Był największym talentem sportowym końca lat 50. Wdarł się przebojem do czołówki skoczków krajowych. W sezonie przedolimpijskim wywalczył tytuł mistrza Polski, pokonując najlepszych zawodników; wygrał zawody rozegrane podczas Memoriału Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny. Później skutecznie zaatakował czołówkę światową, wygrywając m.in. zawody w Klingenthal i Oberwiesenthal. Często skakał dalej i piękniej od samego Helmuta Recknagela. Swój talent i świetną formę miał udowodnić na igrzyskach w Squaw Valley. Jako jeden z pierwszych zawodników otrzymał olimpijską nominację.
Wszystko układało się zgodnie z planem aż do 28 stycznia 1960 roku. Kilka dni przed wyjazdem Zdzisław Hryniewiecki i Władysław Tajner trenowali razem na skoczni w Wiśle-Malince. 'Dzidek' skoczył lepiej od Tajnera, bijąc prawie swój rekord obiektu. Podczas skoku zaliczył podpórkę, w drugiej serii chciał wyeliminować ten błąd. Za wcześnie jednak wyszedł z progu i skok zakończył się groźnym upadkiem, którego efektem był złamany kręgosłup - złamanie trzonu kręgu szyjnego i stłuczenie klatki piersiowej. Nastąpił niedowład górnych kończyn i bezwład tułowia oraz kończyn dolnych. Hryniewieckiego natychmiast przewieziono do szpitala w Cieszynie, następnie helikopterem został dostarczony do Instytutu Chirurgii Urazowej w Piekarach Śląskich, gdzie przeprowadzono operację.
Nie chodziło już o to, by 'Dzidek' mógł powrócić do czynnego uprawiania sportu. Walka toczyła się tylko o możliwość w miarę normalnego funkcjonowania. Po operacji trafił do kliniki w Danii, gdzie kontynuował rehabilitację. Mimo codziennych zabiegów i masaży nie udało się przywrócić sprawności jego mięśniom. Nauczył się samodzielnie siedzieć, potrafił stać w poręczach, znacznie poprawiła się sprawność jego rąk.
Jeden zamknięty rozdział życia otworzył kolejny. W jednym z polskich szpitali poznał pielęgniarkę - Wandę Góralską. Wzięli ślub, otrzymał mieszkanie, ufundowano mu samochód. Kibice i przyjaciele nadal o nim pamiętali. Odwiedzali, prosili o autografy, robili zdjęcia. 'Dzidek' od czasu do czasu pojawiał się na skoczni obserwując konkursy skoków. Wydawało się, że jego życie uległo stabilizacji, a on już całkiem pogodził się z kalectwem. Tak jednak się nie stało. Po pięciu latach małżeństwo rozpadło się. Zdzisław coraz rzadziej uśmiechał się, był niezadbany, przytył, pojawili się "koledzy". Nadeszła era kolejnych mistrzów, dziennikarze powoli zapominali o przerwanej historii skoczka...
Zdzisław Hryniewiecki zmarł 17 listopada 1981 roku w Bielsku Białej. 22 lata, spośród zaledwie 43 lat życia, spędził na wózku inwalidzkim. Jego smutna historia pokazuje, jakiego wyzwania podejmują się skoczkowie. Każdy skok niesie za sobą olbrzymie ryzyko. To co odebrało 'Dzidkowi' zdrowie, było jego największą miłością. Po latach zapytany czy żałuje, że wybrał skoki narciarskie, bez wahania odpowiadał, że gdyby stanął jeszcze raz przed wyborem swojej drogi życiowej, wybrałby ją dokładnie tak samo.