Robert Kubica, Sebastian Vettel i Jenson Button - tak miał wyglądać wymarzony "mistrzowski skład" Hertz Team JOTA na sezon 2024 w długodystansowych mistrzostwach świata WEC. Brytyjczycy wymyślili sobie, że zrobią sporo szumu wokół siebie, jeśli przekonają do współpracy trzy byłe gwiazdy Formuły 1.
Vettel i Button łącznie zdobyli pięć tytułów mistrza świata F1. Kubica, gdyby nie feralny wypadek z 2011 roku, najpewniej też któregoś dnia by nim został. Łącznie ta trójka ma na swoim koncie 69 wygranych wyścigów F1. Na papierze mogłoby się wydawać, że to dream team. Tyle że w praktyce - niekoniecznie.
W wyścigach długodystansowych jest tak, że czasem musisz schować swoje ego do kieszeni i poświęcić się na rzecz zespołowego partnera. Robert Kubica zrozumiał to dość szybko. Nieprzypadkowo tworzył udany duet z Louisem Deletrazem przez ostatnie trzy lata, a ich współpraca zamieniła się w przyjaźń poza torem.
ZOBACZ WIDEO: Kogo najtrudniej namówić na wywiad w trakcie meczu? Znany dziennikarz tłumaczy
Czy Vettel i Button potrafiliby czasem ustąpić, czy ich interes zawsze musiałby być na wierzchu? Pytanie jest czysto hipotetyczne, bo nawet nie wiadomo, czy Brytyjczycy z Hertz Team JOTA namówili Niemca do powrotu ze sportowej emerytury w sezonie 2024. Jedno wydaje się pewne - Kubica nie musi się już głowić nad odpowiedzią na to pytanie.
- Po trzech latach w wyścigach długodystansowych wiem, co jest kluczem do dobrze funkcjonującego składu, żeby to miało ręce i nogi. To nie jest tak, że kierowca wybiera sobie partnerów, bo nie mamy tego komfortu. Zgranie się i poznanie partnera z auta jest bardzo ważne. Jak w każdym związku międzyludzkim, trzeba zaakceptować wszystkie mocne i słabe strony, charakter drugiej osoby - powiedział Kubica portalowi WP SportoweFakty, gdy był pytany o ten "mistrzowski skład".
Wszystko wskazuje na to, że już wtedy Kubica wiedział, że jego drogi i Hertz Team JOTA nie zejdą się. Dlatego zaraz po zdobyciu mistrzostwa świata w Bahrajnie zrezygnował z odbycia testów samochodem Porsche. Za to w ostatnią środę (22 listopada) zasiadł za kierownicą wymarzonego Ferrari. Może nieco innego, niż te, które czekało na niego w roku 2012. Jednak czerwony samochód z wierzgającym koniem na masce jest czymś wyjątkowym.
Kubica często był krytykowany za swoje wybory, za zbyt długie układanie słynnych już "puzzli". Niektórzy wieszczyli nawet, że nie znajdzie zatrudnienia w najwyższej kategorii Hypercar w sezonie 2024, a finalnie jego program ograniczy się do mniej prestiżowej serii European Le Mans Series i dalszej jazdy samochodem klasy LMP2. Ten pesymistyczny wariant się nie ziścił. Ba, wydaje się, że tym razem krakowianin dokonał wyboru najlepszego z możliwych.
Najpewniej ze względu na kontrakt z Orlenem, Kubica nie mógł spoglądać w kierunku zespołów fabrycznych. Niemal każdy z nich ma jakiegoś partnera paliwowego (np. Ferrari, BMW - Shell, Alpine - Elf). Do wyboru były ekipy prywatne. W tym przypadku włoskie AF Corse wydaje się znacznie lepszą opcją niż brytyjski Hertz Team JOTA.
Dodatkowe auto Ferrari w stawce Hypercarów w roku 2024 będzie prywatnym tylko z nazwy. Za dwa fabryczne też odpowiada de facto AF Corse. Różnica polegać będzie na znaczkach sponsorów, jakie pojawią się na karoserii modelu 499P. Polacy mogliby nawet dorzucić pół żartem pół serio, że logo Orlenu będzie lepiej się prezentować na czerwonym Ferrari, niż srebrno-złotym Porsche ekipy Hertz Team JOTA.
- Wróciłem do włoskiego zespołu, co jest dla mnie dość ważne - powiedział Kubica po zawarciu umowy z AF Corse i być może w tym tkwi klucz do sukcesu, jaki nadejdzie w roku 2024. Włosi traktują Polaka niczym swojego obywatela. 38-latek zna ich język i kulturę. Łatwiej będzie mu się wkomponować w ich strukturę, niż miałoby to miejsce w brytyjskim Hertz Team JOTA.
Oczywiście Brytyjczycy odnosili szereg sukcesów w wyścigach długodystansowych, ale też w motorsportowym świecie lubią spoglądać na inne nacje z góry. Doświadczył tego nawet sam Robert Kubica, gdy w roku 2019 w Williamsie był ciągle krytykowany, a George Russell wychwalany pod niebiosa. Teraz ekipa mogłaby w podobny sposób podchodzić do Jensona Buttona, o ile oczywiście ten wyląduje w Hertz Team JOTA.
Kubica w 2012 roku miał trafić do Ferrari w F1. Wypadek rajdowy pokrzyżował mu plany. Po dekadzie jesteśmy świadkami ciągu dalszego tej historii. Jeśli zakończy się ona wymarzoną wygraną w 24h Le Mans, krakowianin zapisze się w dziejach motorsportu na zawsze.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Sensacja ws. Kubicy potwierdzona. Wiemy, co to oznacza dla Orlenu
- Pierwszy dzień Kubicy w Ferrari. Oto jego nowy samochód z bliska