- Wyścigi klasy Supersport 300 są najniebezpieczniejszą klasą w historii. Nie podoba mi się to. Boję się, gdy oglądam te wyścigi - to słowa Lorisa Baza po wypadku, który miał miejsce w sobotę na torze w hiszpańskim Jerez. Zginął w nim ledwie 15-letni Dean Berta Vinales. Młody zawodnik uważany był za olbrzymi talent, miał przed sobą całą karierę. Niestety, odszedł od nas zbyt wcześnie.
To trzeci śmiertelny wypadek w wyścigach motocyklowych w ostatnim okresie. Pod koniec lipca na torze Motorland Aragon w Hiszpanii zginął 14-letni Hugo Millan. 30 maja 2021 roku na włoskim torze Mugello życie stracił 19-letni Jason Dupasquier.
Tragedia goni tragedię
Każda z tych tragedii miała wspólny mianownik - nie chodzi jedynie o dość młody wiek motocyklistów, ale o dosiadane przez nich maszyny. Vinales ścigał się w klasie Supersport 300, Millan w europejskim pucharze FIM CEV, Dupasquier w mistrzostwach świata Moto3. W każdej z nich zawodnicy dosiadają małe motocykle o niewielkiej wadze. Wykorzystują je do granic możliwości, jadą w ogromnym ścisku, bo nie ma tam tak znaczącej różnicy w sprzęcie i umiejętnościach. W takiej sytuacji najmniejszy błąd może kosztować życie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: sędzia znokautowany. Polała się krew!
- Te motocykle są za ciężkie dla tych chłopaków. Jeden z moich trenerów powiedział, że jego syn zaczął trenować mając 13 lat i niczego się na nich nie nauczył, że to zbyt niebezpieczne. Moim zdanie, motocykle o pojemności 300 ccm są bardziej niebezpieczne niż 600 ccm. Poziom osiągów w tych o niższej pojemności jest taki sam. Efekt jest taki, że widzimy duże grupy zawodników jadące obok siebie - to kolejne słowa Baza o problemie wyścigów niższych kategorii.
Jeśli taki motocyklista jak Loris Baz, który ma na swoim koncie występy w mistrzostwach świata MotoGP i World Superbike, mówi o serii wyścigowej, że jest niebezpieczna i boi się ją oglądać, to powinno dać to komuś do myślenia. W ostatnich miesiącach widzimy bowiem pewną tendencję - wypadków śmiertelnych na torach jest więcej.
Baz trafnie diagnozuje problem, bo w ostatnich latach jesteśmy świadkami istnego boomu na niższe kategorie motocykli. Te o pojemności 300 ccm są tańsze w eksploatacji od 600 ccm - zużywają mniej paliwa, mniej "zjadają" opony, również ceny części są znacznie niższe, a i silniki nie są wyżyłowane do granic możliwości - przez co mogą służyć dłużej. Na niższe pojemności przesiadają się też amatorzy - również na polskich torach coraz więcej możemy dostrzec motocykli typu Yamaha R3 czy Kawasaki Ninja 400.
W czym tkwi problem?
Znamienne jest to, że w ostatnich latach nie mamy tragicznych wypadków w wyścigach motocykli o pojemności 600 ccm lub wyższych, jak chociażby MotoGP czy World Superbike. Ich większa moc powoduje, że w większym stopniu weryfikowany jest talent zawodnika. Minimalnie mniej odkręcona manetka gazu powoduje większe straty na prostej czy w zakręcie. Za to maszyny 300 ccm uczą wręcz tego, by wykręcać manetkę do oporu.
Normą w Supersport 300 czy Moto3 stało się to, że zawodnicy jadą w jednej grupie. W kwalifikacjach celowo zwalniają, by przepuścić jednego z rywali przed siebie i za nim się "holować". Przy wyrównanym poziomie sprzętowym, bardzo ważna jest bowiem jazda w cieniu aerodynamicznym za innym motocyklem. To wręcz proszenie się o tragedię, bo gdy upada jeden motocyklista, zaraz za nim jest kilku kolejnych. Nie ma szans, by ominęli oni leżącego na torze człowieka. W taki sposób zginęli Dupasquier, Millan i Vinales.
Sędziowie, dbający o bezpieczeństwo w wyścigach, wiedzą o problemie od kilku lat i na razie niewiele robią. W mistrzostwach świata Moto3 podzielono sesję kwalifikacyjną na dwie części, aby grupy zawodników były mniejsze. Zjawisko holowania nadal występuje. Ostatnimi czasy motocykliści otrzymują za nie kary - najczęściej tracą kilka minut sesji treningowej. Nie jest to jednak sankcja, która by w znaczący sposób odstraszała zawodników i ich teamy. Póki za takie zachowania nie będziemy świadkami dyskwalifikacji, młodzi sportowcy niczego się nie nauczą.
Eksperci z FIM mieli ostatnio zaproponować, by zawodnicy na polach startowych byli rozstawieni w większych odległościach od siebie. Ich zdaniem, ma to rozwiązać problem wypadków na pierwszych okrążeniach. Tyle że chociażby do śmiertelnego wypadku Vinalesa doszło na trzy "kółka" przed metą, więc bardzo wątpliwe jest, aby inicjatywa federacji przyniosła pożądany efekt.
Poziom bezpieczeństwa w wyścigach rośnie stale od kilku lat - pojawiły się poduszki powietrzne, które wybuchają w momencie, gdy odnotują, że zaraz dojdzie do upadku. Dzięki temu zawodnicy coraz rzadziej, po twardych lądowaniach na asfalcie, łamią sobie kości. Jednak w przypadku motocyklisty leżącego na środku toru poduszka nie pomoże. Dupasquier, Millan i Vinales mieli podobne obrażenia - klatki piersiowej i głowy. Dlatego mamy prawo wymagać od sędziów, by zaczęli surowo karać celową jazdę za kimś i zjawisko holowania. Nie możemy przechodzić obojętnie obok kolejnych tragedii i mówić, że taki jest motorsport.
Czytaj także:
Rosyjski miliarder kupi zespół F1? Plotki nabrały na mocy
Rodzina "naładowana benzyną". Tragicznie zmarły 15-latek miał podbić świat