- Generalnie staram się trzymać z daleka od tego typu zagadnień, ale teraz po prostu nie mogę się powstrzymać… Czy to jakaś nowa moda i sposób na promocję poprzez narzekanie na wszystko dookoła? Dosyć skuteczny muszę przyznać, ale już bez przesady! Myślałem, że nas, zawodowych sportowców, napędza chęć rywalizacji i pokazania światu, że jesteśmy najlepsi, a nie roszczenia wobec wszystkiego i wszystkich dookoła oraz zapewnienia sobie spokojnej państwowej emerytury. Mamy 2015 rok i sport nie jest już metodą pokazania, że ZSRR jest mocniejsze od USA, a bardzo szybko kręcącą się maszyną biznesową, w której zawodnik jest jednym z trybików - napisał Rutkowski na swoim profilu w serwisie Facebook .
- Tak jak pewnie kilka, kilkanaście (?) tysięcy osób w tym kraju jestem zawodowym sportowcem. Ostatnie państwowe pieniądze widziałem w wieku 18 lat, 2 lata przed przejściem na zawodowstwo. W tej chwili utrzymuje się z kontraktów sponsorskich i nagród pieniężnych. Ze zdecydowanym naciskiem na to drugie. Więc sam podejmuję decyzję, na które zawody jadę a na które nie. I jeżeli organizator zapewnia 1000 euro nagród pieniężnych do podziału na TOP16 to po prostu nie jadę. Jak stolarz zrobi stół wart 1000 zł i ktoś przyjdzie i zaproponuje 200 zł to po prostu go nie sprzeda. Dlaczego sport ma się rządzić innymi prawami niż biznes i życie? - kontynuował trzeci zawodnik Pucharu
- Trudno mi uwierzyć, że w pływaniu pula nagród pieniężnych ogłaszana jest po zawodach w trakcie rozdania nagród. A jeżeli pojechałbym na zawody bez zapowiedzianych nagród i nieoczekiwanie dostał 200 zł w kopercie, to raczej bym się cieszył. Zawsze 2 stówki do przodu. Tylko, że ja w przeciwieństwie do dziewczyn, które wzniosły taki raban (za co zupełnie nieironicznie gratuluje bo wiem jak ciężko przebić się do mediów, ale o tym za sekundkę) płacę za paliwo na lotnisko, bilet samolotowy, nadbagaż itp. itd. z własnej kieszeni. I jeżeli lecę na Puchar Świata do Nowej Kaledonii to muszę skończyć w TOP10, żeby wyjazd się zwrócił. W windsurfingowym slalomie jest może 25-30 zawodowców na Świecie, a w samym Pucharze Świata startuje 64 zawodników. Jeżeli jesteś wystarczająco dobry i włożyłeś wystarczającą ilość pracy, dostaniesz kontrakt. Jak nie, pracuj dalej, albo zajmij się czymś innym i zrób miejsce tym, którzy mają jaja żeby zaryzykować. Nic się nikomu nie należy. Takie są realia tej dyscypliny i podejmując decyzję o gonieniu marzenia bycia zawodowym sportowcem trzeba się z tymi realiami zmierzyć. Czy ktoś Was zmusza do bycia zawodowymi sportsmenkami? - stwierdził pochodzący ze Słupska sportowiec.
- Druga sprawa, sponsorzy i media. Krzyczycie w stronę mediów: "pokazujcie nas", ale co robicie, żeby tak było? Same, wy, nie związek, nie osoby trzecie, tylko co wy same robicie w tym kierunku. Wysyłacie sms-y do PAP świeżo po wyjściu z wody? Piszecie relacje do portali branżowych? Kręcicie szybkie wywiady telefonem w szatni, które wracając do domu można wrzucić na YouTube? Ani Alicja Tchórz ani Anna Dogwiert nie mają stron internetowych. Alicja Tchórz ma na Facebooku 3 różne strony z czego w wyszukiwaniu wyskoczyły te które mają odpowiednio 8 i 44 polubienia. Jak chcecie, żeby media was znalazły, o was napisały, jeżeli nie lokujecie siebie w najprostszych kanałach komunikacji? Ile czasu zainwestowałyście do tej pory w poszukiwania sponsorów? Ile prezentacji rozesłałyście do firm w których kontakty mają wasi znajomi czy znajomi znajomych. Z iloma agencjami PR rozmawiałyście czy nie poszukałyby dla was wsparcia w zamian za określony procent? - zadał pytanie Maciej Rutkowski.
- Tylko, że sponsorom trzeba dać coś w zamian. To jest biznes. Oni nie robią tego z pobudek charytatywnych. A w mediach wasz przekaz brzmi mniej więcej jak przekaz fundacji zbierającej pieniądze na chore dzieci. Tylko, że wy nie jesteście chore. Wręcz przeciwnie. Żyjecie z uprawiania dyscypliny którą kochacie, wkładacie niezliczone ilości godzin w to, żeby w tej dyscyplinie (której widowiskowość zostawiam do ocenienia kibicom) dojść na szczyt. Więc zamiast narzekać, zdajcie sobie sprawę ze swojego potencjału i poświęćcie 40 minut dziennie na "PR". Na pewno nie pożałujecie - obwieścił.
- I proszę nie róbcie, z nas, polskich sportowców niewdzięcznych cebulaków z wielkimi roszczeniami. Ja się po prostu pod tym nie podpisuje. Robię to co kocham i strasznie się tym jaram. Jasne, że chciałbym zarabiać więcej i dążę do tego, żeby tak się stało, ale jeśli się nie stanie, to przynajmniej mam o czym opowiadać wnukom. Serdeczne pozdrowienia i powodzenia! - zakończył Rutkowski.
Źródło: Facebook
To będą prawie trzy tygodnie walki - znamy już trasę Tour de France!
{"id":"","title":""}
Podpisuję się pod tym rękami i nogami.