Nie ma czucia w nogach, a wrócił do ścigania. Świetny wynik Roberta Wickensa

Materiały prasowe / Na zdjęciu: Robert Wickens
Materiały prasowe / Na zdjęciu: Robert Wickens

Robert Wickens od fatalnego wypadku w IndyCar nie ma czucia w nogach. Kanadyjski kierowca powrócił jednak do rywalizacji w serii IMSA. Już przy okazji pierwszego występu wywalczył miejsce na podium.

Łukasz Kuczera z Daytony

Gdy w roku 2018 na torze Pocono doszło do fatalnego wypadku, świat Roberta Wickensa załamał się. Kanadyjski kierowca usłyszał jedną z gorszych diagnoz - przerwany rdzeń kręgowy. Na kilka miesięcy został przykuty do łóżka, o powrocie do ścigania nie mogło być w tej sytuacji mowy. Jednak Wickens nie zamierzał się poddawać.

Kanadyjczyk rozpoczął żmudną rehabilitację i po niemal czterech latach od tamtych wydarzeń, nadal porusza się na wózku inwalidzkim. Wzmocnił inne partie ciała i na tyle poradził sobie z osobistym dramatem, że przed kilkoma dniami ogłosił swój powrót do ścigania. Wickens na "rozgrzewkę" wybrał serię IMSA, gdzie w ramach Michelin Pilot Challenge może rywalizować za kierownicą specjalnie zmodyfikowanego samochodu.

Wielki powrót Roberta Wickensa

W trudnym momencie wsparcie Wickensowi okazał zespół Bryan Herta Autosport, który podjął się opracowania modyfikacji do Hyundaia Elantry N TCR. Ze względu na brak czucia w nogach, wszystkie najważniejsze elementy sterowania musiały znaleźć się na kierownicy.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Finansowe limity to fikcja. PGE Ekstraliga wprowadzi zmiany?

Chociaż debiutanckie kwalifikacje nie poszły po myśli Roberta Wickensa, bo ten uzyskał w nich dopiero siódme miejsce, to już wyścig w czterogodzinnym wyścigu na torze Daytona pokazał, że Kanadyjczyka stać na świetny wynik. W duecie z Markiem Wilkinsem ukończył rywalizację jako trzeci stawce, uzyskując tym samym premierowe podium.

- Myślę, że to dopiero początek. Przede mną ciągle wiele możliwości. Ciągle możemy się poprawiać i stawać się lepszymi - stwierdził zaraz po wyścigu Wickens.

Po ukończeniu rywalizacji, 32-latek postanowił złożyć hołd wszystkim osobom, które wsparły go po fatalnym wypadku. Najcieplejsze słowa padły w kierunku żony Karli, na pomoc której Wickens może liczyć nieustannie od roku 2018. Ona też wsparła pomysł, by kierowca powrócił do rywalizacji na torach.

- Za każdym razem, gdy czuję się przygnębiony. Dostaję gęsiej skórki na myśl o przechadzaniu się przez padok. Gdy się w nim pojawiam, to ludzie podnoszą kciuki w górę. Każdy poświęca mi nieco czasu, by powiedzieć "cześć", porozmawiać. To dla mnie wiele znaczy. Gdy zostawałem kierowcą wyścigowym, nie spodziewałem się, że tak się stanie - dodał Wickens.

Wickens nie powiedział ostatniego słowa

Miejsce na podium wyścigu IMSA na torze Daytona to dopiero początek przygody dla Wickensa. Kanadyjczyk nie ukrywa, że pomimo braku czucia w nogach, ma ambitne plany związane z resztą kariery. Nie chce, aby tragiczne wydarzenia z roku 2018 na zawsze pozbawiły go największej radości.

- Prowadzę samochody, bo uwielbiam to uczucie, gdy można przesuwać się do granicy absolutnego limitu. Kocham konkurować na najwyższym możliwym poziomie. Życie tak się ułożyło, że byłem w tym dobry od młodzieńczych lat. Zawsze kochałem każdy aspekt motorsportu - powiedział Wickens.

Jak podkreślił kanadyjski kierowca, nie ma dla niego znaczenia "co ludzie sobie pomyślą". - To jest naprawdę fajna przygoda i chcę ją kontynuować - stwierdził.

Przykłady innych kierowców pokazują, że Robert Wickens ma prawo marzyć. Alex Zanardi wrócił do ścigania, pomimo utraty obu nóg i był w stanie osiągać bardzo dobre wyniki. Po wielu latach Robert Kubica pokazał, że można rywalizować w Formule 1, pomimo ograniczeń związanych z poważnymi urazami.

- Fizycznie czuję się świetnie. Ciężko pracowałem przez ostatnie kilka miesięcy, tak by ewentualnie być gotowym na taki start. Mógłbym w tym wyścigu zrobić kolejny przejazd i potem kolejny. Świetnie się bawiłem w tych zawodach. Było naprawdę fajnie - podsumował Kanadyjczyk, który właśnie zaczyna nowy etap swojego życia.

Czytaj także:
"To była kradzież". Mistrz o sytuacji Lewisa Hamiltona
Szykuje się spora podwyżka. Nowy kontrakt dla mistrza F1

Komentarze (0)