Nie ma innej drogi jak konfrontacja z najlepszymi - rozmowa z Wiesławem Cempą, trenerem kadry A biegaczek narciarskich

Wiesław Cempa był niegdyś czołowym polskim biegaczem narciarskim, uczestnikiem igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata. Po zakończeniu kariery nie rozstał się ze swoją dyscypliną sportu i jest obecnie trenerem kadry A pań. W reprezentacji nie brak młodych biegaczek. Według trenera w tej chwili najważniejsze jest zapewnienie im dużej ilości startów z najlepszymi.

W tym artykule dowiesz się o:

Daniel Ludwiński: Jak wyglądały przygotowania kadry do rozpoczętego niedawno sezonu?

Wiesław Cempa: Przygotowania wypadły tak, jak było to założone - zrealizowaliśmy wszystkie zgrupowania i pod tym względem nie było żadnych zmian. Rozpoczęliśmy od zgrupowania w Spale w czerwcu, gdzie zostały także przeprowadzone badania wydolnościowe i badania lekarskie. W lipcu pojechaliśmy do austriackiego Ramsau, potem w sierpniu była Estonia i Otepaeae, we wrześniu słowackie Szczyrbskie Pleso. Następne wrześniowe zgrupowanie to znów Ramsau i tam był już lodowiec i narty. W październiku pobyt w Austrii połączyliśmy ze zgrupowaniem w Niemczech, w Oberhofie. Listopad to już dziesięć dni w Bruksvallarnie, dwa testowe starty, a później Puchar Świata.

Czy jest pan zadowolony z warunków jakie ma kadra? Pamiętam, że przed igrzyskami olimpijskimi w Vancouver Sylwia Jaśkowiec wspomniała w jednym z wywiadów, że podczas gdy Justyna Kowalczyk ma cały team, reszta kadry ma tylko jednego serwismana i ta sytuacja nie jest dobra. Jak to wygląda obecnie?

- Wiele się nie zmieniło, jako serwisman pracuje Andrzej Michałek i jeszcze jego pomocnik, w razie czego jeśli jest potrzeba to pomagamy mu i włączamy się w to również ja czy trener Jan Klimko. Nie ma tu więc niczego, co byłoby chybione czy wykonane gorzej niż w teamie Kowalczyk. Jedyne, nad czym można by tutaj popracować, to sam dobór i dostępność dobrych nart. Z tym jest największy problem, jednak zostały poczynione pewne kroki. Dziewczyny przeszły na narty Salomona, na których trenują i biegają pierwszy rok, więc także i serwismeni dowiadywali się czegoś odnośnie tych nart i ich konstrukcji. Tu chodzi przede wszystkim o to, że tak jak do tej pory dziewczyny są na serwisie, który przyjeżdża i przywozi nam cztery pary nart do stylu klasycznego, cztery do łyżwowego i to jest tyle. Tu jest ta różnica jeśli chodzi o Justynę - ona ma dostęp do powiedzmy stu par nart, są one testowane, wybierane i dopiero specjalnie do niej dopasowane. A bywa, że z tych stu par nadają się i zostaną dla niej na przykład tylko dwie pary. U nas co się dostanie to się ma. Ja się śmieję, że czym by się te narty posmarowało, nie wiadomo jak drogim proszkiem, to i tak będzie to deska od płotu. Tu jest największa nasza bolączka. Dziewczyny muszą zrobić postęp, żeby się dostać do takiej grupy, która dostanie większą ilość par nart do wyboru i wtedy zacznie to funkcjonować lepiej.

Jak podsumuje pan pierwsze starty kadry w Gaellivare i Kuusamo? Czy są to wyniki na miarę obecnych możliwości i oczekiwań?

