Trzy lata od historycznego wydarzenia dla Polski. Komentator TVP szalał z radości

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

15 lutego 2014 roku przeszedł do historii polskiego sportu. Wówczas na igrzyskach olimpijskich w Soczi złote medale zdobyli Kamil Stoch i Zbigniew Bródka. Nigdy wcześniej w zimowych IO Polacy nie cieszyli się jednego dnia z dwóch złotych krążków.

Złote żniwo dla Polaków rozpoczął Zbigniew Bródka. Jeszcze przed rozpoczęciem zmagań w Soczi łyżwiarza z Głowna wymieniano jako jednego z faworytów w rywalizacji indywidualnej na 1500 metrów.

Niewielu spodziewało się jednak złotego medalu naszego reprezentanta i w dodatku wywalczonego w tak dramatycznych okolicznościach. W swojej parze Bródka rywalizował z Amerykaninem, dwukrotnym mistrzem olimpijskim, Shanim Davisem. Polak pojechał świetnie, zwłaszcza drugą część dystansu i objął prowadzenie w zawodach. Przed ostatnią parą Bródka był już pewny medalu. Kwestią otwartą pozostawał jednak kolor krążka.

W ostatnim biegu świetnie jechał główny faworyt zmagań Koen Verweij. Na ostatnich dwóch okrążeniach Holender zaczął doganiać wirtualną czerwoną linię, która pokazywała telewidzom wcześniejsze tempo przejazdu Zbigniewa Bródki. Verweij wpadł na metę z identycznym czasem jak Polak, a o zwycięstwie musiały zadecydować tysięczne części sekundy. Ostatecznie lepszy o 0,003 był Bródka.

Końcową część rywalizacji na 1500 metrów fantastycznie skomentował na antenie Telewizji Polskiej Piotr Dębowski. Jego słowa "O matko jedyna, co tu się dzieje", "Król, pan i władca, najlepszy strażak świata" oraz "Ugasił ten olimpijski płomień nadziei rywali" przeszły do historii.

ZOBACZ WIDEO Mama Roberta Lewandowskiego: Liczę na finał mistrzostw świata z udziałem Polski i Roberta

- Spodziewałem się, że Zbyszek będzie walczył w Soczi o medal, ale nie sądziłem, że to będzie złoto. Dramatyczny przebieg rywalizacji, zwieńczony ostatnim biegiem z udziałem Verweija, wywołał ogromne emocje. Ja się im oddałem i w finałowym momencie walki o złoto stałem się kibicem, który marzył o Polaku na najwyższym stopniu podium - przyznał Piotr Dębowski, dodając: - Po powrocie do wioski olimpijskiej Zbyszek przesłuchał nagranie z moim komentarzem. Mówił, że dobrze podkreślał on dramaturgię rywalizacji i oddawał to, co działo się na lodzie, dodał też do tego wszystkiego kolorytu. Przyznał też, że dzięki komentarzowi dodatkowo tę walkę przeżywał, zobaczył, jak to wszystko się odbywało i jak mogli to odczuwać kibice.

Komentarz Dębowskiego bił rekordy wyświetleń w internecie. Sam złoty medalista z Soczi także długo nie zapominał o tym jak jego sukces skomentował dziennikarz TVP.

- Było mi bardzo miło, kiedy na Balu Mistrzów Sportu dostałem od niego oficjalne podziękowania ze sceny. Poczułem się wyróżniony, bo właściwie nie zdarza się, żeby otrzymując nagrody dla najlepszych sportowców roku, laureaci ze sceny dziękowali dziennikarzom za skomentowane zawody z ich udziałem. Zbyszek coś takiego zrobił. Od kibiców usłyszałem wiele ciepłych słów, a zachowanie głównego bohatera było dla mnie ostatecznym dowodem na to, że ja też dobrze wykonałem swoją pracę. Ten złoty medal to dla mnie najbardziej wyjątkowy moment w karierze komentatora, w ogóle całe igrzyska w Soczi były dla mnie niezwykłe, poza złotem Bródki w łyżwiarstwie szybkimi były przecież także srebro i brąz w konkurencjach drużynowych. Mecze piłkarzy ręcznych w Katarze też były wyjątkowe, zwłaszcza ten o brązowy medal z Hiszpanią, podobnie kwalifikacje olimpijskie siatkarzy w Berlinie i bardzo dramatyczny mecz Polaków z Niemcami. Nie ma jednak co ukrywać, że złoty medal Zbyszka jest na czele tej listy - podkreślił Piotr Dębowski.

Zwycięski Bródka uzyskał czas 1:45.00. Z takim rezultatem wiąże się ciekawa historia, którą przypomniał Dębowski.

- Przed startem rozmawiałem z trenerem Wiesławem Kmiecikiem i omawialiśmy, jak powinien wyglądać przyjazd Zbyszka, jakie powinny być czasy na poszczególnych okrążeniach, żeby była szansa na medal. Mam do dziś kartkę z zapisanym wynikiem końcowym Bródki - trener napisał mi dokładny czas: 1:45.00. I to był właśnie rezultat Zbyszka! Jego przejazd był perfekcyjny. Wylosował świetnego bezpośredniego rywala, Shaniego Davisa. Zaczynał też z toru, który dawał mu możliwość kończenia biegu po wewnętrznej. Wiesław Kmiecik zapisując czas na mojej kartce, powiedział, że to powinien być wynik na medal. Pewnie też nie sądził, że da złoto, ale tak się stało. Niesamowita historia. W łyżwiarstwie szybkim na 1500 metrów wszystko może się wydarzyć. Przecież Verweij też pojechał świetnie, a zabrakło mu trzech tysięcznych sekundy do złota - podkreślił rozmówca.

