Damian Fedorowicz: Pół świata i pół Europy na nas patrzy

Marcin Górczyński
Marcin Górczyński
W Krajowej Lidze Zapaśniczej trzy drużyny wyraźnie odskoczyły od reszty stawki. Jest taka duża różnica między czołówką?

- Nie, nie ma takiej dużej różnicy. W sporcie zapaśniczym, gdy jeden zawodnik wypadnie na przykład z powodu kontuzji, losy się zmieniają. Trzeba robić szachy. To jest siła zapasów - one nie są nudne. Wszystko się zmienia z minuty na minutę.

Jakie jest zainteresowanie zapasami w poszczególnych miastach?

- Wszędzie są pełne hale. Nie jest to publiczność kilkutysięczna, ale po 1000-1500 osób przychodzi na mecze.

Czy po tych kilku miesiącach wykreowali się już kandydaci na nowe gwiazdy polskich zapasów?

- Są dwie dziewczyny młoda fala - Kasia Mądrowska i Natalia Strzałka. Co do mężczyzn - zachowują swój poziom. Ci, co mają wygrać, wygrywają. Póki co nie zauważyłem kogoś, kto by się tak wybił jak Kasia czy Natalia.

Mówił pan o ośmiu olimpijczykach występujących w lidze. Zagraniczne gwiazdy też garną się do tego, aby występować w naszym kraju?

- Mamy w tej chwili czterech zawodników spoza kraju - między innymi dwukrotną wicemistrzynię świata oraz mistrzynię świata juniorek. Powoli te gwiazdy do nas docierają. To wszystko jest kwestią pieniędzy. Jeżeli w klubach będzie dobrze, to będą i większe gwiazdy.

Zawodnicy mają indywidualne kontrakty?

- Tego nie wiem. To już jest kwestia klubów, ja w to nie ingeruję.

Nie boi się pan odpływu najbardziej utalentowanych zawodników do MMA? To dyscyplina, która w ostatnich latach bardzo się w Polsce rozwinęła, często gości na ekranach telewizorów. I towarzyszą jej większe pieniądze.

- Po to ta liga powstała, żeby zatrzymać tych zawodników. Uciekali ze sportu zapaśniczego tylko dlatego, że nie mieli alternatywy.

W kontekście MMA od razu pojawia się osoba Damiana Janikowskiego. Czy była szansa, aby on walczył w Krajowej Lidze Zapaśniczej?

- Szkoda, że Damian tak szybko odszedł do MMA. Uważam, że w Tokio mógłby z powodzeniem wystąpić. Damian w tamtym sezonie walczył w zespole mistrza Niemiec. Wiem, że w polskiej lidze odmówił Józefowi Traczowi z Wrocławia, skąd on sam pochodzi. Jego decyzja, trzymam za niego kciuki. To też, jakby nie było, jest reklamą dla zapasów. Niech walczy, życzę mu powodzenia.

Młodzi ludzie garną się do zapasów?

- Zapasy są na uboczu tylko w Polsce. W Stanach Zjednoczonych trenuje je 250 tysięcy osób. Tam ten sport jest jednak lobbowany. To jedyny sport ogólnorozwojowy. Amerykanie zrozumieli, że lepiej zainwestować w matę zapaśniczą niż w oddział ortopedyczny. Młody człowiek, który trenuje zapasy, umie jeździć szybciej na rowerze. Umie upaść z tego roweru tak, żeby nie złamać sobie ręki czy nogi. Zapasy są podstawą i dyscypliną obowiązkową w każdej szkole w Stanach. Z uwagi na to, że są niezwykle wszechstronne są doskonałą podstawą do każdej innej dyscypliny sportu.

Jakie długoterminowe cele pan sobie stawia? Chyba tym nadrzędnym jest to, żeby polskie zapasy ponownie dawały medale na igrzyskach.

- Polski Związek Zapaśniczy ma za cel statutowy szkolić kadry olimpijskie. Oczywiście przy współpracy z KLZ i KLZ przy współpracy ze związkiem - razem będziemy do tego dążyć. Dla ligi też jest dobrze, jak jest silny związek i silna reprezentacja. Działa to także w drugą stronę. To wszystko się zazębia. To jest obopólna korzyść.

W jednym z wywiadów mówił pan, że jeżeli nie pojawią się sponsorzy, ten sezon może być ostatnim Krajowej Ligi Zapaśniczej. Teraz już takiego zagrożenia nie ma?

- Pojawiło się światełko w tunelu, kilku sponsorów jest zainteresowanych. Jeżeli wszystko się uda, to będzie dobrze, a ogień będzie ugaszony. Myślę, że zapasy się spokojnie obronią. Ta liga jest bardzo widowiskowa.

Rozmawiali,
Marcin Górczyński i Artur Długosz 

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Czy zapasy mają szansę stać się jedną z popularniejszych dyscyplin w naszym kraju?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×