Robert Kubica ma prawo być rozgoryczonym po 6h Sao Paulo. Polski kierowca świetnie rozpoczął wyścig długodystansowych mistrzostw świata WEC na torze Interlagos. W ciągu jednego okrążenia awansował z piętnastego miejsca na dziesiąte. Później zyskał kilka kolejnych pozycji, ale jego pogoń za czołówką przerwał Julien Andlauer.
25-latek z Francji w środku siódmego zakrętu, nie potrafiąc znaleźć sposobu na wyprzedzenie Kubicy, wjechał w tył jego Ferrari. Auto prowadzone przez krakowianina wykręciło "bączka" i wypadło na pobocze. Przez to kierowca AF Corse spadł z siódmego miejsca na czternaste, a po chwili musiał dodatkowo zameldować się w alei serwisowej. Wtedy ekipa Kubicy spadła na dziewiętnastą lokatę.
Ostatecznie AF Corse zniwelowało część strat, finiszując jako jedenasty zespół w stawce. Kubica nie był jednak zbyt szczęśliwy po 6h Sao Paulo. - Nie mam za wiele do powiedzenia na temat tego wyścigu. Podczas drugiego przejazdu zostałem trafiony od tyłu. Teraz możemy myśleć co najwyżej o kolejnym występie w Austin, gdzie będzie sporo niewiadomych - powiedział 39-latek.
ZOBACZ WIDEO: Kubera odniósł się do zerwanej współpracy z Kowalskim. "Nie będę go oczerniał"
- Zespoły mają odbyć testy w Austin pod koniec lipca, ale później dojdzie tam do wymiany asfaltu, więc warunki najpewniej się zmienią. Będzie zatem dość trudno - dodał Kubica, który myśli już głównie o wyścigu zaplanowanym na 1 września.
Weekend w Brazylii był dla Kubicy i spółki tym bardziej rozczarowujący, że ledwie miesiąc wcześniej podczas 24h Le Mans załoga AF Corse walczyła o zwycięstwo. - W Sao Paulo zmierzyliśmy się z zupełnie innymi warunkami. Kwestie techniczne, którym musieliśmy się zająć, wpłynęły na ustawienia samochodu. Dlatego nie byliśmy w stanie uzyskać zakładanych osiągów. Wyścig odbywał się w cieplejszych warunkach niż treningi, co też miało wpływ na sytuację - zdradził Giuseppe Petrotta, dyrektor zarządzający AF Corse.
Kolejnym kluczowym aspektem wyścigu w wykonaniu AF Corse była delikatna kolizja, jaką zaliczył w trakcie swojego przejazdu Yifei Ye. Chińczyk za kontakt z rywalem otrzymał karę przejazdu przez aleję serwisowa, co poskutkowało stratą kilkudziesięciu sekund.
- To był trudny wyścig. Mieliśmy problemy z utrzymaniem dobrego tempa. Niektóre momenty w wyścigu nie poszły zgodnie z naszym planem. Pozytywnym akcentem jest to, że znaleźliśmy się na podium wśród zespołów prywatnych, ale generalnie patrzymy w przyszłość. Trzeba ciężko pracować przed rundą w Austin, aby tam osiągnąć lepszy wynik - podsumował Ye.
Czytaj także:
- Mercedes pomoże rywalowi wyjść z dołka? "Skomplikowana sytuacja"
- Red Bull wyprodukował "potwora". Cena? Zwala z nóg