- Nie było zbyt dobrze. Nie mam się z czego cieszyć. Zakwalifikowałem się co prawda do drugiej serii, ale z racji tego, że wystąpiło w niej 31. skoczków, a ja zająłem ostatnie miejsce, nie zdobyłem ani punktów do Pucharu Świata, ani nic nie zarobiłem. Nie "przytulę" po noworocznym konkursie nawet jednego franka, ale co zrobić. Może następnym razem będzie lepiej - śmiał się po zawodach Krzysztof Biegun, któremu wcale nie było do śmiechu, bo pewnie liczył na lepszy występ. Marnym pocieszeniem jest to, że znajduje się w miarę wysoko na półmetku klasyfikacji 62.TCS, bo jest na dobrym 20. miejscu.
Dla Krzysztofa Bieguna była to pierwsza noc sylwestrowa spędzona na Turnieju Czterech Skoczni. - Tyle się z Klimkiem (Murańką – przyp.mk) naczekaliśmy na tę północ, żeby pięć minut przed nią dojść do wniosku, że nie wychodzimy nawet z hotelu na zewnątrz, a sztuczne ognie obejrzymy z okna. Byliśmy bardzo zmęczeni po sylwestrowych treningach i kwalifikacjach. Chcieliśmy odpocząć. Fajerwerki widzieliśmy, szampana napiliśmy się, słowem Sylwestra spędziliśmy z kulturą - wyjaśniał w Nowy Rok Biegun.
Ani jeden skok młodego Polaka nie należał do udanych. Biegun po powrocie z Uniwersjady skacze słabiej niż wcześniej w zawodach Pucharu Świata. - W pierwszym skoku w Garmisch-Partenkirchen wydawało mi się, że źle skoczyłem. Trener z kolei mówił, że wcale tak źle nie było. W drugim skoku chciałem wykonać go inaczej, poszedłem w drugą stronę i przedobrzyłem wszystko. Wyszło jak wyszło. W kiepskim nastroju zaczynam Nowy Rok - podsumował Biegun.
Z Garmisch-Partenkirchen
dla SportoweFakty.pl
Maciej Kmiecik
[b]Sporty zimowe na SportoweFakty.pl - Jesteśmy na Facebooku, dołącz do nas.
[/b]