1 listopada wspominamy tych, którzy odeszli

"Exegi monumentum aere perennius",", czyli "stawiam sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu" - takimi słowami zaczyna się słynna oda Horacego, która bardzo dobrze odwołuje się do śmierci, a co za tym idzie do dnia Wszystkich Świętych, w którym to wspominamy tych, którzy odeszli. Przez ostatnie dwanaście miesięcy zmarły osoby nie tylko ze świata muzyki, czy kultury, ale też jak zawsze wiele wybitnych osób ze świata sportu, w tym ludzi szczególnie związanych również z dyscyplinami zimowymi.

W lutym 2009 roku pożegnaliśmy znakomitego narciarza, olimpijczyka z austriackiego Insbrucku, akademickiego wicemistrza świata (1978) oraz wielokrotnego triumfatora zawodów o najlepszego Polaka w konkurencjach alpejskich - Jana Bachledę-Curusia, który urodził się w 1951 roku. Warto zaznaczyć, że w swojej karierze zasłynął między innymi wygraną w slalomie równoległym nad Ingemarem Stenmarkiem. Jego marzeniem było ożywienie sportu na "deskach" na Kasprowym Wierchu. Dzień później zmarł natomiast jego ojciec Andrzej, który należał do czołowych zjazdowców w naszym kraju i to właśnie on zaszczepił w swoich synach miłość do wspomnianej dyscypliny sportowej. Miał 85 lat.

Dwa miesiące później w wieku 76 lat odeszła od nas Andrea Mead-Lawrence - bardzo utytułowana amerykańska alpejka, dwukrotna złota medalistka igrzysk olimpijskich rozgrywanych w norweskim Oslo w 1952 roku, a na najwyższym stopniu podium stawała po "gigancie" i slalomie. Reprezentowała klub SC Amado i aż dziewięć razy sięgała po tytuł mistrzyni Stanów Zjednoczonych.

W tragicznym sposób świat żywych opuściła wybitna i zaledwie 31-letnia snowboardzistka Karine Ruby. W swoim dorobku osiągnęła między innymi, to co dla wielu zawodników jest najważniejsze, a mianowicie złoto olimpijskie, które wywalczyła w Nagano w 1998 roku. Była też druga w slalomie równoległym w Salt Lake City (2002), a poza tym aż sześciokrotnie sięgnęła po tytuł mistrzyni świata. Zginęła w katastrofie podczas wspinaczki w Alpach, a dokładnie w masywie Mont Blanc, gdzie wpadła w szczelinę lodowca. Była reprezentantka Kraju Trójkolorowych chciała zostać przewodnikiem górskim.

W sierpniu zmarł Anton Engelbert (bardziej znany jako Toni Sailer - postać, która na stałe zapisała się do kart historii narciarstwa alpejskiego. Zdobył trzy krążki olimpijskie z najcenniejszego kruszcu we włoskiej miejscowości Cortina d'Ampezzo (1956) jak i pięć medali, w tym cztery złote na mistrzostwach globu. Więcej o tym legendarnym sportowcu mogą Państwo przeczytać w artykule Daniela Ludwińskiego pt. "Czarna błyskawica z Kitz".

Wielkie straty poniósł również świat skoków, w którym nie ma już Józefa Przybyły. Urodził się w 1945 roku. Słynny "Beskidzki Jastrząb" był jednym z najlepszych polskich zawodników, olimpijczykiem i rekordzistą wielu ważnych obiektów, w tym "Wielkiej Krokwi" w Zakopanem. Najbardziej zasłynął jednak, kiedy to w 1964 był liderem prestiżowego TCS przed swoją ostatnią próbą, w której nieszczęśliwie upadł, co spowodowało spadek ostatecznie na siódmą pozycję w końcowej klasyfikacji imprezy. Po zakończeniu swojej kariery rozpoczął pracę trenerską.

Oprócz niego odszedł także Rosjanin Walentin Kuzniecow, który znany był przede wszystkich w latach 50-tych - 60-tych dwudziestego wieku, kiedy zajmował się trenowaniem skoczków i kombinatorów norweskich. W ostatnim czasie z powodzeniem próbował swych sił w zmaganiach weteranów, w których zdobył nawet mistrzostwo ZSRR i medal MŚ. Zginął tragicznie w wieku 72 lat podczas spływu grupy turystów po rzece Wilwa.

Przypomnijmy, że rok temu śmierci doznali wybitny niemiecki szkoleniowiec, twórca sukcesów Svena Hannavalda i Martina Schmitta - Reinhard Hess, Józef Gąsienica-Daniel, Adam Krzysztofiak oraz kombinator norweski Alfred Rainer, czy biegacz Aleksiej Prokurorow.

Komentarze (0)