- Może nie jest tak do końca, bo na pewno zawsze można mieć nadzieję, że będzie lepiej i mamy ją zarówno my, jak i zawodnicy gdy nadchodzi nowy sezon. Trudno oceniać, ale jeśli chodzi o Paulinę Maciuszek to jest lepiej niż w ubiegłym roku i zaczyna z wyższego pułapu. Miejsca nie są tu adekwatne do tego jak biega, bo jest lepiej. Jeśli chodzi o pozostałe dziewczyny to Ewelina Marcisz ma za sobą pierwsze starty w Pucharze Świata i wydaje się, że nie było najgorzej, bo, jak mówię, cieszę się że jako juniorka nie była ostatnia. Nie były to miejsca gdzieś w środku tabeli, były pod koniec listy, ale od czegoś trzeba zacząć i nie ma innej drogi jak konfrontacja z tymi najlepszymi. Niby moglibyśmy startować w zawodach FIS, na przykład gdzieś w Austrii, i cieszyć się, że jest tam fajnie, ale te zawody niewiele by pokazały. Tutaj startują z najlepszymi zawodniczkami świata i wiedzą, ile jeszcze trzeba pracować, ile jeszcze przed nimi. Młodsze ćwiczą przed mistrzostwami świata juniorów, a później najlepsza czwórka pojedzie do Oslo.

Wspomniana Paulina Maciuszek przed sezonem w testowych zawodach w Bruksvallarnie zajęła dwunaste miejsce i, co ważniejsze, straciła tylko półtorej minuty do najlepszych Szwedek, z Charlotte Kallą na czele. Czy uważa pan, że już tym sezonie w Pucharze Świata może zdobyć pierwsze punkty?

- Nie jest to tak strasznie daleko od niej, żeby się nie mogło udać. Można powiedzieć, że już w Kuusamo niewiele brakło, nie była to jakaś przepaść, której nie dałoby się odrobić. Nie była jednak przygotowywana na początek sezonu, gdy dominują Skandynawki i jak widać po wynikach są już teraz bardzo mocne, gdyż nas interesują przede wszystkim mistrzostwa świata, bo to jest główna impreza sezonu, dla nas docelowa. Jak ja to mówię, o wynikach z początku sezonu w Pucharze Świata potem nikt już nie pamięta, a każdy pamięta te z mistrzostw świata. Wydaje mi się, że kibiców też interesują przede wszystkim mistrzostwa świata.

Jak wypadły pierwsze treningi na śniegu Sylwii Jaśkowiec, która latem przez wypadek straciła dużą część okresu przygotowawczego?

- Była z nami w Bruksvallarnie gdzie trenowała na śniegu, były tam też treningi siłowe, bo trzeba odbudować jej siłę, jednak z tą ręką jeszcze jest problem. Trudno w tej chwili wyrokować co będzie dalej. Jedziemy do Livigno i Sylwia będzie tam z nami i będzie trenować, a na ile się przygotuje i ile będzie mogła to czas pokaże. I tak przebiega to dość szybko, rozmawiałem ostatnio z doktorem, który powiedział, że chyba pobijemy rekordy, bo po czymś takim Sylwia już biega, więc i tak jest super, ale pewnych rzeczy się przeskoczyć nie da, chociaż zawodniczka by chciała i my byśmy chcieli. Nie można jednak jej forsować, bo przede wszystkim nie można jej zaszkodzić.

Czy da się określić jak wyglądają jej szanse w kontekście mistrzostw świata?

- Chciałbym, żeby było tak, iż wróci do swojej formy sprzed roku czy sprzed dwóch lat jaką miała w Libercu, bo to byłoby wzmocnienie naszej sztafety. Spójrzmy na sztafetę w Gaellivare, gdyby na czwartej zmianie biegła Sylwia to myślę, że bylibyśmy na ósmym miejscu, które byłoby wtedy realne. Tak jak mówię, na razie nie jest jednak jeszcze w tak wysokiej formie, żeby patrzeć na to pod kątem mistrzostw świata.

Co więc dalej z polską sztafetą? Jak może wyglądać skład na mistrzostwach świata w Oslo?

