duży.

Skąd te zaległości? Pojawiła się jakaś infekcja?

Na szczęście nie. Postanowiłem o jeden dzień przedłużyć etap pływacki, a poza tym nie zawsze udało mi się przejechać planowany dystans. Zdarzały się upały, innym razem rozładowały się lampki i musiałem zakończyć zmagania nieco wcześniej. Nie ma jednak zagrożenia, bym nie zdołał ukończyć wyzwania w 365 dni.

Jak to jest dzień w dzień spędzać na treningach osiem godzin bez żadnej przerwy? Takiej dawki treningów nie mają nawet olimpijczycy. 

Po ośmiogodzinnym treningu na rowerze lub pływaniu czuję się mniej więcej tak, jak jeszcze niedawno po zmianie w szklarni, gdzie zajmowałem się roślinami. Wysiłek naprawdę jest porównywalny z pracą fizyczną. Jedyna różnica polega na tym, że w moim wyzwaniu nie zaplanowałem sobie dni wolnych, weekendów i świąt. Cokolwiek by się działo, ja muszę wyjść na trening i zrobić te 200 km na rowerze.

Wymyślił pan już sobie kolejne wyzwanie, które będzie chciał zrealizować po ukończeniu Triathlonu 365?

Wydaje mi się, że nie będzie już kolejnego wyzwania. Podczas mojej triathlonowej przygody udało mi się rzucić palenie, ukończyć sto maratonów w sto dni, zrobić sto Ironmanów w sto dni, zdobyć medal na dystansie dziesięciokrotnego Ironmana. Nie jestem jednak uzależniony od szalonych wyzwań. Zająłem się trenowaniem triathlonistów i w tym upatruje swojej przyszłości. Będę oczywiście startował, bo wciąż mam jeszcze kilka imprez, na których chciałbym się pojawić. Po głowie chodzi mi także blog o podróżach na różne dziwne zawody. Tak wielkich wyzwaniach jak Triathlon 365 już raczej nie będzie.

Nie kusi pana, by skończyć ze startami w ultratriathlonach i podjąć się rywalizacji na krótszych dystansach?

Nigdy nie chciałem się ścigać. W ogóle mi na tym nie zależy. Mam taki charakter, że wolę na spokojnie jechać w wesołej grupce 50 osób niż ścigać się na granicy swoich wytrzymałości. Nie mam potrzeby startu w takich zawodach, a zresztą chyba wszyscy wiedzą, że w takiej rywalizacji nie zająłbym nawet miejsca w pierwszej dziesiątce. Jestem dobry w tym co robię i tutaj się spełniam. Nie zamierzam udawać kogoś, kim nie jestem.

Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Szewczenko: Mam apel do Polaków
Błyskawiczny mecz Igi. Innego wyniku być nie mogło

Źródło artykułu: WP SportoweFakty