Od kilku tygodni niemieckie media powtarzały, że BMW złożyło ofertę Jonathanowi Aberdeinowi, który nie mógł liczyć na miejsce w fabrycznym Audi. W czwartek plotki się potwierdziły i to właśnie młody reprezentant RPA został oficjalnie ostatnim kierowcą w fabrycznym zespole z Monachium.
Co zatem z Robertem Kubicą? To pytanie zaczęli sobie zadawać kibice jeszcze kilka tygodni temu, gdy po raz pierwszy pojawiały się spekulacje o transferze Aberdeina do BMW. Czy Polak odpuścił sobie starty w niemieckiej serii wyścigowej? Nic z tych rzeczy.
Czytaj także: Dzień, w którym załamał się świat Kubicy
- Zamknęliśmy skład fabryczny, ale ciągle jest szansa na siódme BMW w stawce DTM. Gdy tylko będę mógł powiedzieć coś więcej, dam znać - powiedział nam Ingo Lehbrink, dyrektor ds. komunikacji w BMW Motorsport.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: w Azji grali mecz na wodzie. Było jak w meczu Polska - Niemcy na MŚ 1974
Za kulisami trwają bowiem rozmowy BMW z Orlenem. W obliczu wycofania się Aston Martina z DTM pojawił się problem zbyt krótkiej listy startowej w niemieckiej serii wyścigowej. Umieszczenie Aberdeina w fabrycznej ekipie i wystawienie do rywalizacji prywatnego zespołu Orlenu miałoby być prostym sposobem na zwiększenie stawki.
Kubica miałby być piętnastym kierowcą na polach startowych. Niewykluczone, że na tym się skończy, bo japońscy producenci (Honda, Toyota, Lexus) nie kwapią się jednak do dołączenia do rywalizacji w DTM.
Rozmowy się przeciągają, bo wystawienie do rywalizacji prywatnego zespołu DTM to koszt od 3 do 6 mln euro. Wszystko zależy od tego, jak duże wsparcie takiej ekipie okaże fabryka. Jeśli jest ono zbyt małe, to kierowcy prywatnych teamów nie mają szans na podjęcie skutecznej walki o zwycięstwa. Wystarczy zobaczyć wyniki Jonathana Aberdeina i Pietro Fittipaldiego, czyli kierowców prywatnego WRT w sezonie 2019. Skończyli oni rywalizację na 10. i 15. miejscu w klasyfikacji generalnej.
Kubica chce zatem zyskać zapewnienie, że nawet jeśli będzie kierowcą prywatnego zespołu, to będzie mógł liczyć na takie wsparcie jak fabryczni kierowcy. To dla niego ważne, bo w jego sytuacji nie ma sensu ściganie się w środku stawki DTM z powodu niekonkurencyjnego samochodu. Przeżył już coś takiego przed rokiem, gdy w F1 mało wydajna maszyna Williamsa skazywała go z góry na ostatnie pozycje startowe.
Dla BMW przygotowanie siódmego samochodu nie będzie większym wyczynem. Jeszcze nie tak dawno firma prowadziła rozmowy z zespołem R-Motorsport, który w roku 2019 odpowiadał za samochody Aston Martina. Niemcy byli gotowi przygotować szwajcarskiej ekipie cztery silniki, którymi napędzane byłyby jej samochody. Z porozumienia się wycofano, gdy R-Motorsport zdał sobie sprawę, jak wielkich przeróbek wymagałoby dostosowanie karoserii Aston Martinów do jednostki napędowej z Monachium. Dlatego Szwajcarzy woleli zamknąć swój projekt DTM po ledwie roku.
Czytaj także: BMW zamknęło skład. Nie ma miejsca dla Kubicy
W tej chwili lista startowa DTM na sezon 2020 składa się z ledwie czternastu pojazdów. Tworzą ją zespoły fabryczne Audi oraz BMW (po sześciu kierowców) oraz prywatne WRT. Belgijski zespół korzysta z samochodów przygotowanych przez Audi. Szefowie DTM chcieliby na polach startowych osiemnastu pojazdów, ale realizacja tego celu wydaje się być niemożliwa. Zwłaszcza że przedsezonowe testy DTM odbędą się w połowie marca na włoskiej Monzy, a miesiąc później rozegrany zostanie pierwszy wyścig - w belgijskim Zolder.
Kubica miał styczność z modelem M4 DTM podczas grudniowych testów dla młodych kierowców w hiszpańskim Jerez. Wtedy był najszybszym kierowcą spośród tych, którzy mieli okazję siedzieć za kierownicą BMW.