Koreańczycy wybudowali nowy obiekt. Skocznia szybko uzyskała homologację, a Walter Hofer zapewnił władze Koreańskiego Związku Narciarskiego, że pomoże im w otrzymaniu prawa do organizacji konkursu LGP. Tak też się stało... i kraj z dalekiej Azji znalazł się w kalendarzu LGP 2009.
Na dzień dzisiejszy wiadomo, iż w Korei na Letniej Grand Prix nie pojawią się najlepsi zawodnicy m.in. Gregor Schlierenzauer, Thomas Morgenstern oraz Adam Małysz. Trudno również przypuszczać, aby inne ekipy przyjechały tam w mocnych składach. Wszystko wskazuje na to, że konkurs będzie miał raczej rangę zawodów drugiej ligi...
Drugą niewiadomą w Korei są kibice. Koreańczycy nie za bardzo przepadają za skokami narciarskimi, a tym samym może ich zabraknąć w gronie widzów pod skocznią. Na fanów z Europy nie ma co liczyć, ponieważ jest zbyt duża odległość, a w Korei ciągle są konflikty polityczne zniechęcające do odwiedzania tego państwa przez turystów. Zagorzali zwolennicy skoków narciarskich z trudem docierają na konkursy rozgrywane w Japonii, nie mówiąc już o tym, co będzie w Korei...
Szefowie wielu kadr byli zniesmaczeni faktem przyznania organizacji LGP właśnie Korei. Ich zdanie podzielają kibice, ponieważ już teraz wiedzą oni, że zawody nie będą atrakcyjne, a ich oglądanie nie przyniesie żadnych większych emocji.
Stacja Eurosport rozważa nietransmitowanie zawodów LGP z Korei, ponieważ ponieśliby oni spore koszty instalując tam swoje kamery oraz wyjeżdżając do tego kraju z całą swoją ekipą transmisyjną. Jeśli zatem nie będzie transmisji z tych zawodów, to widzowie nawet nie zobaczą, jak wygląda tamtejszy obiekt. Wątpliwy jest również przyjazd dziennikarzy z Europy. Nie są oni zbyt chętni, aby przemierzać pół świata i zobaczyć tylko zawodników w większości skaczących w Pucharze Kontynentalnym...
Zastanówmy się więc czy lepiej jest robić zawody w dalekiej Korei i patrzeć tam na słabo skaczących zawodników, czy też zorganizować dobry konkurs w Europie, gdzie przyjechałaby większość czołówki?