Mistrz olimpijski z Turynu chce wrócić na biegowe trasy

Rok temu Jewgienij Dementiew, mistrz olimpijski z Turynu w biegu łączonym, ogłosił zakończenie kariery. Rosjanin przyłapany na stosowaniu dopingu został ukarany dwuletnią dyskwalifikacją i uznał, że nie chce już wracać do sportu. Teraz Dementiew zmienił zdanie i ponownie chce rywalizować.

W tym artykule dowiesz się o:

W większości przypadków sportowcy przyłapani na dopingu długo idą w zaparte i bronią się przed karą mówiąc, że są niewinni. Jewgienij Dementiew był tu wyjątkiem, gdyż po wpadce w trakcie ubiegłorocznej edycji Tour de Ski wypowiadał się w zupełnie innym stylu. - Nie mogę powiedzieć, że jestem ofiarą systemu dopingowego, gdyż odpowiedzialność za całą sytuację ponoszę tylko i wyłącznie ja. Cała sprawa obecnie ma przynajmniej tą zaletę, że wszystko się wyjaśniło. Nie chcę też winić kogokolwiek z przywództwa rosyjskich biegów - mówił dokładnie rok temu.

Wówczas rosyjski biegacz, mistrz olimpijski z Turynu w biegu łączonym, rozpoczynał nowe życie w roli działacza w Chanty-Mansijsku i uważał, że kariera sportowa jest już dla niego zamknięta, gdyż nie chciał odbywać dwuletniej dyskwalifikacji. Do Międzynarodowej Federacji Narciarskiej wpłynęło oficjalne pismo Dementiewa, w którym informował o zakończeniu kariery.

W swoim postanowieniu Rosjanin nie wytrwał jednak zbyt długo i dziś wiadomo, że chce wrócić. Oficjalnie wraz z trenerem Siergiejem Kraininem, kilka lat temu niezłym biegaczem, ogłosił to dopiero teraz, jednak wiadomo, że intensywnie trenował już w sierpniu. Jego kara kończy się 11 sierpnia 2011, więc w najbliższym sezonie Dementiewa na trasach jeszcze nie zobaczymy, jednak w kolejnym zapewne znów będzie aktywnym sportowcem.

- Już w lecie otrzymaliśmy od niego wiadomość, że chce wrócić - powiedziała Jelena Wialbe, legenda rosyjskiego narciarstwa, obecnie prezydent tamtejszego związku narciarskiego. - Wiem, że takie plany miał od dawna. Jest dobrym sportowcem i wciąż może zostać mistrzem świata. Nie wystąpi jednak zgodnie z przepisami na igrzyskach w Soczi.

Komentarze (0)