Kamil Kołsut: Podium dla każdego

Niewiele jest olimpijskich dyscyplin, w których tak łatwo o niespodziewane rozstrzygnięcia. Niektórzy mówią nawet, że w biathlonie grono medalowych faworytów równe jest liczbie startujących zawodników. Na podium stanąć może absolutnie każdy.

W tym artykule dowiesz się o:

Z biathlonem mam problem. Zmagania specjalistów od nart i karabinu z niekłamaną fascynacją śledzę od ponad dwóch lat, z dużą dozą pewności jestem więc w stanie oddzielić zawodników wybitnych od zdolnych i miernych. Na nic to się jednak zdaje, bo każdy kolejny bieg i każda kolejna impreza przekonują mnie, że w tym sporcie nie ma murowanych faworytów. Jednemu zawieje, innemu źle posmarują, to znów z nieba luną pomyje. I tak oto po olimpijskie medale sięgają Vincent Jay, Jakov Fak, czy Siergiej Novikov.

Nie zamierzam w żadnym razie deprecjonować sportowej klasy wymienionych wyżej zawodników. Umówmy się jednak - kto o zdrowych zmysłach postawiłby na ich sukces jeszcze niespełna tydzień temu? I kto o zdrowych zmysłach postawi na sukces któregoś z nich chociażby w niedzielnym biegu masowym? Przecież w Vancouver medale pomiędzy siebie podzielić mieli Ole Einar Bjoerndalen, Emil Hegle Svendsen, Jewgienij Ustiugow i grupka Austriaków. Tymczasem szyki pomieszali im nieopierzony Francuz, sensacyjny Chorwat i doświadczony Białorusin.

Wymieniona trójka w sumie, przed wylotem do Kanady, miała na swoim koncie ledwie dwa miejsca na podium w pucharowych zawodach! Ile szczęścia, a ile rozumu w ich obecnym sukcesie - zmierzyć nie sposób. Podobne osobliwości w biathlonie zdarzają się jednak z zaskakującą regularnością (pamiętacie bieg indywidualny z Pyeongchang?). Na strzelnicy chybić może każdy (ostatnio najczęściej pada na Tomasza Sikorę), co weekend doświadczamy więc kilkudziesięciu sportowych dramatów i dramacików.

Z biathlonowym strzelaniem jest jak z serią rzutów karnych w piłce nożnej. Dla jednych to loteria - wszystko w rękach Fortuny. Dla innych zaś rozstrzygnięcie jest wypadkową sportowej klasy, opanowania, przyjęcia odpowiedniej taktyki i dobrego rozłożenia sił. Odsetek wyników zgoła sensacyjnych i rozrzut w pozycjach zajmowanych przez konkretnych zawodników, nawet na przestrzeni jednego weekendu, faworyzuje opcję pierwszą. Ale na strzelnicy, jak w życiu, prawda leży gdzieś po środku. Może w niedzielę to nasi strącą wszystkie krążki?

Źródło artykułu: