Daniel Ludwiński (SportoweFakty.pl): Rozmawiamy tuż przed rozpoczęciem mistrzostw świata w Val di Fiemme. Jakie możemy mieć pańskim zdaniem oczekiwania wobec polskich skoczków?
Apoloniusz Tajner: Jeśli chodzi o naszych skoczków to na pewno mamy szanse medalowe zarówno w obydwu konkursach indywidualnych, jak i w konkursie drużynowym. W zawodach indywidualnych szczególnie mam tu na myśli Kamila Stocha, ale są jeszcze przecież Maciek Kot i Piotr Żyła, którzy ostatnio wskakiwali już do czołowej dziesiątki w Pucharze Świata. Dla mnie pozytywną niespodziankę może sprawić ponadto Dawid Kubacki. Jest w tej chwili w naprawdę dobrej dyspozycji. Skacze trochę podwyższonym torem lotu, a skocznie w Predazzo będą do jego stylu lotu pasowały, tym bardziej że wieczorami są tam ruchy powietrza od tyłu, a to sprzyjałoby technice Kubackiego. Liczyłbym więc tu również na niego. Spośród sześciu zawodników, których wysyłamy do Włoch, jestem przekonany, że trener Łukasz Kruczek wystawi tych zawodników, którzy będą w naprawdę najlepszej dyspozycji. Będzie to drużyna równa i zdolna walczyć o medale.
Adam Małysz stwierdził, że to nawet lepiej, iż nasza kadra zajęła piąte miejsce w drużynowym konkursie Willingen, gdyż w przypadku ewentualnego powtórzenia drugiej pozycji z Zakopanego wszyscy oczekiwaliby medalu i presja byłaby większa. Zgodzi się pan z tą opinią?
- Tak, i dodam, że trzeba pamiętać, iż każdy konkurs drużynowy rządzi się swoimi prawami. Myślę, że przedział od pierwszego miejsca do piątego możemy zakładać, bo na to naszych zawodników stać. Jest jednak szansa na to, żeby powalczyć o medal. Silni są obecnie Norwegowie, Austriacy u których zobaczymy jak wypadną Kofler i Morgenstern, którzy byli ostatnio wyłączeni z Pucharu Świata, ponadto mocni są Niemcy, a także Słoweńcy. Nasi zawodnicy są jako piąta drużyna w tym koszyku. Pozostałych, np. Japończyków, jesteśmy planowo w stanie pokonać.
Wspomniana Słowenia wygrała w tym sezonie już dwa konkursy drużynowe. Spodziewał się pan, że zawodnicy z tego kraju będą aż tak mocni?
- Nie. Wiadomo było, że się liczą, ale nie myślałem, że będą tak równo skakać. Trzeba mieć też trochę szczęścia w przygotowaniach, żeby kilku zawodników mieć na takim poziomie, a u nich są Robert Kranjec, Peter Prevc, Jurij Tepes, młody Jaka Hvala, czyli ich kolejna niespodzianka in plus. Nie spodziewałem się więc tak równych Słoweńców, choć przypuszczałem, że któryś z nich na pewno będzie skakał w czołówce.
Na mistrzostwach świata czeka nas sporo emocji biegowych. Czy po raz kolejny będzie to przede wszystkim pojedynek dwóch zawodniczek, Marit Bjoergen i Justyny Kowalczyk?
- Można zakładać, że tak właśnie będzie. Co do Kowalczyk to mamy pewność, natomiast co do Bjoergen to nie wiemy co się z nią dzieje, czy ma jakiś kłopot zdrowotny, bo jeśli tak, to może być u niej w ogóle problem ze startem, ale to na pewno się szybko wyjaśni. Justyna posiada szanse medalowe w czterech biegach indywidualnych. Sam liczę również na sztafetę, która może powalczyć o miejsca od trzeciego do szóstego. Ponadto jeśli któraś z dziewczyn dobrze pobiegnie indywidualnie to jest szansa, że w sprincie drużynowym również wystartuje wspólnie z Justyną Kowalczyk. Oczywiście decyzje będą podejmowane dosłownie z dnia na dzień już w Val di Fiemme.
Wspomniał pan o sztafecie. Naprawdę możemy liczyć na walkę o tak wysokie lokaty? W czołówce nie brak przecież wielu mocnych zespołów.
- Myślę że tak. Gdy trener Ivan Hudac przejmował naszą kadrę biegaczek z kadry MIX to otrzymał takie właśnie zadania. Mamy Sylwię Jaśkowiec, Paulinę Maciuszek, Kornelię Kubińską, Agnieszkę Szymańczak. Ostatnio nie startowały w Pucharze Świata, gdyż trener szykował je do startu w sztafecie właśnie na mistrzostwa świata. Dla nich jest to największa szansa zrobienia wspólnie z Justyną Kowalczyk dobrego wyniku na zawodach tej rangi. Sam jestem ciekaw jak się te przygotowania udały. Paulina Maciuszek potrafiła zresztą już ostatnio wchodzić do najlepszej trzydziestki w zawodach pucharowych.
W składzie reprezentacji Polski nie ma kombinatorów norweskich. Dlaczego nie wystąpią w Val di Fiemme?
- Rzeczywiście, oni nie jadą. Taką decyzję podjęliśmy wspólnie z trenerami kadry w kombinacji. Mając rozeznanie w światowym poziomie czołówki kombinacji sami uznali oni, że nie mamy zawodnika, który mógłby wystartować w sposób, z którego moglibyśmy być zadowoleni, czyli uzyskać wynik w granicach czołowej trzydziestki. Natomiast jest Adam Cieślar, który zaczyna dobrze startować w zawodach Pucharu Kontynentalnego - zajmuje tam regularnie miejsca w czołowej dwudziestce. Myślę, że może to być zawodnik, które ewentualnie ma szanse na występ na igrzyskach w Soczi. Nie było natomiast sensu wysyłać teraz żadnego z kombinatorów na mistrzostwa świata.
Do Włoch pojadą jednak biegacze, którzy także nie mają raczej zbyt dużych szans na wysokie lokaty, ponadto ostatnio na swoje mistrzostwa świata dość licznie pojechali również alpejczycy. Nie można więc było dać szansy choćby wspomnianemu Cieślarowi, zakładając, że będzie to dla niego np. okazja do nauki?
- Nie, tę decyzję myśmy podjęli już wcześniej. Myślę, że po kontuzji lepiej będzie, jeśli będzie startował on w zawodach niższej rangi. Decyzja została mocno skonsultowana z trenerami kadry. Natomiast jeśli chodzi o wspomniane konkurencje alpejskie, to trójka zawodników, Maciej Bydliński, Karolina Chrapek i Agnieszka Gąsienica-Daniel, zajęła miejsca w czołowej trzydziestce, a to całkiem niezły wynik. Brakuje nam tylko oparcia tego wyniku w Pucharze Świata, bo w mistrzostwach świata jest o to łatwiej, gdyż startuje tylko czwórka z każdej reprezentacji. Tak naprawdę wyznacznikiem poziomu jest awans do czołowej trzydziestki w Pucharze Świata, a Maciej Bydliński zrealizował to w tym sezonie dwa razy.
Pierwsze medale w Val di Fiemme rozdane zostaną w czwartek. Czy po zakończeniu mistrzostw będziemy je dobrze wspominać?
- Poziom sportowy i forma Justyny Kowalczyk, a także skoczków, są na dobrym poziomie. Pokazały to ostatnie starty bezpośrednio przed mistrzostwami i raczej trzeba być dobrej myśli. Wszystko wskazuje na to, że będziemy po tych mistrzostwach zadowoleni.