Magiczne lata 90-te (3): Niespodzianki w Val di Fiemme

Sezon 1990/1991 rozpoczynał nie tylko nową dekadę w skokach narciarskich, ale zarazem i nową epokę w tej dyscyplinie. Nigdy wcześniej w ciągu tak krótkiego okresu czasu nie wprowadzono tylu zmian, które znacząco wpłynęły na spopularyzowanie tego sportu. Po Puchar Świata sięgnął wówczas Andreas Felder, jednak na mistrzostwach świata główne laury zdobyli inni.

Najważniejszym punktem sezonu były oczywiście mistrzostwa świata w Val di Fiemme, które miały być pojedynkiem Austriaków, Finów, Niemców i Szwajcara Stefana Zuenda. Tymczasem zarówno na średnim, jak i dużym obiekcie, nie brakowało niespodzianek. Wraz z zakończeniem kariery przez Primoża Ulagę Jugosławia nie miała zawodnika w czołówce, jednak przed mistrzostwami coraz lepszą formę prezentował Franci Petek. Młody skoczek na najważniejsze zawody sezonu przygotował wielką formę i sensacyjnie wywalczył złoty medal. Sukces był tym bardziej zaskakujący, gdyż Petek miał tylko jedno płuco i nie był okazem zdrowia, co jednak nie przeszkodziło mu w wywalczeniu mistrzostwa świata. Już rok później reprezentant Jugosławii przestał liczyć się w rywalizacji o czołowe miejsca, gdyż nie trenował stylu V i skacząc jako jeden z nielicznych dawną techniką plasował się bardzo daleko. W końcu przestawienie się na nowy styl udało się również jemu, jednak dawna forma nie wróciła i w 1995 roku Petek, skaczący już w barwach Słowenii po rozpadzie Jugosławii, skończył karierę.

Jeszcze krócej na skoczniach pokazywał się ten, który na dużej skoczni w Val di Fiemme zajął drugie miejsce, czyli Rune Olijnyk, norweski zawodnik, dziś już nieco zapomniany. W okresie, gdy Norwegia przeżywała w skokach duży kryzys (zniknął Vegard Opaas, udaną karierę powoli kończył weteran Ole Gunnar Fidjestoel), mało znany skoczek zajmujący na co dzień odległe lokaty zdobył na mistrzostwach świata srebro. I tak szybko jak wszedł niemalże na szczyt, tak szybko z niego zszedł, a na prawdziwe wielkie sukcesy Norwegowie poczekali jeszcze dwa lata, gdy w Falun mistrzem został Espen Bredesen, w Val di Fiemme sklasyfikowany najwyżej na szesnastym miejscu. We włoskiej miejscowości sensację ze strony Norwegów sprawił zresztą nie tylko Olijnyk, ale i Kent Johansen. Jeden z dwóch długowłosych braci (skakał także Magne) podobnie jak jego kolega z reprezentacji sięgnął po srebro, tyle że na mniejszej ze skoczni. Również w jego przypadku było to jedyne poważne osiągnięcie w karierze, choć Johansen jeszcze dość długo próbował wrócić do reprezentacji, co jednak udawało mu się tylko okazjonalnie w pojedynczych konkursach Pucharu Świata. Jego ostatnim dobrym występem było siódme miejsce w Lillehammer w grudniu 1996 roku.

