Łukasz Kuczera: Śmierć, której można było uniknąć. Hiszpan niemądry po szkodzie (komentarz)

Materiały prasowe / Michelin / Na zdjęciu: tor Catalunya w Barcelonie
Materiały prasowe / Michelin / Na zdjęciu: tor Catalunya w Barcelonie

Zwykło się mawiać, że Polak mądry po szkodzie. Hiszpanie nie znają tego przysłowia. Na torze Catalunya doszło już do dwóch śmiertelnych wypadków motocyklistów, a wymiana zniszczonego asfaltu nadal nie jest przesądzona.

Czerwiec 2016 roku, popołudniowy trening kategorii Moto2, właściwie jego ostatnie minuty. W zakręcie numer dwanaście przewraca się Luis Salom. Uślizg przodu motocykla, upadek jakich w MotoGP wiele podczas każdego weekendu. Ten zakończył się jednak tragicznie. Upadający Hiszpan został trafiony własnym motocyklem i doznał rozległych obrażeń wewnętrznych. Zmarł na torze. Miał 24 lata.

Już wtedy zawodnicy z Valentino Rossim na czele podkreślali, że tor Catalunya jest niebezpieczny, że powtarzano to na wielu Komisjach Bezpieczeństwach. Jednak nic z tym nie zrobiono. Wyścig w 2016 roku odbył się, choć zmieniono układ toru. W ostatnim sektorze wprowadzono szykanę znaną z Formuły 1, dzięki czemu motocykliści musieli mocno hamować przed feralnym, dwunastym zakrętem. W ten sposób ograniczono ryzyko powtórki z upadku Saloma.

W kolejnych tygodniach ustalano przyczyny śmierci Saloma. Oficjalny raport mówił o tym, że Hiszpan minimalnie opóźnił hamowanie w dwunastym zakręcie. Wszedł zbyt szeroko w ten fragment toru i przez to stracił przyczepność przodu. Ktoś skrzętnie przemilczał jednak, że koło "puściło" na nierówności w asfalcie. Gdyby nawierzchnia była w lepszym stanie, 24-latek najprawdopodobniej przejechałby dwunasty zakręt ciut szerzej, ale nie doszłoby do upadku. Asfalt jednak był w fatalnym stanie, więc można sobie gdybać.

Dochodzi do śmiertelnego wypadku, więc można by pomyśleć, że zarządcy toru Catalunya po takiej tragedii wyciągają wnioski i wymieniają asfalt. Nic bardziej mylnego. Co więcej, wiosną pod Barceloną organizowane są kolejne testy Formuły 1. Tegoroczne pojazdy z F1 z większymi oponami i większym dociskiem jeszcze bardziej zrolowały asfalt. Organizatorzy wyścigu MotoGP postanowili coś jednak zrobić. W ostatnim sektorze przygotowali nową szykanę dla motocyklistów. Inną niż ta z Formuły 1. Kolejny fragment toru, gdzie wylano kompletnie inny asfalt, o innej przyczepności. Pas miał ledwie kilka metrów długości i szerokości. - To nie wygląda jak tor MotoGP - grzmiał Loris Baz. Wystarczył jeden dzień treningów, by powrócono do rywalizacji na nitce toru znanej z F1.

ZOBACZ WIDEO: Kontuzja kręgosłupa przerwała karierę polskiego rajdowca. Teraz jest gotów, by wrócić (VIDEO)

Zawodnicy się postawili i zapowiedzieli, że nie pojawią się w Barcelonie w sezonie 2018, jeśli asfalt nie zostanie wymieniony. - Wiemy, co tu się wydarzyło rok temu. Barcelona jest jedynym torem w kalendarzu, który nie reaguje na uwagi Komisji Bezpieczeństwa i zawodników. Musieliśmy postawić ultimatum. Zresztą, powinniśmy już tak postąpić przed rokiem. Mamy wystarczająco dużo miejsc, które chcą organizować wyścigi MotoGP. Nie musimy przyjeżdżać na tor Catalunya - powiedział Bradley Smith.

Świeżo po wyścigu zarządcy toru Catalunya nie przesądzali, że do wymiany asfaltu dojdzie. Podkreślali ile to wydali na stworzenie nowej szykany, ile środków pochłonęła poprawa bezpieczeństwa. Tak jakby nie zdawali sobie sprawy, że ryzyko odwołania wyścigu w Barcelonie jest poważne, choć kontrakt na jego organizację obowiązuje do 2021 roku. Do akcji musiał wkroczyć dopiero Carmelo Ezpeleta, szef firmy Dorna, która zarządza MotoGP. - Katalonia wypadnie z kalendarza, jeśli nie zmieni asfaltu. Wtedy będziemy mieć mniej wyścigów - powiedział w hiszpańskiej prasie.

Nagle okazało się, że w budżecie rządu Katalonii są środki na zmiany na torze. Rządzący regionem zapowiedzieli, że ich celem jest wygospodarowanie pieniędzy nie tylko na nowy asfalt, ale też na gruntowną przebudowę zakrętu numer dwanaście. Trybuny w tym miejscu miałyby zostać przesunięte, dzięki czemu powstałaby dodatkowa przestrzeń. Nie byłoby wtedy ryzyka, że upadający zawodnik lub jego motocykl, trafią w bandy. W ten sposób MotoGP mogłoby rywalizować na nitce sprzed śmiertelnego wypadku Saloma.

Nie minęło wiele godzin od deklaracji premiera i zarządców toru Catalunya, a doszło na nim do kolejnego śmiertelnego wypadku. W sobotnim wyścigu 24h Catalunya w pierwszym zakręcie wywrócił się Enric Sauri. Z ogromną prędkością uderzył w bandy i doznał rozległych obrażeń wewnętrznych. Miał 33 lata, pozostawił żonę i małe dziecko. Być może do jego tragedii nie doszłoby, gdyby asfalt na katalońskim obiekcie był dawno wymieniony...

Łukasz Kuczera 

Komentarze (0)