Gdy przed sezonem 2017 Jorge Lorenzo ogłaszał swoje odejście z Yamahy i podpisanie kontraktu z Ducati, padok MotoGP był w szoku. Styl jazdy Hiszpana zdawał się nie pasować do charakterystyki pracy motocykla z Bolonii i dotychczasowe wyniki "Por Fuery" zdają się to potwierdzać.
Podczas gdy jego partner z zespołu, Andrea Dovizioso, w zeszłym roku walczył do ostatniego wyścigu o tytuł mistrzowski, on sam zakończył rywalizację na siódmym miejscu w klasyfikacji generalnej. Nie wygrał też dla Ducati ani jednego wyścigu.
Włochom zaczyna też ciążyć pensja Lorenzo, bo aby ściągnąć byłego mistrza świata do siebie, Ducati zaoferowało mu rocznie aż 12 mln euro. Dla porównania, Dovizioso zarabia jedynie 2 mln euro. "Dovi" domaga się od szefów znaczącej podwyżki i nie podoba mu się, że jego kolega z ekipy może liczyć na znacznie większe przelewy. Producent z Bolonii nie chce stracić swojego lidera, dlatego nowa umowa Dovizioso ma opiewać na wyższą kwotę. Kosztem mniejszych zarobków Lorenzo.
Sytuację może wykorzystać Suzuki. Według informacji "Motorsportu", japoński producent miał złożyć ofertę dwuletniego kontraktu Lorenzo. Firma z siedzibą w Hamamatsu widzi w nim idealnego lidera. Zawodnika, który pchnąłby rozwój motocykla GSX-RR w dobrym kierunku. W tej roli nie sprawdził się Andrea Iannone, który został pozyskany przed dwoma laty z Ducati.
Partnerem Lorenzo w Suzuki miałby być Alex Rins. Młody Hiszpan miał w ostatnich dniach podpisać nową, dwuletnią umowę z Japończykami. Zespół nie ogłosił jednak jeszcze oficjalnie tej informacji. Lorenzo w teamie z Hamamatsu nie mógłby liczyć na utrzymanie obecnych zarobków, bo Suzuki dysponuje mniejszym budżetem niż Ducati.
Dla Lorenzo kluczowe będą najbliższe wyścigi. Przy okazji Grand Prix Argentyny hiszpański motocyklista zapewniał, że póki co nie myśli o nowym kontrakcie i nie zmienia swojego celu, jakim było wywalczenie tytułu mistrzowskiego dla Ducati. Może to być jednak trudne do realizacji, biorąc pod uwagę, że w dwóch tegorocznych Grand Prix zdobył tylko punkt.
ZOBACZ WIDEO Robert Kubica: Należy podziękować Williamsowi