Kent Johansen na średniej skoczni przegrał jedynie z Heinzem Kuttinem i właśnie Austriak był największą gwiazdą tych mistrzostw, choć wydawało się, że na nie w ogóle nie pojedzie. Bardzo wysoki młody zawodnik w szerokiej czołówce światowej był już wprawdzie dwa lata wcześniej i z sukcesami rywalizował także na poprzednich mistrzostwach w Lahti, jednak Turniej Czterech Skoczni 1990/1991 nie był dla niego szczęśliwy, gdyż w Garmisch-Partenkirchen Austriak miał groźny wypadek. Skoczkowi udało się uniknąć poważniejszych kontuzji, jednak trzy dni po kraksie zjawił się w Innsbrucku na trybunach mocno poobijany, z twarzą w plastrach i dosłownie w ostatniej chwili wrócił do kadry na mistrzostwa, gdzie zaprezentował się wybornie. Nieco podobna sytuacja nastąpiła jedenaście lat później przed igrzyskami w Salt Lake City, gdy Simon Ammann również w ostatniej chwili pojechał na zawody po wcześniejszym wypadku i identycznie jak Austriak osiągnął tam najlepsze wyniki w karierze. W Val di Fiemme w nocnym konkursie na średnim obiekcie, kończącym zmagania skoczków, na półmetku rywalizacji Kuttin był drugi, jednak w decydującej serii nie dał już rywalom szans i skoczył zdecydowanie najdalej. Odległość 95 metrów sprawiła wprawdzie, że lądował na dwie nogi zamiast telemarkiem, jednak nawet niskie noty za styl nie mogły odebrać mu już pierwszej pozycji. Austriak dodatkowo zgarnął brąz na dużym obiekcie i złoto w drużynie, dzięki czemu jako jedyny skoczek wywalczył we Włoszech medale we wszystkich trzech konkursach.

Ciekawą postacią na tych mistrzostwach był Kazuhiro Higashi, który był o krok od osiągnięcia wielkich wyników. Mało znany przed tą imprezą Japończyk nie był zaliczany do grona faworytów, tymczasem w Val di Fiemme dwukrotnie prowadził po pierwszej serii skoków. Na średnim obiekcie, w konkursie rozgrywanym przy sztucznym świetle, spadł na szóste miejsce, natomiast na dużej skoczni w drugiej próbie poszło mu jeszcze gorzej, gdyż ostatecznie sklasyfikowany został na dziesiątej pozycji. Zdecydowana większość źródeł podaje jednak, że to nie Kazuhiro, a Akira Higashi brał udział w tych drugich zawodach. Jak było naprawdę? Całe zamieszanie związane jest z błędem będącym od lat w wynikach podanych na oficjalnej stronie internetowej Międzynarodowej Federacji Narciarskiej, gdzie w tabeli na dziesiątej pozycji widnieje Akira Higashi. Tymczasem skoczek ten w Val di Fiemme na mistrzostwach świata nie startował w ogóle! Za źródłem, które wydaje się być najpewniejszym, rezultaty cytują do dziś bardzo liczne strony internetowe i trudno znaleźć tabelę z wynikami konkursu na dużej skoczni, w której zgodnie z tym jak było w rzeczywistości znajdowałby się Kazuhiro Higashi, zamiast Akiry. W kolejnych latach niesłusznie usunięty z tabel przez FIS Japończyk nie nawiązał już do swoich wyników z Val di Fiemme, startował jedynie w zawodach Pucharu Świata w Sapporo, gdzie spisywał się nieźle, jednak nie był w stanie przedrzeć się do coraz mocniejszej pierwszej reprezentacji swego kraju. Ostatecznie zakończył karierę w 1999 roku.

Mistrzostwa w 1991 roku sypnęły więc niespodziankami, gdyż przed ich rozpoczęciem mało kto byłby skłonny postawić na dobre wyniki Petka, Olijnyka, Higashiego, czy Johansena. Faworytami byli inni, jednak ci pokusili się co najwyżej o brązowe medale w konkursach indywidualnych. Na dużym obiekcie na trzeciej pozycji sklasyfikowany został Jens Weissflog. Niemiec prowadzony przez trenera Waltera Hofera, późniejszego dyrektora Pucharu Świata, nie przypuszczał wówczas zapewne, że już wkrótce będzie musiał zadowalać się bardzo odległymi lokatami. Kryzys formy spowodowany trudnościami z przestawieniem się na styl V Weissflog przełamać miał dopiero trzy lata później. Nie inaczej było w przypadku brązowego medalisty ze średniej skoczni Ari Pekki Nikkoli. Fiński skoczek, zdobywca Pucharu Świata w sezonie 1989/1990, podobnie jak jego bardziej doświadczony niemiecki rywal początkowo konsekwentnie stawiał na technikę klasyczną, co zaowocowało słabymi wynikami. Nikkola do czołówki wrócił jeszcze później niż Weissflog, bo dopiero pod koniec 1994 roku.

