Pamiętam twarz Sikory w Kontiolahti - rozmowa z Carlem Johanem Bergmanem, szwedzkim biathlonistą

Carl Johan Bergman to od kilku lat jeden z biathlonistów z szerokiej światowej czołówki i lider szwedzkiej reprezentacji. W Pucharze Świata po raz pierwszy wygrał w 2006 roku tocząc zacięty pojedynek z Tomaszem Sikorą. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl wspominał między innymi tamten bieg.

W tym artykule dowiesz się o:

Daniel Ludwiński: Powiedz nam coś o treningach szwedzkiej reprezentacji w lecie i miejscach zgrupowań. Nad czym szczególnie pracowałeś przed sezonem?

Carl Johan Bergman: Aby być lepszym (śmiech). W lecie nie zmienialiśmy nic i kontynuowaliśmy plan treningowy, który stworzyliśmy cztery lata temu. Jest on obliczony właśnie na cztery sezony, to taki olimpijski cykl. Okres treningów i zgrupowań dla szwedzkiej reprezentacji zaczyna się w maju, gdy jedziemy na tydzień na Majorkę. W kolejnych miesiącach wybieramy się do Ruhpolding, Oestersund, a także w różne miejsca do Francji. Wszędzie przebywamy od dziesięciu do czternastu dni. Na koniec jedziemy do fińskiego Muonio, gdzie ćwiczymy już na śniegu.

Muonio to miejsce gdzie masz okazję co roku wystąpić po raz pierwszy w zawodach treningowych, w tym roku w jednych z nich udało ci się nawet zwyciężyć. Jak więc ocenisz swoją formę na podstawie tego testu, a także pierwszych zawodów pucharowych?

- Muonio to był dla nas tylko intensywniejszy trening, nie przykładaliśmy nawet szczególnej uwagi do wybrania optymalnych smarów ani do tego, które miejsca zajmiemy. Dla nas taki start ma jedynie zmienić myślenie i nastawić na przyszłą rywalizację. Ale był to dla mnie powód do zadowolenia, na razie dobrze biegam, dobrze strzelam, choć akurat w biegu indywidualnym w Oestersund mi się to nie udało.

Ty i Bjoern Ferry jesteście liderami reprezentacji Szwecji mężczyzn. Jak przedstawia się zaplecze pierwszej kadry? Czy uważasz że jest ktoś młody, kto może osiągnąć niedługo wasz poziom?

- W tej chwili jesteśmy teamem kompletnym. Każdy z szóstki reprezentantów Szwecji moim zdaniem może zająć miejsce w czołowej dziesiątce zawodów o Puchar Świata. Dla nas to nowa sytuacja, ale pozytywna. Mamy w tym gronie nową przyszłą gwiazdę, na razie wciąż juniora. To Fredrik Lindstroem, warto o nim pamiętać. Jest młody, ale o dużych możliwościach, na miarę najlepszych. Jestem pewny, że w przyszłości wszyscy zobaczą na co go stać.

W rozpoczętym niedawno sezonie najważniejsze będą igrzyska. Co one dla ciebie znaczą?

- Igrzyska to taki szczyt sezonu. Dla każdego kto trenuje indywidualną dyscyplinę sportu jest to najważniejszy cel. Na dodatek taki, który jest tylko raz na cztery lata. Patrzę w przyszłość i czekam na te dni i na wszystkie starty.

Czy w którymś z biegów szczególnie nastawiasz się na sukces?

- Nie, każdy będzie ważny, gdyż kocham wszystkie biathlonowe konkurencje.

W Vancouver w programie igrzysk olimpijskich nie ma sztafety mieszanej, czyli konkurencji w której Szwecja odniosła w ostatnich latach spore sukcesy. Jesteś tym rozczarowany?

- Nie do końca. Mamy dobrą normalną sztafetę i możemy zdobyć medal właśnie w niej zamiast w sztafecie mieszanej.

W rywalizacji mieszanej zdobyłeś już dwa medale. Czy uznajesz je za swoje największe dotychczasowe sukcesy?

- Oczywiście że tak, zwłaszcza ten pierwszy, złoty, był dużym wydarzeniem. Nikt nie przypuszczał, że Szwecja może wygrać. Ale jednak to zrobiliśmy, było to wspaniałe.

Jakie są plany reprezentacji Szwecji przed igrzyskami? Wystąpicie we wszystkich zawodach Pucharu Świata, czy wzorem innych z niektórych startów zrezygnujecie?

- Niestety, ale i my nie pojedziemy wszędzie. Plan jest taki, że zrezygnować z zawodów w Anterselvie. Zamiast tego pojedziemy do domów i będziemy trenować sami przez tydzień. Następnie czeka już nas wyprawa za ocean i finałowe przygotowania do igrzysk już na miejscu.

W 2006 roku po raz pierwszy wygrałeś zawody Pucharu Świata, było to w Kontiolahti. Jak wspominasz te zawody? W Polsce wielu dobrze je pamięta, gdyż drugi był Tomasz Sikora, minimalnie za tobą.

- Pamiętam dobrze twarz Tomasza, myślał że wygrał, a tu nagle mały blondyn ze Szwecji wpadł na metę z wynikiem o kilka sekund lepszym … Tego biegu nie zapomnę nigdy. Byłem wtedy bardzo szczęśliwy. Wzrosła też wówczas moja motywacja.

Komentarze (0)