Od Kuusamo do Engelbergu - czas na podsumowanie premierowej odsłony PŚ

Inauguracyjna część zimowego sezonu 2009/2010 w skokach narciarskich już za nami. Pucharowa karuzela tradycyjnie zaczęła się kręcić na pięknej "Rukatunturi" nieopodal fińskiej miejscowości Kuusamo, a jej ostatnim przystankiem jak na razie został szwajcarski Engelberg, gdzie również co roku odbywają się ostatnie konkursy przed świąteczną przerwą i niezwykle prestiżową imprezą, jaka na przełomie grudnia i stycznia rozgrywana jest na niemieckich i austriackich obiektach. Czas więc na małe podsumowanie i oddzielenie kreską pierwszego etapu kolejnego cyrku Waltera Hofera. Oczywiście po sześciu indywidualnych zmaganiach kibice niektórych sportowców są bardzo pozytywnie zaskoczeni, ale są też tacy fani, którzy nawet w najczarniejszych scenariuszach nie wyobrażali sobie tak słabiutkiej postawy swoich idoli. Mimo wszystko jedna rzecz w "lataniu" nadal się nie zmieniła - wciąż zdecydowanie najlepszą nacją w tej specjalności pozostają Austriacy.

Aby najlepiej zobrazować to, co działo się od drugiej połowy listopada trzeba zajrzeć do klasyfikacji generalnej cyklu, gdzie nie brakuje niespodzianek. Ktoś pomyślałby, że występują w niej jakieś błędy, ale nic bardziej mylnego. Zacznijmy więc od głównych aktorów widowiska, bo akurat ich obsada dziwić nikogo nie powinna. Jest ich dwóch, a mowa tu o Simonie Ammannie oraz Gregorze Schlierenzauerze. Zarówno "Simi" jak i "Schlieri" ponownie rozdają karty, a jedynym, który mógłby do tej pory im w tym przeszkodzić był wiatr jak i złe warunki pogodowe, jakie nie po raz pierwszy płatały figla organizatorom jak i skoczkom. Mimo to aż pięć z możliwych sześciu zwycięstw odnieśli właśnie oni i nad trzecim w punktacji łącznej mają już ponad sto "oczek" przewagi, a tuż za nimi plasuje się Bjoern Einar Romoeren. Norweg swoją wysoką pozycję ma raczej nieco na wyrost, ale to głównie dzięki triumfowi w Skandynawii.

Następne lokaty zajmują Austriacy. Widać gołym okiem, że walka o wyjazd w składzie Alexandra Pointnera na igrzyska olimpijskie w Vancouver jest bardzo zacięta. Do walki o miejsce w "czwórce" dość niespodziewanie wkroczył Andreas Kofler. Wicemistrz olimpijski z Turynu najwyraźniej kłopoty, z jakimi borykał się jeszcze niedawno ma już za sobą i jest znowu mocny, a co najważniejsze skacze równo i w zdecydowanie lepszym stylu niż to miało miejsce wcześniej ląduje. Thomas Morgenstern zaczął natomiast od dwudziestego miejsca w Kuusamo, ale od tego czasu błyskawicznie się poprawił, choć wciąż brakuje mu stabilizacji. Czy impreza w Kanadzie bez obrońcy tytułu jest możliwa? Wydaje się, że nie ma na to najmniejszych szans, ale nie takie rzeczy się już zdarzały… Zawodnikiem, który może mu zagrozić jest między innymi Wolfgang Loitzl - gwiazda poprzedniej zimy, w której zdobył dwa złote medale MŚ jak i wygrał TCS. Na razie zaczął nieco słabiej, ale i tak "Wolfi" pozostanie pewnym członkiem drużyny, choć konkurencję ma naprawdę silną.

