Na początku września świat motorsportu żył wydarzeniami z wyścigu o Grand Prix San Marino. Podczas rywalizacji w Moto2 emocji nie opanował Romano Fenati. 22-latek podczas manewru wyprzedzania zbliżył się do Stefano Manziego i celowo nacisnął hamulec w jego maszynie. Obaj motocykliści byli wtedy rozpędzeni do ponad 200 km/h.
Włoch tłumaczył, że nie wytrzymał nerwowo, bo we wcześniejszym zakręcie Manzi przypuścił na niego agresywny atak, który mógł doprowadzić do jego upadku.
W padoku MotoGP zawrzało i niektórzy zawodnicy apelowali o surową karę dla Fenatiego. Włoch został natychmiast wyrzucony z zespołu Marinelli Snipers, zaś szefowie MV Agusty podjęli decyzję o rozwiązaniu z nim kontraktu podpisanego na sezon 2019. Ponadto włoska federacja na okres ośmiu miesięcy zabrała mu licencję uprawniającą do startów. W tej sytuacji motocyklista ogłosił zakończenie kariery.
Równocześnie Fenati wniósł wniosek do trybunału działającego przy federacji, w którym wnioskował o zmniejszenie kary. Ten docenił skruchę motocyklisty, który podczas rozprawy zapewniał, że wyciągnął wnioski z popełnionego błędu i więcej go nie powtórzy. Dlatego też poszedł na rękę motocykliście i skrócił okres zawieszenia do 5 miesięcy i 10 dni.
Oznacza to, że zawodnik będzie mógł wrócić na tor 15 lutego 2019 roku. W tej sytuacji możliwy jest nawet występ Fenatiego w pierwszej rundzie motocyklowych mistrzostw świata. Nowy sezon MotoGP startuje bowiem 10 marca w Katarze.
Fenati zapewnia jednak, że na razie nie myśli o ściganiu. - Pracuję ciężko w sklepie z narzędziami. Nawet nie oglądam wyścigów w telewizji. Podchodzę spokojnie do sytuacji i szukam rozwiązania na kolejny rok - powiedział.
ZOBACZ WIDEO: Para polskich wspinaczy zdominowała MŚ. "Niesamowite! Do tej pory przechodzi mnie dreszcz"