- Dla sztafety potrzebne jest, aby czwarta zawodniczka była mocna, bo w tym składzie będzie ciężko walczyć o dobre miejsce. Jest młoda Ewelina Marcisz, biegła już teraz w Gaellivare, przymierzamy się do jej startu, bo w stylu klasycznym potrafi sobie bardzo dobrze radzić, sprawdza się jeśli chodzi o bieg na "wystrzał" w sprintach, myślimy, że tu będzie podobnie, choć jeszcze sztafety na pierwszej zmianie na "wystrzał" nie biegła. Potem jako druga biegłaby Justyna, która pociągnie tę sztafetę. Jako trzecia Paulina Maciuszek, która zrobiła jakiś postęp i gdyby Sylwia wróciła i prezentowała swoją dyspozycję to mogłaby być ze sztafety pociecha. W tej chwili potrzebna jest czwarta zawodniczka, która by kończyła ostatnią zmianę. Ważne żeby dysponowała wytrzymałością, jak i finiszem, bo gdyby doszło do takiej sytuacji, że idą trzy zawodniczki to trzeba, żeby nasza miała niezły finisz.

Jakie są najbliższe plany kadry A jeśli chodzi o starty? Czy za miesiąc ktoś pobiegnie w Tour de Ski?

- W Tour de Ski wystąpi trójka zawodników, Maciej Kreczmer, Mariusz Michałek i Paulina Maciuszek. Tymczasem teraz, już szóstego grudnia, jedziemy do Livigno na wysokość 1600-1800 metrów, gdzie odbędziemy treningi. Potem jedziemy stamtąd do La Clusaz, też na 1800 metrów, gdzie będą zawody Pucharu Świata, tam będzie 30 kilometrów mężczyzn i 15 kilometrów kobiet oraz sztafety. Chcemy tam wystawić i damską i męską sztafetę. Jeśli chodzi o męską to pewnie znów będzie więcej mówienia, że nie potrzeba ich wystawiać, że są za słabi, ale ja na to mówię, że nie ma innej drogi niż te starty i obywanie się z najlepszymi. Może teraz będą już nie ostatni jak w Gaellivare, ale przedostatni, i już coś będzie lepiej, bo tę formę trzeba budować startami i doświadczeniem zbieranym przez zawodników, jakby nie było młodych. Później, jak wspomniałem, trójka jedzie na Tour de Ski. W styczniu dla juniorów i młodzieżowców będą starty w Polsce w Slavic Cup w Wiśle czy w Zakopanem, chyba że nie będzie śniegu, to będzie trzeba szukać im innych zawodów na przykład w Niemczech, gdzie będzie jakakolwiek lepsza stawka startowała, Chodzi o to, żeby ci ludzie nabrali takiego obiegania i zobaczyli gdzie są między innymi juniorami i młodzieżowcami, bo z nimi będą konkurować w Otepaeae pod koniec stycznia na mistrzostwach świata juniorów.

Czy ma pan kontakt z zawieszoną na dwa lata za stosowanie dopingu Kornelią Marek? Wiadomo czy obecnie trenuje?

- Z tego co wiem to trenuje, chce startować w biegach masowych. Prosiła o przysłanie jej planów treningowych, żeby podpowiedzieć jej jak ma trenować i co realizować. Tyle mam z nią kontaktu i tyle o niej wiem. W każdym razie Kornelia chce biegać i chce wrócić.

Mocno odmłodzona została nie tylko kadra kobiet, ale i mężczyzn. Tu też nie brak nowych zawodników.

- Do tamtego roku funkcjonowało to jako kadra A-mix, były to dziewczyny oraz Janusz Krężelok z Maćkiem Kreczmerem. Teraz Janusz skończył karierę, a męska kadra została poszerzona o nowych chłopaków. Wiele się więc nie zmieniło. Najważniejsza jest rywalizacja, konfrontacja z rywalami. Maciej Kreczmer robi w tym wszystkim dobrą robotę, pokazuje tym młodym chłopakom jak się powinno trenować, bo sam trochę lat już w końcu trenuje i wie, jak to ma wszystko przebiegać. Młodzi zawodnicy na pewno się od niego wiele nauczyli, bo młodzi zawsze od starszych się uczą. Taki jest cel, budujemy stopniowo kadrę na igrzyska w Soczi. Teraz zajmują dalekie miejsca, ale w Kuusamo daleko byli też Włosi, Veerpalu czy po dwóch biegach Bauer. Na razie niech się więc uczą.

Komentarze (0)