Srebrna noc dla Polski, kanadyjska klątwa nadal trwa! - podsumowanie pierwszego dnia finałów XXI ZIO

Pierwszy dzień finałów dwudziestych pierwszych zimowych igrzysk olimpijskich już za nami. W tabeli medalowej dość nieoczekiwanie znalazło się dużo, bo aż jedenaście państw po zaledwie kilku konkurencjach. Za sprawą naszego bohatera narodowego - Adama Małysza również Polska widnieje w tej jakże ważnej klasyfikacji i póki co wspólnie z takimi potęgami dyscyplin zimowych jak Kanada, czy Niemcy plasuje się na szóstej pozycji z dorobkiem srebrnego krążka. Czas więc na małe podsumowanie emocjonujących wydarzeń z sobotniego wieczoru i ostatniej nocy czasu środkowoeuropejskiego.

Dla kibiców od Gdańska, przez Warszawę, aż po Tatry najważniejszym punktem programu tej niesamowitej sportowej imprezy był oczywiście konkurs skoków na normalnym obiekcie w Whistler (HS 106). Wcześniej, bo podczas piątkowych kwalifikacji rzesze fanów poczuły przedsmak tej wspaniałej rywalizacji i rzeczywiście zawieść się po prostu nie mogli. Zawody bardzo dobre, w których jednym z głównych aktorów był wspomniany "Orzeł z Wisły". Doświadczony i utytułowany lider biało-czerwonej drużyny z niewiarygodną łatwością poradził sobie z presją i z Austriakami. Mimo niespokojnego snu spełnił swój czteroletni cel, czyli kolejne - trzecie w jego karierze podium na igrzyskach. I choć złota jeszcze nie osiągnął, to wielkie brawa mu się należą. Małysz pod okiem fińskiego szkoleniowca Hannu Lepistoe, który na pewno swoje trzy grosze do tego sukcesu wtrącił, był i jest całkiem odmieniony. Od samego wylotu do Kraju Klonowego Liścia chodzi uśmiechnięty i chętnie udziela wywiadów dziennikarzom. Z oczekiwaniami swoich fanów nie poradził sobie między innymi Thomas Morgenstern, co najlepiej obrazuje jego występ w decydującej, finałowej serii. Trzeba jednak przyznać, że poza zasięgiem wszystkich był fantastyczny Simon Ammann. Szwajcar znokautował swoich przeciwników niczym Tomasz Adamek Andrzeja Gołotę.

Niespodzianką może być fakt, że zdecydowanie najlepiej wśród podopiecznych Alexandra Pointnera wypadł najmłodszy Gregor Schlierenzauer, który był trzeci. Ani przez chwilę do "pudła" nie zbliżyli się natomiast Andreas Kofler i aktualny mistrz świata na K-90 z czeskiego Liberca, Wolfgang Loitzl. Nie można zapomnieć o jeszcze jednym wybitnym zawodniku - Janne Ahonenie. Gwiazda i ikona Państwa Tysiąca Jezior zajęła czwarte miejsce i może mówić o niewiarygodnym pechu. Taką samą lokatę podczas IO uzyskał indywidualnie także w japońskim Nagano w 1998 roku oraz w amerykańskim Salt Lake City w 2002. "Maska" po rocznej przerwie do rywalizacji wrócił przede wszystkim po krążek zdobyty podczas najważniejszych zmagań. We włoskim Turynie szczęście również było blisko, choć tam otrzymał szóstą notę.

Nadspodziewanie dobrze spisali się Słoweńcy - szósty wynik miał bowiem Robert Kranjec, a siódmy młody i rewelacyjnie spisujący się podczas debiutanckiej dla niego zimy Peter Prevc. Pierwszą dziesiątkę zamknął... Niemiec Martin Schmitt. O pięć oczek wyżej "wylądował" jego kolega z zespołu Michael Uhrmann. Dla statystyk rezultaty pozostałych Polaków - 27. był Kamil Stoch, 31. Stefan Hula, a 36. Krzysztof Miętus. Na zakończenie warto przypomnieć, że na starcie zabrakło broniącego tytułu sprzed czterech lat Norwega Larsa Bystoela, który zupełnie się pogubił i zakończył swoją karierę, oraz brązowego medalisty z 2006 roku Roara Ljoekelsoeya. Ten z kolei nie zdobył uznania w oczach Miki Kojonkoskiego, a co za tym idzie nie poleciał do Whistler.

Skoczkowie jeszcze dwukrotnie powalczą w Kanadzie - na najbliższą sobotę zaplanowano rywalizację na dużym obiekcie, a dwa dni później zawodnicy o jak najlepszy wynik walczyć będą w zawodach zespołowych.

Z powodu dodatniej temperatury i złych warunków atmosferycznych uległ zmianie program narciarstwa alpejskiego i zjazd mężczyzn został przełożony.

