Lukas Drozdowicz: Ścigam się z marzeniami

Maciej Rowiński
Maciej Rowiński
Jak wyglądały początki w Tajlandii?

Zaczynałem od zbierania dostępnych w internecie informacji.Najwięcej załatwiłem już na miejscu podróżując, poznając ludzi. Po pewnym czasie zacząłem się także uczyć języka tajskiego. Trafiłem do zupełnie innej kultury i musiałem sięwiele nauczyć, aby się w niej odnaleźć. Początki były frustrujące - potrzebowałem trochę czasu, aby zmienić swój sposób myślenia.

Ile trzeba było się uczyć języka, aby bez problemów dogadać się z miejscowymi?

W moim przypadku ponad rok, aby prawidłowo wymawiaćpodstawowe zdania, znać ogólne zasady ich budowy oraz najczęściej używane litery alfabetu. Nie uczyłem się jednak języka w żadnej szkole. Nie potrafię określić, czy nauka w codziennym życiu jest szybsza, bardziej lub mniej efektywna niż na typowych kursach z podręcznikami bo takich nie miałem. Kupiłem tylko książki do nauki pisania dla dzieci i w wolnych chwilach uczyłem się liter. Azjatyckie języki to dla nas zupełnie inny wymiar. Język Tajski jest językiem tonalnym, wystarczy to samo słowo wypowiedziećnieumiejętnie i kompletnie zmienia znaczenie. Chcąc powiedzieć dziewczynie, że jest piękna, bardzo łatwoużywając złej tonacji powiedzieć, że przynosi pecha.

Co było najtrudniejsze w przystosowaniu się do życia w Tajlandii? Samotność?

Samotności nie doświadczyłem tam nigdy. Tajowie to przemili ludzie, z każdym można porozmawiać i pożartować. Próbując wepchnąć samochód na lawetę od razu zbiega się kilka osób,żeby pomóc. Znalezienie towarzystwa do wspólnej zabawy teżnie stanowi problemu. Najtrudniejsze było przyzwyczajenie się do tamtejszych zwyczajów i kultury. W Tajlandii nikt nie powie wprost, że czegoś nie zrobi lub nie chce. Kiedy Taj mówi, że się nad czymś zastanowi, to prawdopodobnie nie chce tego zrobić. Nie odmawiając bezpośrednio, teoretycznie nie robi komuś przykrości. W ten sposób nigdy nie wiadomo, o co komu chodzi.

Takich różnic kulturowych jest więcej?

Tak. Nawet w prostych, codziennych sytuacjach. Widziałemjak kelner w restauracji obsługiwał Europejczyka i ciągle dolewał mu piwa z kolejnych butelek do szklanki, jak tylko poprzednia została opróżniona. Facet się wściekł, bo uznał, że chcą go naciągnąć, a to po prostu wynika z innej kultury. Tam uważają, że szklanka klienta nie może być pusta. Tajowie woląaby im dolewać, a kiedy nie chcą więcej pić, wystarczy powiedzieć kelnerowi. To zupełnie normalne, tak samo jak wiele innych sytuacji, które można źle zinterpretować. Początku nie były łatwe, ale myślenie bardziej po “tajsku” jest często przydatne nawet w Polsce.

Co to znaczy?

Tajowie są bardzo wyluzowani, dla nich nigdy nie ma z niczym problemu. Nawet kiedy popełniłem błąd podczas wyścigu i w efekcie doszczętnie rozwaliłem samochód,czułem się głupio wobec zespołu. Wszyscy zdziwieni moim przygnębieniem, z uśmiechem na twarzach powiedzieli "mai pen rai", co w tajskim oznacza "nie ma problemu/nic się nie stało“. Wiadomo że w zespole sportowym to wygląda inaczej niż w codziennym życiu - liczy się wspólny wynik, a każdemu może zdarzyć się błąd. Zauważyłem że nawet poza torem, Tajowie z natury nie są pamiętliwi. Inaczej też wygląda tam wychowanie dzieci czy traktowanie obywateli przez państwo. Pozwala się dzieciom bawić na pomoście, bo od małego sąuczone, żeby samemu rozpoznawać zagrożenia. U nas jest odwrotnie, wszystko odgradza się płotkami, dzieci pilnuje na każdym kroku. Ma to przełożenie w dorosłym życiu. Tam jednak trzeba uważać na siebie. Jeżeli turysta wwiezie do Tajlandii przekonanie, że skoro mi na coś pozwalają to będziebezpieczne, bardzo często się pomyli.

Jest pan wysokim blondynem. Wyróżniającym się na tle Tajów i prawie wszystkich obcokrajowców w Tajlandii. To chyba znacznie pomogło w karierze?

Za bardzo byłem skoncentrowany na ściganiu, aby patrzeć w lustro. Na pewno Europejczykowi łatwiej jest zostaćzauważonym w pewnych sytuacjach. Wzrost albo odmienny wygląd to jednak nie są decydujące kryteria o sukcesie lub porażce. Może to pomóc w ściągnięciu na siebie uwagi, ale o tym co jest dalej decyduje sposób w jaki człowiek odnajduje się w tamtym świecie, czy polubi go publiczność.

Mimo to, jest pan jednym z najpopularniejszych Europejczykó w tamtej części świata. Ale czy to oznacza, że nazwisko Drozdowicz jest już tam bardziej rozpoznawalne od nazwisk Lewandowski, czy Kubica?

Zacząć trzeba od tego, że nazwisk oraz prawdziwych imion Tajowie nie używają w codziennej komunikacji. Zwracają siędo siebie ksywkami, na przykład dziewczyna może nazywaćsię po prostu “Fon” (oznacza to deszcz) albo “Jun” (bo urodziła się w czerwcu - z ang. Jun od June). Dla wszystkich jestem po prostu “Lukas”, ale niektórzy rzeczywiście potrafiąprawidłowo wymówić moje nazwisko. Robert Lewandowski jest bardziej kojarzony w Tajlandii niż Robert Kubica, ale to jest jednak inny rodzaj rozpoznawalności. Wiedzą że takie osoby są, czym się zajmują, a do tego że są światowymi gwiazdami. W moim przypadku jest inaczej, bo choć daleko mi do takiej światowej rozpoznawalności to mieszkam w Tajlandii i w pewnym sensie jestem tam na wyciagnięcie ręki. To jest trochę inny rodzaj “popularności”

W trzeciej części Lukas Drozdowicz zdradza, jak wyglądały jego początki z wyścigami samochodowymi w Tajlandii, z jakimi trudnościami musiał się zmierzyć i kiedy zobaczymy go w najbardziej prestiżowej tajskiej serii wyścigowej.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×