Płakała cała Polska. Nie poradził sobie z presją. Swoje "dołożyli" fani

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Łukasz Romanek
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Łukasz Romanek

Po jednym ze spotkań kibice grozili mu spaleniem samochodu, w internecie wylewano na niego wiadro pomyj, aż w końcu Łukasz Romanek nie poradził sobie z otaczającą go presją. Dopiero po tragedii kibice zrozumieli, że przyczynili się do śmierci idola.

W tym artykule dowiesz się o:

2006 rok, nie było mediów społecznościowych, a internet tak naprawdę dopiero stawał się powszechnym źródłem dostępu do informacji w Polsce. Kibice żużlowi nie przerzucali się argumentami i obelgami na Twitterze czy Facebooku, a na forach dyskusyjnych. To tam przed 16 laty wylewano pomyje na Łukasza Romanka.

Aż nadszedł poranek 3 czerwca 2006 roku. Jeden z fanów napisał, iż przed domem żużlowca RKM-u w Wilczy pojawiła się policja i prokurator, bo były mistrz Europy juniorów popełnił samobójstwo w przydomowym warsztacie. Plotka szybko znalazła potwierdzenie w faktach. Łukasz Romanek targnął się na swoje życie wieczorem 2 czerwca, kilka godzin po zakończonym treningu, po tym jak dowiedział się, że ma miejsce w składzie na kolejny mecz ligowy.

3 czerwca kibice zgromadzili się na stadionie przy ul. Gliwickiej, by zapalić znicze na torze. W miejscu, w którym żużlowiec RKM-u jeszcze kilkanaście godzin wcześniej trenował próbne starty. Ktoś przygotował zdjęcie Romanka z napisem "przepraszamy", bo wśród fanów panowało przekonanie, że bolesna krytyka pchnęła zawodnika do desperackiego kroku.

Talent czystej wody

Łukasz Romanek licencję żużlową zdobył w roku 2000. Trafił na okres, w którym klub z Rybnika zaczął wychodzić na prostą, a szkolenie stało się oczkiem w głowie prezesa Dominika Kolorza. Do tego rewolucja kadrowa w drużynie "Rekinów" pozwalała stawiać na obiecujące talenty. Swoje umiejętności Romanek potwierdził już w kolejnym sezonie, gdy dość niespodziewanie został mistrzem Europy juniorów.

Romanek nie miał łatwo w Rybniku, bo z tego samego pokolenia wywodzili się nieźli juniorzy - Roman Chromik, Rafał Szombierski i Łukasz Szmid. Zdarzało się, że któryś z nich musiał lądować poza składem. Sytuację dodatkowo komplikowała Kalkulowana Średnia Meczowa, która ograniczała możliwość budowy składu w oparciu o średnią punktową z ubiegłego sezonu. Wszystko po to, aby prezesi nie budowali dream teamów.

Ten tekst być może nie powstałby, gdyby nie wydarzenia z czerwca 2002 roku, kiedy to Łukasz Romanek podczas finału mistrzostw Polski juniorów zderzył się z Robertem Miśkowiakiem. Nie doznał żadnych złamań, ale stwierdzono u niego uraz głowy. Początkowo lekarze utrzymywali go w śpiączce.

Przez kilka lat w Rybniku organizowano turniej ku pamięci Łukasza Romanka
Przez kilka lat w Rybniku organizowano turniej ku pamięci Łukasza Romanka

RKM walczył wówczas o awans do Ekstraligi i pojawiła się presja, by Romanek szybko wrócił na tor. Ku zaskoczeniu kibiców, znalazł się w składzie po kilku tygodniach przerwy. Ba, nawet wygrał pierwszy wyścig. Tyle że później było gorzej. Coraz częściej można było dostrzec, że po wypadku żużlowiec jest zablokowany psychicznie. Zamykał gaz w prostych sytuacjach, nie walczył jak dawniej.

- Ten wypadek miał duży wpływ na życie Łukasza. Po tej kraksie mógł mieć jakiś ukryty uraz. To również mogło wpłynąć na jego decyzję o samobójstwie - powiedział po tragedii Piotr Pyszny, jeden z czołowych żużlowców rybnickiej drużyny w latach 80., a następnie sponsor Łukasza Romanka.