Kibice zapewne pamiętają także, jak porażkę z Bródką znosił Verweij. Holender na podium w ogóle się nie uśmiechał i sprawiał wrażenie, że nie może pogodzić się z przegraną. Co więcej, po zawodach holenderskie media podważały decyzje sędziów, którzy zdecydowali, że o 0,003 sekundy lepszy był Polak.

- Przykro mi to mówić, ale nie było mi go szkoda. Przede wszystkim byłem szczęśliwy, że zwyciężył Polak. Pewnie rozpaczałbym, gdyby to Holender pokonał Bródkę taką różnicą, trudno byłoby się z tym pogodzić. Tego dnia szczęście uśmiechnęło się jednak do naszego zawodnika - zaznaczył komentator.

Zbigniew Bródka zdobył złoty medal tuż przed rozpoczęciem indywidualnego konkursu na dużej skoczni. W nich Polscy kibice także przeżywali wspaniałe chwile za sprawą Kamila Stocha. Zawody wspomina Włodzimierz Szaranowicz, a piszemy o tym na kolejnej stronie. [nextpage]Po triumfie w wielkim stylu Kamila Stocha na obiekcie normalnym, nad Wisłą wszyscy czekali na powtórzenie wyniku Polaka na większej skoczni.

- Przed konkursem złoty medal, i to w niesamowitych okolicznościach, zdobył Zbigniew Bródka. To rewelacyjnie podgrzewało atmosferę i wprowadzało przekonanie, że triumf Kamila musi się wydarzyć. Jak pamiętamy, konkurs był jednak dość wyrównany - przyznał dla WP SportoweFakty Włodzimierz Szaranowicz, który komentował zmagania skoczków na antenie TVP.

W pierwszej serii Stoch i Noriaki Kasai uzyskali po 139 metrów. Na prowadzeniu był Polak, który o 2,8 punktu wyprzedzał Japończyka. W finale Kasai uzyskał 133,5 metra. Podopieczny Łukasza Kruczka skoczył metr bliżej i rozpoczęło się nerwowe oczekiwanie na końcowe wyniki. Ostatecznie Stoch pokonał Azjatę o 1,3 punktu i zdobył złoty medal.

- Przypominam sobie kiks telewizji słoweńskiej, która produkowała w Soczi sygnał ze skoków. Po skoku Stocha pokazała na Noriakiego Kasaiego i cały czas podglądała jego reakcje. Z kolei my wiedzieliśmy, że minimalnie wygra Kamil i swoje już wykrzyczeliśmy. Gdyby jednak nie udało się, to byłby żal. Nawet ogromna sympatia do Japończyka nie pozwoliłaby beztrosko spojrzeć na utratę złotego medalu. Wszystko skończyło się jednak zgodnie z naszymi oczekiwaniami i było cudownie. Myślę też, że i dla Noriakiego to był występ życia, bo wcześniej zdobywał medale, ale wicemistrzostwo olimpijskie to wielka rzecz, zwłaszcza gdy sięga się po nie, mając 42 lata - podkreślił Szaranowicz.

Dwa złote medale naszych reprezentantów jednego dnia na zimowych IO było wydarzeniem bez precedensu dla Polaków.

- Dzień, w którym przeżywa się dwa złote medale, należy z całą pewnością do fantastycznych wspomnień. Na igrzyskach zdarza się rzadko, choć pamiętam Londyn, kiedy Tomek Majewski i Adrian Zieliński zwyciężali w odstępie kilkunastu minut i to były nasze jedyne złote medale na tych igrzyskach. Jednak kiedy przyjechaliśmy na skocznię do Russkich Gorek, byliśmy przekonani, że to będzie fantastyczny dzień, właśnie taki jak w Londynie - zapewnił dyrektor TVP Sport.

Włodzimierz Szaranowicz zdradził również, jak wyglądało świętowanie sukcesów Biało-Czerwonych w Soczi.

- Najfajniejszą rzeczą była euforia już po zawodach. Zewsząd dostawaliśmy gratulacje, jakbyśmy to my sami wygrali. Spotkaliśmy się potem w ukraińskiej restauracji na terenie wioski prasowej i śpiewaliśmy popularne piosenki, w tym te discopolowe. Do naszych śpiewów dołączyli się wszyscy. Najpierw dyskretnie Japończycy, potem Europejczycy i Amerykanie - zakończył rozmówca WP SportoweFakty.

Łącznie na igrzyskach olimpijskich w Soczi Polacy zdobyli 6 medali. Do złotych krążków Stocha i Bródki mistrzostwo olimpijskie dołożyła także Justyna Kowalczyk. Łyżwiarki szybkie zdobyły także srebro w rywalizacji drużynowej, a łyżwiarze brąz.

Dokładnie 3 lata po historycznym dniu z dwóch polskich bohaterów w wysokiej formie nadal jest Kamil Stoch. Podwójny mistrz olimpijski z Soczi na początku 2017 roku wygrał 65. Turniej Czterech Skoczni i prowadzi w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Zdecydowanie słabiej prezentuje się Zbigniew Bródka. Na lutowych mistrzostwach świata w Pjongczang na swoim koronnym dystansie 32-latek był dopiero 21.

XXIII Zimowe Igrzyska Olimpijskie zostaną rozegrane w koreańskim Pjongczang od 9 do 25 lutego 2018 roku.

Źródło artykułu: