Erytropoetyna jeszcze kilka lat temu była niewykrywalna podczas testów antydopingowych. Od dziewięciu lat jest jednak jednym z najłatwiej wykrywalnych środków antydopingowych. - Jego stosowanie w testach jest widoczne tak, jakby ktoś wlał do wody soku pomidorowego - powiedział dla Przeglądu Sportowego sportowiec, w którego środowisku stwierdzono zażywanie EPO.
Trener Kornelii Marek - Wiesław Cempa uważał, że środek mógł zostać polskiej biegaczce dosypany do jedzenia. Z kolei eksperci twierdzą, że albo Cempa nie zna się na środkach dopingowych, albo udaje, że się nie zna. EPO podaje się dożylnie lub podskórnie - w strzykawkach. Co więcej! Jedno zażycie nie daje spodziewanych efektów. Konieczna jest cała sesja. Nie ma również mowy o tym, aby wziąć ten specyfik przypadkowo.
Długo wśród sportowców krążył mit, że branie EPO w minimalnych ilościach powoduje, że po kilku godzinach jest ono niewykrywalne. Właśnie dlatego część z nich brała EPO na krótko przed spaniem, aby nie obawiać się porannych badań antydopingowych. Pozytywne wyniki badań obaliły jednak ten mit.
Innym problemem jest dostępność EPO. Nie można go zdobyć w aptece. Informatorzy Przeglądu Sportowego twierdzą, że najlepszym źródłem są "koledzy" z Białorusi i Ukrainy. Oryginalna dawka kosztuje 1000 zł. Podwójna podróbka około 300 zł.
Współpracujący od 40 lat ze sportowcami profesor Marek Zatoń nie ma wątpliwości, że zażywanie erytropoetyny grozi śmiercią. - Trzeba być kompletnym szaleńcem, żeby brać coś takiego - mówi dla Przeglądu Sportowego Zatoń.
Więcej w Przeglądzie Sportowym.