Zaszczuty przez kibiców

Słabe występy ligowe Romanka frustrowały kibiców. Zwłaszcza iż zawodnik dużo lepiej radził sobie w zawodach indywidualnych, którym towarzyszyła mniejsza presja. Na domowym torze potrafił zdobyć tytuł mistrza Polski juniorów w sezonie 2003.

Sytuacji nie pomagał fakt, iż również "Rekiny" zaczęły dołować. W roku 2004 klub w końcu doczekał się jazdy w Ekstralidze, ale brak solidnych wzmocnień sprawił, że drużyna przegrywała spotkania i była głównym kandydatem do spadku. W tym samym czasie Romanek potrafił m.in. zdobyć brązowy medal mistrzostw Polski juniorów.

Trener Jan Grabowski, który uczył go żużlowego rzemiosła, widział się z byłym podopiecznym na nieco ponad miesiąc przed tragedią. - Wspominał mi o nagonce ze strony kibiców, zwłaszcza nieprzychylnych opiniach wypisywanych w internecie. Wydzwaniano również do niego i zmienił z tego powodu numer telefonu komórkowego. Grożono mu nawet spaleniem samochodu - mówił Grabowski w "Gazecie Wyborczej" o presji, jaka ciążyła na Romanku.

Już wtedy niektórzy radzili Romankowi, że powinien zmienić otoczenie, że z dala od macierzystego klubu oczyści głowę i łatwiej będzie mu o powrót do wysokiej dyspozycji. - Chcę startować w domu - powtarzał wychowanek "Rekinów", odrzucając idee transferów do Częstochowy czy Bydgoszczy.

"Nie róbcie ze mnie czubka"

Romanek poza torem był osobą skrytą, zamkniętą w sobie. Gdy przed własną publicznością sięgnął po miano najlepszego juniora w kraju, rozpłakał się na podium. Gdy nie radził sobie z presją, niektórzy działacze RKM-u sugerowali mu, że powinien rozpocząć współpracę z psychologiem. Tyle że na początku XXI wieku zupełnie inaczej oceniano taką pomoc.

- Nie róbcie ze mnie czubka - miał mówić Romanek, gdy doradzano mu sięgnięcie po wsparcie eksperta. Dopiero po tragedii, która wydarzyła się 2 czerwca 2006 roku, działacze RKM-u przyznali wprost, iż zawodnik od dawna zmagał się z depresją.

Kibice w Rybniku pamiętają o Łukaszu Romanku
Kibice w Rybniku pamiętają o Łukaszu Romanku

Sezon 2006 miał być dla niego przełomowy. Zimą wybrał się do Australii na zaproszenie Ivana Maugera i wygrał prestiżowy cykl Golden Helmet, organizowany przez sześciokrotnego mistrza świata. Następnie zaczął startować w Wielkiej Brytanii. Wielu uważało, że jego styl jazdy idealnie współgrać będzie z krótkimi i technicznymi torami na Wyspach. Jednak Romanek w barwach The Lakeside Hammers nie zachwycał i stracił w końcu miejsce w zespole.

W Rybniku też nie miał pewnego miejsca w składzie. Często otrzymywał pozycję rezerwowego z numerem 8/16 i wyjeżdżał do meczu w momencie, gdy jego kolegom nie wiodło się najlepiej. Na swoim ostatnim treningu imponował startami, wygrywał większość gonitw z kolegami. Po jego zakończeniu, jakby nigdy nic, umył motocykle i zapowiadał gotowość walki o punkty w Lesznie. Nic nie zwiastowało najgorszego.

Gdzie szukać pomocy?

Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i chcesz porozmawiać z psychologiem, dzwoń pod bezpłatny numer 116 123 lub 22 484 88 01. Listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz też [TUTAJ].

Czytaj także:
Niemiłosierny pech beniaminka PGE Ekstraligi. Kolejna kontuzja w Arged Malesie
Kibice donieśli na prezesa. Kuriozalny powód

Źródło artykułu: