Daytona 24h dorobiła się miana jednego z najważniejszych wyścigów długodystansowych na świecie. To impreza, z którą chcą się zmierzyć najlepsi kierowcy, więc pojawienie się Roberta Kubicy na starcie tegorocznej edycji nie jest dużym zaskoczeniem. Zwłaszcza że myśli Polaka zmierzają w kierunku WEC i rywalizacji długodystansowej.
Jednak początkowo zawody na torze Daytona International Speedway trwały tylko trzy godziny. Amerykański wyścig pracował na miano legendy latami. Jeszcze pół wieku temu żartowano, że w nocy więcej osób jest na torze, niż śledzi rywalizację w Daytona 24h. Teraz jest zupełnie inaczej.
Daytona 24h - zaczęło się od skandalu
Gdy w roku 1962 rozgrywano pierwszą edycję wyścigu, trwał on tylko trzy godziny. Już wtedy doszło do skandalu. Prowadzący Dan Gurney miał bowiem ponad dwie minuty przewagi, gdy pod koniec rywalizacji w jego samochodzie zepsuł się silnik. Amerykanin zaparkował swojego Lotusa 19 na poboczu i czekał aż wybije trzecia godzina ścigania.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Karolina Owczarz pokazała się w sukni ślubnej. Na usta ciśnie się jedno słowo!
Gdy do tego doszło, wykorzystał wzniesienie znajdujące się na torze i pozwolił, by pojazd samoczynnie stoczył się w kierunku mety. - Wysiadłem nawet na chwilę z samochodu. Nie wiem dlaczego. Potem zobaczyłem, że funkcyjny macha szachownicą i oznajmia koniec wyścigu. No to skręciłem kierownicą i stoczyłem się w kierunku mety - mówił później Gurney, którego słowa cytuje "Road on Track".
Tamten incydent doprowadził do wprowadzenia do regulaminu przepisu, że samochód musi pokonać linię mety z działającym silnikiem.
Daytona zamieniła się w wyścig 24-godzinny w roku 1966. Wtedy zwyciężył Ken Miles - postać być może dobrze znana fanom kina, którzy wybrali się na film "Le Mans '66". Tam w charakterystyczna postać Milesa wcielił się Christian Bale.
Daytona 24h dość szybko zapracowała na miano kultowego wyścigu. Zaczęto ją stawiać w jednym szeregu z 24h Le Mans i Sebring 1000. Paradoksalnie uważano ją za najtrudniejszą, chociażby ze względu na ograniczoną widoczność w trakcie jazdy. - Gdzie nie spojrzałeś, to widziałeś jedynie ścianę. Wyobraź sobie wyścig w misce. Wydawało się, że zakręt nigdy się nie kończy, podobnie jak jazda pod górę - napisał dziennikarz Sam Pose.
Pierwotny pomysł zakładał, by kierowcy niższych serii trzymali się dolnego pasa toru i zostawiali najszybszą ścieżkę dla szybszych pojazdów. Idea jednak nie zdała egzaminu. Gdyby kierowca wziął się za wyprzedzanie i wjechał na szybszą ścieżkę, mógłby doprowadzić do karambolu.
Więcej kierowców niż kibiców
Daytona 24h jest rozgrywana na Florydzie, która pod koniec stycznia może zaskakiwać temperaturami w nocy. Jest wilgotno i mroźnie. Przed laty zespoły ustawiały dodatkowe parawany w garażach, aby zasłaniać się przed wiatrem i zapewniać sobie wyższą temperaturę w pomieszczeniach. Kibice na trybunach o takich luksusach mogli pomarzyć.
Dlatego też początkowo trybuny w nocy podczas Daytona 24h świeciły pustkami. Niewielu było fanatyków, którzy byli w stanie wytrzymać w mrozie całą noc. Gdy rozgrywano wyścig po raz pierwszy organizatorzy chcieli się nawet wzorować na 24h Le Mans i w okolice obiektu sprowadzili diabelski młyn. Nie przyciągał on jednak żadnych fanów. Było na to po prostu za zimno.
Podczas gdy 24h Le Mans potrafiło zgromadzić nawet 300 tys. osób, to Daytona 24h była obiektem żartów. Śmiano się, że liczba kierowców na torze jest wyższa od publiki na trybunach. Mimo to, zawody rok po roku pracowały na swoją renomę.
Pierwsza 24-godzinna edycja wyścigu zbiegła się w czasie z okresem bitwy między Fordem a Ferrari. Ken Miles zapewnił amerykańskiemu producentowi wygraną w roku 1966 za kierownicą Forda GT40, ale już w kolejnej edycji Włosi wzięli rewanż na Amerykanach. Po kilku latach Ferrari z fabrycznym zespołem opuściło jednak Daytonę.
Czterech kierowców zamiast dwóch
Daytona 24h przez dekady przeszła szereg zmian. Pojawiały się nowe przepisy regulujące konstrukcję pojazdów, a samochody klasy GT początkowo były równie szybkie jak tworzone wyłącznie z myślą o wyścigach prototypy.
Robert Kubica w Daytona 24h wystąpi jako członek zespołu High Class Racing, który wspólnie z nim tworzyć będą Ferdinand Habsburg, Dennis Andersen oraz Anders Fjordbach. Co ciekawe, jeszcze w latach 60. i 70. załogi samochodowe liczyły po dwóch kierowców.
W historii wyścigu zapisał się Rob Dyson, który w roku 1997 odniósł zwycięstwo mając w zespole łącznie siedmiu kierowców. - Braliśmy kibiców i po kolei wpuszczaliśmy do samochodu - żartował później Dyson.
"Kiedy myślę o Daytonie, to mam przed oczami wyścig, który wykańcza fizycznie każdego, kto zjawia się na starcie. Zwycięstwo w Daytona 24h nigdy nie przychodzi łatwo. Właściwie dziwnym jest to, że Dan Gurney wygrał pierwszą edycję cichutko przemykając przez linię mety" - napisał dziennikarz Sam Pose.
Teraz Robert Kubica sam zmierzy się z trudami Daytona 24h. Na liście triumfatorów wyścigu nie brakuje kierowców z przeszłością w Formule 1 - w ostatnim okresie byli to m.in. Juan Pablo Montoya, Fernando Alonso czy Kamui Kobayashi. Polak powalczy o to, by dopisać się do tej prestiżowej listy. Nawet jeśli nie przyjdzie mu walczyć w najwyższej klasie, a jedynie w LMP2.
Czytaj także:
Robert Kubica musi wygrać Daytona 24h
Carlos Sainz już testuje w barwach Ferrari