Powrót Caseya Stonera do MotoGP w roli zawodnika testowego Ducati wywołał lawinę spekulacji. Część kibiców oczekuje, że australijski motocyklista jeszcze w tym roku pojawi się na starcie do któregoś z wyścigów z "dziką kartą". Tym bardziej, że testy w Malezji zakończył z piątym rezultatem.
Australijczyk uważa, że gdyby przyszło mu wystąpić z "dziką kartą" w inaugurującym sezon wyścigu w Katarze, to nie byłby w stanie walczyć o podium. - Mówiąc szczerze, najprawdopodobniej nie byłoby to możliwe. Ludzie mówią zbyt wiele. Słyszałem plotki, że mogę wrócić do ścigania, bo jestem konkurencyjny. Jednak ja nie przeszedłem na emeryturę, bo nie byłem konkurencyjny. Mam tempo na pięć czy sześć okrążeń, na więcej nie pozwala mi kondycja. Nie mam też żadnych planów odnośnie ścigania - stwierdził Stoner w rozmowie z "Gazetta dello Sport".
Równocześnie dwukrotny mistrz świata MotoGP po raz kolejny odniósł się do zakończenia współpracy z Repsol Honda Team, w której również był testerem od momentu rezygnacji ze startów w wyścigach. - Nasze relacje nie były idealne już przed sytuacją, w której zabroniono mi zastąpić Daniego Pedrosę w zeszłym roku. Moje testy nie wyglądały tak jak powinny. Miałem wrażenie, że nie wykorzystują mojego potencjału. Nie byłem tam po to, żeby zarabiać pieniądze, przejechać kilka okrążeń i to wszystko. Chciałem się w to wszystko angażować, a gdy pojawił się problem, to chciałem pomóc. Jednak Honda nie chciała tego samego. To tak jakby myśleli, że chcę wrócić do regularnego ścigania i to spowoduje problemy - dodał Stoner.
Stoner jest zdania, że obecnie w Hondzie zbyt wiele jest podporządkowane Marcowi Marquezowi. - Jego samego nie obchodzi przeciwko komu się ściga. On lubi walkę, czy jestem na linii startu czy nie, to dla niego nic nie zmienia. Jednak ludzie wokół Marca myślą inaczej. To było dla mnie spore rozczarowanie, bo ja po prostu chciałem pomóc. Tymczasem nikt nie chciał skorzystać z moich rad, wykorzystać moich informacji - podsumował 30-latek.