Czołową dziesiątkę uzupełniają Niemiec, Fin, Japończyk i … Francuz. Ten pierwszy to nie wbrew pozorom Martin Schmitt ani też Michael Neumayer, a młodziutki Pascal Bodmer, po którego sukcesie bilety na najbliższe zawody w skokach sprzedały się w oka mgnieniu jak świeże bułeczki. Czy to dzięki niemu ta zimowa dyscyplina odżyje u naszych zachodnich sąsiadów? Na "Rukatunturi" prezentował się rewelacyjnie, ale teraz nieco spuścił z tonu. Cały czas stać go jednak przynajmniej na drugą dziesiątkę, o czym jeszcze kilka miesięcy temu mógł tylko pomarzyć. W przypadku zawodnika Kraju Tysiąca Jezior zaskoczenia nie ma. Mowa o Harrim Ollim - niezwykle nieobliczalnym i znanym z niezdrowego trybu życia. Ostatnio w Finlandii po raz kolejny zajmowały się nim gazety, ale wiadomo, że wobec takiego talentu, to zawsze kończy się tylko na ostrzeżeniach, a jego trener Janne Väätäinena w dalszym ciągu będzie działał pod wpływem mediów. Jeśli chodzi o reprezentanta Kraju Kwitnącej Wiśni, to póki co liderem tego zespołu nie jest Noriaki Kasai ani też Takanobu Okabe, czy Shohhei Tochimoto, ale lekki jak powietrze Daiki Ito. Młody samuraj świetny występ zaliczył w Engelbergu, gdzie był odpowiednio szósty, piąty, a na końcu nawet stanął na najniższym stopniu podium. O żadnym szczęściu w tym wypadku mówić nie można. Niewiele mniej punktów od Ito zgromadził Emmanuel Chedal. Zdecydowany lider ekipy "Trójkolorowych" radzi sobie nadspodziewanie dobrze, a na "Lysgardsbakken" przerwał niechlubną passę dwunastu lat bez Francuza na podium PŚ. Poprzednim, który tej sztuki dokonał był Nicolas Dessum. Słowa uznania "Manu" jak najbardziej się należą.

Dalej plasują się Michael Uhrmann, Adam Małysz, Kamil Stoch, Martin Koch oraz Janne Ahonen. Niemiec o miejsce w podstawowym składzie swojej reprezentacji nie musi się martwić, a "Orła z Wisły" z pewnością stać na więcej. Stoch zaś to jeden z pozytywnych bohaterów inauguracyjnej odsłony tego sezonu i szansa na to, że utrzyma swoją dyspozycję na pozycje 11-20 jest duża. Koch natomiast musi nieco polepszyć swoje wyniki jeśli chce wystąpić na IO, ale dla niego priorytetem są MŚ w lotach w Planicy, na których na pewno się pojawi. 15 lokata w "generalce" póki co należy do "Maski". Powracający do rywalizacji po roku przerwy Fin skacze solidnie, ale do formy, jaką prezentował przed podjęciem decyzji o zakończeniu kariery jeszcze dużo mu brakuje. Jego głównym celem jest Vancouver, bo zarówno PŚ jak i TCS wywalczył już niejednokrotnie. Zima bez podium dla "Aho" wydaje się zupełnie nierealna.

Co może dziwić? Kompletnie zagubieni Anders Bardal, Roman Koudelka, Markus Eggenhofer, Denis Kornilov, Ville Larinto, Georg Spaeth, czy Matti Hautamaeki. Praktycznie każdy z nich nie spełnił pokrywanych w nim nadziei, a co więcej poległ na całej linii. Bardal i Larinto skakali podczas minionej zimy wybornie, a podopieczny Wolfganga Steierta także nie jest w stanie awansować do "30", co może szczególnie szokować, jak przypomni się rewelacyjną postawę Rosjanina podczas Letniej Grand Prix, w której jeszcze w październiku startował z powodzeniem i bezapelacyjnie był wówczas w "piątce" najlepszych zawodników świata. Spaeth o locie w lutym do Ameryki Północnej może już powoli zapominać, a ostatnią deską ratunku jest dla niego zbliżający się wielkimi krokami TCS, a na szybką metamorfozę w wykonaniu Niemca nie ma raczej, co liczyć. Koudelka też spisuje się fatalnie, a dotychczas silny członek fińskiej kadry po nieudanym początku sezonu trenuje razem ze swoim indywidualnym szkoleniowcem. Hautamaeki z tego grona ma chyba największe szanse na powrót do światowej czołówki.

Na koniec warto też zwrócić uwagę na 34. lokatę Petera Prevca. Nowa twarz w drużynie Słowenii, która za wyjątkiem Roberta Kranjca szybko się rozpadła robi wrażenie, bo utalentowany Prevc przeciwieństwie do swoich kolegów z zespołu punktował już niejednokrotnie i być może w wieku 17 lat będzie uczestnikiem IO w 2010 roku. Dużo zależy od dyspozycji Jerneja Damjana i jego brata, którzy w ten weekend rywalizowali niespodziewanie w drugoligowych zmaganiach…

Komentarze (0)