W biathlonie natomiast ogromna sensacja. Na najwyższym stopniu podium stanęła Rosjanka w barwach Słowacji - Anastazja Kuzmina, która, co warto podkreślić, pobiegła niesłychanie szybko - lepiej od prawdziwego "strusia w spódnicy" - Niemki Magdaleny Neuner, która jako jedyna z przedstawicielek naszych zachodnich sąsiadów nie rozczarowała i ostatecznie zdobyła srebro. Przegrała z triumfatorką o 1,5 s, a podobnie jak ona również zaliczyła jedną karną rundę. 150 metrów dodatkowego biegu nie musiała pokonywać trzecia na mecie Francuzka Marie Dorin. Niespodzianki to też dość odległe pozycje praktycznie murowanych kandydatek do "pudła", a więc Szwedek: Heleny Jonsson, która, co warto zanotować, była bezbłędna na strzelnicy, i dwudziestej Anny Carin Oloffson – Zidek. Porażki Skandynawek można upatrywać chyba tylko w źle posmarowanych nartach, które nie pozwoliły im na odniesienie spodziewanego sukcesu.

Jeśli chodzi o Polki, to apetytu narobiły nam co nie miara, gdyż każda z nich pięciokrotnie trafiła podczas swojego pierwszego pobytu na strzelnicy. Gorzej było za drugim razem, w rezultacie był spadek zarówno 42. Agnieszki Cyl, 36. Weroniki Nowakowskiej, 35. Magdaleny Gwizdoń. jak i 21. Krystyna Pałki.

Poza tym o cenne krążki walczyli też panczeniści na dystansie 5000 m. Tu bezapelacyjny faworyt do złota nie zawiódł. Sven Kramer, bo o nim mowa, osiągnął nowy rekord olimpijski (6:14,60). Tuż za Holendrem znaleźli się Koreańczyk Seung-Hoon Lee oraz Rosjanin Ivan Skobrev. Czwarta lokata przypadła świetnemu Norwegowi Havardowi Bokko. Udany debiut zanotował szesnasty w klasyfikacji Sławomir Chmura.

Prawdziwie hokejowy wynik padł w turnieju kobiet, gdzie gospodynie rozgromiły Słowaczki aż 18:0. W innym spotkaniu zawodniczki Kraju Trzech Koron ograły Szwajcarki 3:0.

Niesamowite emocje mogli przeżywać fani, którzy oglądali finał short tracka panów na 1500 m, choć szybko odpadł Jakub Jaworski. Sprawiedliwości stało się zadość i dwaj Koreańczycy, którzy pchali znanego ze znakomitej strategii Apolo Antona Ohno tuż przed linią mety, na ostatnim zakręcie wywrócili się, a jeden z nich został zdyskwalifikowany. Mimo to najlepszy okazał się ich rodak - Jung-Su Lee, który wyprzedził wspomnianego Amerykanina i innego z reprezentantów Stanów Zjednoczonych - J. R. Celskiego. Czwarty dzięki szczęśliwemu obrotowi sprawy (także w półfinale) był Kanadyjczyk Olivier Jean. W zmaganiach wziął udział Łotysz Haralds Silovs i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, iż wystąpił w dwóch innych konkurencjach w ciągu jednego dnia. Wśród panczenistów uzyskał dwudziesty czas, a dziesiąty był w short tracku. To pierwszy taki wyczyn łyżwiarza w historii.

W tym samym czasie na skróconym torze, po tragicznym i śmiertelnym wypadku Gruzina Nodara Kumaritaszwiliego, ślizgali się saneczkarze. Na półmetku na czele są Niemcy - niezwykle utalentowany Felix Loch i David Moeller. Trzeci jest główny kandydat do końcowego zwycięstwa, Włoch Armin Zoeggeler, który także "poczuł lód" na jednym z treningów. W czwórce plasuje się też Rosjanin Albert Demtschenko. Jedyny Polak - Maciej Kurowski jak na razie zajmuje dwudzieste czwarte miejsce mimo poważnego błędu, jaki przydarzył mu się podczas inauguracyjnego startu.

Ostatnią konkurencją było narciarstwo dowolne, a dokładniej jazda po muldach kobiet. To właśnie na nią czekała cała Kanada. Miliony kibiców w Vancouver i nie tylko było przekonanych, że najlepsza w obecnym sezonie PŚ Jennifer Heil odczaruje klątwę Kraju Klonowego Liścia, który na własnej ziemi w historii IO jeszcze nie zdobył złotego krążka. Ostatecznie mimo wielu upadków zawodniczek ze ścisłej czołówki, które nie umiały poradzić sobie z presją i skandującymi wokół "skoczni" fanami, triumfowała Hannah Kearney z USA właśnie przed Heil. Brąz przypadł w udziale Shannon Bahrke.

Kanadyjska klątwa wciąż więc trwa, a my cieszymy się z osiągnięcia Małysza i czekamy na kolejne występy naszych rodaków. W niedzielę o olimpijskie podium powalczy między innymi Tomasz Sikora.

Komentarze (0)