Poniedziałkową rywalizację zakończyli... rybacy. Regaty w jednej z dzielnic Palermo - Mondello - rozpoczęły się w poniedziałek i potrwają do soboty.
Początkowo start do pierwszego wyścigu zaplanowany był na godzinę 11:00, ale z powodu zbyt słabego wiatru podjęto decyzję o wywieszeniu flagi odraczającej starty. Na szczęście z godziny na godzinę zaczęło wiać coraz mocniej i około godziny 13:40 zawodnicy zaczęli schodzić na wodę. Pierwszy wyścig rozpoczął się o 14:30. Wydawało się więc, że wszystko przebiegnie sprawnie, ale tak się jednak nie stało.
- Widać, że tutaj gubią się troszeczkę organizatorzy. Wydawało się, że z tą organizacją będzie lepiej. Dotarliśmy tutaj na dwa tygodnie przed rozpoczęciem mistrzostw Europy i już zaczynali się przygotowywać. Dzisiaj, kiedy czekaliśmy na wyścigi, okazało się, że organizatorzy dopiero przygotowywali flagi. Sklejali je z różnych elementów, a później pokazywali na wodzie, więc typowo po sycylijsku. Mimo że wiało dość dobrze, to na wodzie odbył się tylko jeden wyścig. Ja, niestety, uplasowałem się około dziesiątego miejsca - powiedział brązowy medalista igrzysk olimpijskich w Londynu Przemysław Miarczyński.
Z kolei inne sytuacje widział obrońca tytułu Piotr Myszka, który wygrał jedyny wyścig w swojej grupie (żółtej). - "Przyklepałem" ten wyścig na mecie po czternastu minutach, więc bardzo się cieszyłem, bo to była inauguracja. Myślałem, że tak będzie przez kolejne dwa, trzy wyścigi. Okazało się, że komisja miała inny plan i zaczęła kombinować coś z trasą, przestawiać bojki. Włosi, którzy obstawiali trasę, kompletnie nad tym nie panowali. Każda zmiana pozycji bojki startu trwała przynajmniej pół godziny, dlatego po wyścigu staliśmy półtorej godziny, chociaż wiało. Były piękne warunki, ale nic się nie działo, po prostu staliśmy. Dobrze, że mieliśmy pontony, na których mogliśmy sobie posiedzieć. Ale przecież nie o to chodziło, żebyśmy tam sobie siedzieli i patrzyli na piękne widoki. Przyjechaliśmy się ścigać. Po tym czasie komisja zdecydowała, że jednak puści kolejny wyścig, czyli pierwszy dla drugiej grupy. To było dramatyczne, bo w tym momencie wiatr "siadł". Trasa została ustawiona pod silny wiatr, dlatego było widać, że zawodnicy nie zmieszczą się w czasie, więc na szczęście komisja skróciła ten wyścig, przesuwając trochę bojki. Zawodnicy po prawie czterdziestu minutach wpłynęli na metę - powiedział Myszka.
Jednak to nie było jeszcze wszystko, z czym mierzyli się zawodnicy na wodzie. Dopełnieniem wszystkich niedociągnięć było wpłynięcie na linię startu rybaków, którzy zaczęli wyciągać sieci, nie zwracając uwagi na kogokolwiek. W efekcie komisja przerwała zawody i tak zakończyła się poniedziałkowa rywalizacja.
- Byliśmy przekonani, że ten drugi wyścig się odbędzie, ale wszystkie znaki, sytuacje na wodzie, temu przeczyły. Na sam koniec przypłynęli rybacy i zaczęli wyciągać sieci na linii startu, co kompletnie już rozbiło jakikolwiek plan. To po prostu totalnie go zniszczyło. Niesamowite, że ci sycylijscy rybacy, bardzo sympatyczni panowie, w ogóle tam dopłynęli, bo ścigaliśmy się trzy kilometry od brzegu. Zaczęli wyciągać sieci i robili to przez 15 minut. W ogóle nie było po nich widać jakiegokolwiek zażenowania czy emocji. Sędzia nie wytrzymał i odwołał wyścigi. Kolejne się nie odbyły, więc po trzech godzinach na wodzie i piętnastu minutach w jednym wyścigu rozpoczęły się mistrzostwa Europy - dodał reprezentant Energa Saling Teamu Piotr Myszka.
Wszyscy mają jednak nadzieję, że od wtorku będzie można normalnie walczyć o medale mistrzostw, które są dla polskich żeglarzy pierwszą z trzech imprez zaliczanych do kwalifikacji krajowej na przyszłoroczne igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro.
Z Mondello - Maciej Frąckiewicz, WP