Walory turystyczne są dla niektórych reprezentantów naszego kraju sednem uczestnictwa w igrzyskach olimpijskich. Patrząc na to, co pokazała na tafli lodowej Anna Jurkiewicz, nie da się pomyśleć inaczej. Polska zawodniczka zepsuła wszystkie skoki, jakie wykonała, a z kolejnych... zrezygnowała. Efekt? Uzyskała ponad dwukrotnie niższą notę niż Koreanka Kim Yu-Na (najlepsza w programie krótkim) i zajęła ostatnie miejsce.
Gorsza od samego występu jest jednak postawa Jurkiewicz podczas oczekiwania na oceny od sędziów. Łyżwiarka nie sprawiała wrażenia zawiedzionej, a wręcz tryskała dobrym humorem, wysyłając do kamery pozdrowienia i buziaki. Po takim występie należałoby raczej zapaść się pod ziemię ze wstydu. Jedni - jak Justyna Kowalczyk czy Adam Małysz - zdobywają medale i przynoszą Polsce chwałę, z kolei inni - jak choćby Tomasz Sikora - krążków do kraju nie przywożą, ale chociaż podejmują walkę. Szkoda jednak, że w grupie, która udała się na olimpijskie areny, znaleźli się też sportowcy-turyści, którzy do wielkiego zaszczytu, jakim jest reprezentowanie biało-czerwonych barw, podchodzą niepoważnie.
Przed kolejnymi igrzyskami PKOl powinien się zastanowić, czy aby na pewno ilość jest ważniejsza niż jakość. Ostatnie miejsca zajmowane przez Polaków nie przynoszą nam nic dobrego, a co najwyżej wstyd. Tymczasem w przypadku Vancouver chyba zbyt dosłownie potraktowano ideę olimpijską, głoszącą wyższość udziału w zawodach nad zwycięstwem.