Ostatnią konkurencją w skokach narciarskich w Val di Fiemme był konkurs drużynowy. Niespodzianki nie było i po złoto sięgnęli Austriacy w składzie Heinz Kuttin, Ernst Vettori, Stefan Horngacher i Andreas Felder. Miejsca w zespole zabrakło dla niedawnych pewniaków takich jak choćby Franz Neulandtner, którym pozostały co najwyżej starty w Pucharze Świata. W ekipie srebrnych Finów po raz pierwszy od wielu lat nie znalazł się Matti Nykaenen, choć był obecny we Włoszech. Legendarny zawodnik wystąpił tylko na dużym obiekcie, gdzie w obydwu seriach uzyskał słabiutkie wyniki i sklasyfikowany został na pięćdziesiątym miejscu. Nic więc dziwnego, że w tej sytuacji o medal w drużynie powalczyli jego koledzy, a on sam obejrzał konkurs z trybun, skądinąd wyjątkowo pustych tego dnia.

Niemców po brązowy medal poprowadził Andre Kiesewetter. 22-letni zawodnik, jeden z niewielu wąsatych skoczków, pojawił się znikąd w światowej czołówce i przez cały sezon osiągał dobre wyniki dzięki stosowaniu bardzo mało popularnej wówczas techniki V. Wraz z jej rozpowszechnieniem Kiesewetter szybko przestał zajmować czołowe lokaty, jednak w Val di Fiemme został pierwszym w historii skoków narciarskich medalistą mistrzostw świata, który skakał nowym stylem. Oprócz niego szansę na to miano miał także Stefan Zuend, jednak w jego przypadku na skoczni K120 jury być może odebrało mu szansę nawet na złoty medal. W tamtym okresie numery startowe wciąż jeszcze były losowane i Zuend skakał stosunkowo wcześnie - w pierwszej serii miał numer dwudziesty szósty. Próba Szwajcara była bardzo udana, jednak tuż po niej zapadła decyzja o obniżeniu belki startowej, choć Zuend był jednym z głównych kandydatów do złotego medalu i można było spodziewać się, że uzyska dobry rezultat. W powtórzonej próbie Szwajcar skoczył już słabiej i ostatecznie zajął szóste miejsce. Na mniejszym obiekcie Zuend również był blisko medalu, jednak gorzej wypadł w drugiej serii i ostatecznie był piąty, choć na półmetku rywalizacji zajmował trzecią pozycję. Na pocieszenie szwajcarskiemu skoczkowi pozostało drugie miejsce w klasyfikacji łącznej Pucharu Świata i pierwsze w klasyfikacji lotów.

Po Kryształową Kulę sięgnął natomiast Andreas Felder. W Val di Fiemme Austriak zdobył złoto w drużynie, jednak indywidualnie nie błyszczał, co powetował sobie w Pucharze. Było to jego jedyne zwycięstwo w klasyfikacji generalnej cyklu w karierze. W czołowej trójce zmieścił się jeszcze Diether Thoma, dla którego był to ostatni dobry sezon przed serią słabych występów, podobnie jak u Weissfloga spowodowanych zbyt późnym przestawieniem się na styl V. Dla obydwu Niemców piękne chwile miały jednak powrócić.

Warto wspomnieć tu jeszcze o konkursie lotów narciarskich w Planicy, gdzie miało miejsce ważne, a dziś praktycznie zapomniane wydarzenie. W konkursie rozgrywanym we mgle, która mocno utrudniała oglądanie zawodów, aż 197 metrów skoczył wspomniany Andre Kiesewetter. Niemiecki zawodnik nie ustał jednak swojej próby i upadł. A szkoda - gdyby wylądował czysto pobiłby rekord świata w długości lotu.

Zobacz mistrzostwo świata Heinza Kuttina, byłego trenera Polaków!

Komentarze (0)