Żużel. Wygrał Grand Prix dzięki temu, że jeździ w I lidze?!

PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Max Fricke
PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Max Fricke

Max Fricke jest jedynym uczestnikiem cyklu Grand Prix, który startuje w rozgrywkach eWinner 1. LŻ. Przed sezonem obawiano się, że brak regularnych konfrontacji z najlepszymi wpłynie negatywnie na wyniki w GP. Okazało się, że jest odwrotnie.

Australijczyk zdecydował się pozostać na kolejny sezon w Stelmet Falubazie Zielona Góra, ale dzięki temu paradoksalnie ma więcej okazji do regularnych występów. W PGE Ekstralidze obowiązuje bowiem zakaz jazdy w więcej niż jednej zagranicznej lidze. W I lidze te restrykcje są nieco mniej dotkliwe, a żużlowcy mogą dobrać sobie dwa zagraniczne kluby.

Z tej możliwości skorzystał właśnie Max Fricke, który jako jedyny ze światowej czołówki, rywalizuje w meczach ligowych w poniedziałek, wtorek, środę oraz w weekendy. To atut, bo wielu ekstraligowców chciałoby mieć równie napięty grafik, ale ze względu na nałożone ograniczenia, nie może pójść jego śladem.

- Przed sezonem rzeczywiście wielu bało się, że Max decydując się na pozostanie w Falubazie, traci możliwość regularnej konfrontacji z najlepszymi na świecie. To nieprawda, bo przecież jeździ w Szwecji, Wielkiej Brytanii, Polsce, a co dwa tygodnie ma Grand Prix. Zresztą eWinner 1. Liga też jest wyrównana i nie można jej lekceważyć. Jest mnóstwo znakomitych zawodników, a sprzęt jest porównywalny z żużlowcami z PGE Ekstraligi - przekonuje współpracujący z Australijczykiem, Tomasz Gaszyński.

ZOBACZ WIDEO Solidny punkt w cieniu gwiazd. Szymon Woźniak o swojej roli w zespole

Polak ostrzega jednak przed wyciąganiem zbyt pochopnych wniosków. - Nie sugerowałbym, że to dzięki większej liczbie startów poszło nam tak dobrze, a już na pewnie nie tylko dlatego. Zimą po prostu zdecydowaliśmy się wykorzystać sytuację i dostosowaliśmy się do możliwości regulaminowych. Dzisiaj wyszło na dobre, ale wpływ tej decyzji na formę, będziemy oceniać dopiero na koniec sezonu - przyznaje były menedżer m.in. Tomasza Golloba.

Fricke podczas zawodów w Warszawie pokazał się ze znakomitej strony i w drugiej części zawodów był zdecydowanie najszybszym zawodnikiem. Wielu zaskoczył nie tylko śmiałymi atakami, ale także dość odważnymi wyborami pól startowych przed półfinałem i finałem.

- Pierwszy bieg to była porażka, ale później zmieniliśmy motocykl i było już znakomicie. Korzystaliśmy z silników od Ashley’a Holloway’a i one spisywały się bez zarzutu. Pola startowe nie były równe, ale robiliśmy wszystko, by wykorzystać je jak najlepiej. Fajnie mi się współpracuje z Maksem i przed półfinałem oraz finałem mieliśmy dyskusję odnośnie wyboru pól startowych. Postawiliśmy dość nietypowo na pola D, ale mieliśmy na to plan i okazało się, że ta decyzja była trafiona - komentuje sukces swojego podopiecznego, Gaszyński.

Czytaj więcej:
Polak liderem cyklu Grand Prix
Zmarzlik tłumaczy się z błędu w półfinale

Źródło artykułu: